środa, 17 października 2012

"To były piękne dni" - Halina Kunicka

Nie wiem jak bym dokończyła ten list z poprzedniego posta - ale wiem że wtedy miałam dużo jeszcze do napisania... szkoda że wtedy tego nie zrobiłam - bo to inne emocje. Teraz mogę opisać to co pamiętam. Wiem iż przed samym wejściem na nagranie podeszła do mnie jeszcze pani z komisji i poklepała po ramieniu i powiedziała - będzie dobrze! Nie denerwuj się! To była ówczesna pani psycholog, wtedy jeszcze nie znana szerszej publiczności ale w tej chwili rozpoznawana przez większość telemaniaków - Pani Dorota Zawadzka słynna "Super - Niania". To ona była pierwszą osobą, która mnie zauważyła podczas eliminacji i zainteresował się moją historią. Gdy zmieniła posadę "Pani psycholog" W Jaka To Melodia na "Super - Nianię"- ja musiałam walczyć o ponowne zaistnienie w programie - ale o tym potem...
Z Panem który był w komisji rekrutacyjnej do programu.
Teraz jeden głęboki oddech i wchodzimy z mężem przez te drzwi do studia... a tu kolejne drzwi...nogi trzęsą się jak z galarety... otwieramy ciężkie  mosiężne" drzwi i naszym oczom ukazuje się piękne... o nie! wcale nie takie piękne... raczej szare i smutne studio melodyjne...niewielkie pomieszczenie... trochę przypominające stodołę... dziwnie bo tak ciemno i głucho... po prawej stronie widzimy niby lekko oświetlona scenę a po lewej krzesełka w ciemności... kierujemy się do krzesełek, bo widzimy siedzące tam osoby towarzyszące innych uczestników...już mnie wywołują, daje tylko małego buziaka mężowi i lecę chociaż czuje jak bym miała zaraz zemdleć a pikawka podchodzi do gardła - chyba nie dam rady!!! Patrzę na swój cel- pulpit- Boże jak do niego daleko a nogi odmawiają posłuszeństwa - aby dojść i jakoś tam stanąć - w gardle sucho jak na Saharze - próbuję przełknąć ślinę. Kolega i koleżanka mnie wyprzedzają - dla mnie zostaje stanowisko nr 3 brzegowe - no i dobrze krótsza droga do ucieczki. Stoję za pulpitem, światło razi prosto w twarz a jedno co próbuje zrobić to odnaleźć w ciemności sylwetkę męża - słabo widoczna i oddalona jego postać siedzi na krzesłach w otchłani - czuje jak dostaje zawrotów - normalnie nie wierze, że tu stoję, trzymam się jedną ręka pulpitu drugą głowy. Słysze głos z góry
 - pani na stanowisku nr 3 dobrze się czuję??? nie skojarzyła, że to o mnie może chodzić...ale słyszeć ponowny głos z góry
- może wody?
Słysze wody, wody, wody i w końcu odpowiadam - tak, - bo nic więcej nie mogę powiedzieć. Jednak woda nie przychodzi tylko pani z komisji woła mnie abym przyszła się napić - masakra znowu muszę zejść i wejść - to trwa wieczność! Napiłam się ale w głowie mam tylko jedną myśl - jak stąd uciec! może zemdleje to mnie wyniosą i tyle będzie z moje występu. Co ja wymyśliłam, po co mi te nerwy. to trzeba być chyba nienormalnym fundować sobie taki zastrzyk adrenaliny!!! Wracam wbrew sobie za pulpit. Poznana przed wejściem przeciwniczka pociesza mnie - będzie dobrze nie stresuj się! Na korytarzu gdy opowiadałam jej, że nigdy więcej tu nie przyjadę, bo ten stres jest przekraczający wszelkie granice moich wyobrażeń na temat stresu, odpowiedziała mi ze śmiechem - przejdzie ci i to szybko! I wrócisz tu nie raz i nie dwa. To jak narkotyk! Zobaczysz - ja tez tak mówiłam i jestem tu już (nie pamiętam jaką liczbę podała ale chyba dość dużą, bo moje oczy zrobiły się ogromne). Stojąc już przy pulpicie myślałam sobie, że dobrze iż gram z tak sympatyczną osobą jaką okazała się być Joasia... O rany zaraz się zacznie - obym wcisnęła chociaż jedną piosenkę a będę najszczęśliwsza osobą pod słońcem potem mogę jechać do domu!!!
Słyszymy instrukcje - kto do jakiej kamery ma się przywitać. Zaczyna się piosenka na telebimie przed nami - "chałupy welcome to" - Zbigniewa Wodeckiego ale śpiewana przez Roberta Janowskiego - gdy piosenka się kończy - stojący poza sceną Pan Robert wskakuje na scenę i udaję iż właśnie zawstydził się dziewczyn tańczących w płaszczach które pokazały swoje wdzięki pod płaszczami. Strasznie śmiesznie to wygląda - że teledysk leci na pulpicie a Robert stoi obok i popija wodę a potem wskakuje na scenę jak by właśnie skończył śpiewać. Wita uczestników - ja witam się "dziwnym" pomachaniem, które umówiłam wcześniej z młodszymi siostrami i kuzynkami - taka wygięta dłoń do tyłu to miał być znak, że ich pozdrawiam, bo wiedziałam, że nie będę w stanie nikogo inaczej pozdrowić - i tak się dziwie, że pamiętałam o tej "rączce". Zgłaszam się do wyboru hasła - puszczają - kurcze! znam piosenkę i jej tytuł ale nie wciskam bo boje się że to nie to a jeśli nawet to, to pewnie zaraz coś przekręcę po angielski i wyjdzie z tego kicha!
Nie wiem czy jest sens opisywania całego przebiegu programu - może lepiej sobie to zobaczcie:

Gdy odgadłam pierwszą nutkę, byłam w niebo wzięta i tylko machałam do męża że jestem zadowolona a gdy uzbierałam 700 zł to już wiedziałam, że zwróciły mi się wszystkie koszty przyjazdu tu jak również eliminacji i to mi w pełni wystarczyło - trzecia runda to wiedziałam, że będzie porażka. Zresztą rano gdy wyjeżdżaliśmy z domu i tata życzył mi powodzenia to tylko mu powiedziałam, że myślę że w dwóch pierwszych rundach to sobie poradzę ale w trzeciej już nie! - po melodii umiem sporo ale po hasłach nic mi nie wchodzi - żadne hasło nie kojarzy mi się z tytułami piosenek. No i tak było. Chociaż Pink Floyd skojarzył mi się z piosenką ale jak się okazało nie o ten tytuł chodziło - gdybym może słuchała podpowiedzi... he, he, he - właśnie! Ja już oczami wyobraźni byłam poza studiem, już jechałam do domu! W ogóle nie słuchałam co mówi prowadzący - chciałam tylko żeby jak najszybciej był koniec. Gdy skończyły się dwie pierwsze rundy i miał się zacząć to najgorsza trzecia - to powiedziałam głośno
- Ja już mogę jechać do domu! Mi już wystarczy!
O to, że odpuściłam duży żal potem maił do mnie Pan Robert. Nawet bym się nie spodziewała, że nawet jemu może zależeć aby zawodnicy tam wygrywali. Poświęcił mi nawet dość długa chwilę po nagraniu.
Dostałam autograf w swoim pamiętniku,
Z Panem Robertem Janowskim prowadzącym program "Jaka To Melodia" - po nagraniu mojego pierwszego odcinka 22.04.2006r - Mój debiut
 zrobiłam sobie z Nim wymarzone zdjęcie - dla mnie było to jak bajka. Spełnione marzenia ubrane w rzeczywistość w którą nadal nie mogę uwierzyć! Czułam się jak na haju. Pan Robert bardzo niezadowolonym głosem karci moje poczynania!
- Oj Donatka, nie potrzebnie odpuściłaś tą trzecią rundę! Miałaś szanse! tu się gra o prawdziwe pieniądze a ty tak łatwo z nich zrezygnowałaś!
Ja odpowiadałam tylko - tak wiem, ale co tam starczy to co mam, ja i tak przyjechałam tu już tylko po przygodę i po to aby Pana spotkać! Nic więcej mi nie trzeba!
Ja tak naprawdę czułam. byłam tak podekscytowana, tak szczęśliwa że nigdy w życiu nie była jeszcze tak szczęśliwa. mogła bym fruwać ze szczęścia!
Z mężem Pawłem na senie "Jaka TO Melodia" - 22.04.2006r.
 Żal było wychodzić z budynku TV ale już nie mogłam się doczekać pochwalenia się czekającym na parkingu Sylwkowi i "Kaśce - moją magiczną wygrana "700" zł które były dla mnie wartością nie do przecenienia - myślałam, że jak już je dostane to włożę chyba w ramkę na pamiątkę!!! Gdy ruszyliśmy w drogę powrotną to trochę objazdy pokomplikowały nam wyjazd i poprowadziły w prost pod stadion ukochanej drużyny Pawła - Legię Warszawa - mało tego właśnie za godzinkę miał się tam odbyć mecz. Normalnie to się nazywa szczęście - a Paweł tak przeżywał, że nie może go zobaczyć w TV a tu proszę zobaczy go na żywo. O ile będą jeszcze bilety! bilety były - tylko Sylwek nie chciał iść bo Kaśka sobie wkręciła, że boi się burd kiboli - ale my nie odpuściliśmy! Poszliśmy na meczyk i na piękny stadion - strasznie nam się podobało! To już druga bajka w ciągu jednego dnia! W podróży powrotnej, za Warszawa zatrzymała nas policja na rutynowa kontrolę. Od lat nie byliśmy nigdy zatrzymywani, a ty proszę. Panowie policjanci byli bardzo mili. Po rejestracjach poznali, że nie jesteśmy "tutejsi" - zaczęli oglądać samochód - słaby bieżnik na oponach... a skąd jedziecie? - na takie pytanie czekałam! Podbiegłam do bagażnika i nie myśląc o tym, że to mogłoby być potraktowane jak łapówka - proponuje poczęstunek czekoladkami z "Jakiej To Melodii" - opowiadam jak tam było fantastycznie. Pytają ja poszło - a ja nie zdradzam tylko zapraszam przed TV i podaje datę kiedy mogą to obejrzeć - więc jedno co wpisali w swój notatnik to właśnie datę emisji mojego programu 13. czerwiec 2006r. - pogratulowali! Czekoladkami się nie poczęstowali ale już nic nie przeglądali w naszym samochodzie tylko pożyczyli nam szerokiej drogi bo pewnie Pani jest zmęczona po takich przeżyciach! Pani, czyli ja była pod wpływem takich emocji, że o zmęczeni nie było mowy. Około północy dojechaliśmy do naszej wioseczki ale pojechaliśmy prosto do pobliskiej dyskoteki w miejscowości Obrzynowo gdzie bawił się właśnie mój brat Artur! Skakałam z radości do piątej rano! Ciągle byłam w szoku! I gdyby nie kuferek w bagażniku to chyba już bym nie mogła uwierzyć, że to zdarzyło się naprawdę! Zjedliśmy z dwie bombonierki na dyskotece! Reszta musiała zostać na poczęstunek reszty rodziny! Nie mogłam spać więc o 7 rano już chwaliłam się rodzicom i opowiadałam jak nakręcona, jak było na nagraniu! Mogłam o tym mówić i mówić. Wszystko powtórzyłam młodszym siostrzyczką Natalii i Marcelince. Gdy tylko zrobiła się odpowiednia pora - czyli około 9- tej rano w niedzielę - już z kuferkiem byłam częstować teściów i od nowa opowiadanko. O 11 - pojechałam do dwóch cioć z rodzinami (sióstr mojego taty) i do kuzynek i kuzynów poczęstować "Czekoladkami malodyjnymi" - oczywiście buzia mi się nie zamykała! Na koniec około 13 pojechałam do wujka Grześka i Irka - nikt prócz rodziców nie wiedział wcześniej że jadę na nagranie - więc teraz niespodzianka była naprawdę dość duża!
O 15 wylądowałam z powrotem w domu i dopiero zaczęłam odczuwać opadanie emocji i lekkie zmęczenie! Lecz z tymi emocjami nie rozstałam się do dnia emisji programu. To były piękne dni!!!

"To były piękne dni" - Halina Kunicka
Nie wiesz nawet ile ci zawdzięczam,
Byłam sama - jak ty byłeś sam,
Nie umiałabym odszukać szczęścia,
A ty sprawiłeś,że smak jego znam...


To były piękne dni,
Po prostu piękne dni,
Nie zna już dziś kalendarz takich dat.
Wtedy uczyłeś mnie,
Wymawiać imię swe,
Wtedy rzuciłeś dla mnie cały świat.
La la la la la la la la la la la la
To były dni,
Niezapomniane dni.


Uczuć teraz czas już nie odmierza,
Miłość nie trwa - tak jak dawniej - wiek,
Kilku dniom swe szczęście się powierza,
One mogą nadać życiu sens...


To były piękne dni,
Po prostu piękne dni... Itd.


Jeśli jeszcze kiedyś się spotkamy,
Może w moich oczach będą łzy,
Bo nie łatwo żyć jest wspomnieniami,
Słowem " ja ",zastąpić słowo " my "...


To były piękne dni,
Po prostu piękne dni... Itd.

A gdy już była emisja, zamiast oglądać wspólnie ze wszystkimi to siedziałam na schodach prowadzących do górnej części mieszkania i tylko słuchałam a w momentach gdy ja zaczynałam mówić coś w programie, zatykałam szczelnie uszy aby tego nie słyszeć. To było dla mnie tak dziwne uczucie, że jestem w TV, iz nie potrafiłam popatrzeć na telewizor a o słuchaniu siebie też nie było mowy. Oczywiście program nagrywał się na vhs i zraz po programie obejrzałam go z kasety - tyle że musiało się to odbyć w samotności. Na telefon co chwila przychodziły sms- y z informacjami np:
- oglądam Cie w melodii!
- ale miałaś fajnie, bo widziałaś Dodę na żywo!
- fajnie wyglądasz w TV!
Doda faktycznie grała na koniec programu - tyle że zawodnicy widzą to tylko na telebimie - co właściwie nie ma dla nas większego znaczenia, bo tam i tak jest tyle stresu i emocji, że spotykanie jeszcze jakiś gwiazd nie jest nam konieczne! Zresztą dla mnie osobiście największa gwiazdą i tak był Robert Janowski i to głównie z jego powodu tam się zjawiałam!
Kasetę oglądam z 5 razy pod rząd!
- Boże jak ja beznadziejnie się tam wypowiadam, jakie stroje niekontrolowane miny, jak ja podaje tytuły po angielski!
Nie wiem czy się śmiać czy płakać! Masakra - ja chyba z domu na ulicy się nie pokaże! Dzień emisji nie był wcale już taki wesoły jak dzień nagrania! Dobrze, że jednak opinie były pozytywne a wszyscy którzy mnie oglądali, bardzo mi gratulowali występu! Nie wiem czy szczerze czy nie ale miło było słyszeć pochwały i gratulacje! Podobno w całej naszej wioseczce rozdzwoniły się telefony i pocztą pantoflową rozniosło się migiem że właśnie występuję w "Jaka To Melodia". Bo osobiście nikomu z poza rodziny nie chwaliłam się moimi poczynaniami, ale w dobie telefonii komórkowej, wieści rozniosły się lotem ptaka. Potem kogo nie spotkałam na ulicy, w sklepie czy gdziekolwiek to przeważnie opowiadał mi jak szybko i do kogo dzwonił aby powiedzieć, że "Donata jest w melodii". Dzwonili nawet do ludzi którzy mnie nie znali ale chcieli się pochwalić, że ktoś z naszej małej wsi jest właśnie w telewizji. To było coś co mnie cieszyło, że Pan Robert przedstawił mnie i powiedział, iż przyjechałam z miejscowości Lubnowy... mieszkałam już w tedy w Gdańsku, ale bardzo chciałam abym była kojarzone z moja ukochaną wsią a nie z wielkim miastem w którym mieszkam bo muszę a nie dlatego że chcę!
Wiecie - właśnie obejrzałam sobie cały ten odcinek i to same uczucia nadal mi towarzyszą i nadal nie mogę siebie słuchać! Chociaż mam ogromny sentyment do tego "mojego pierwszego razu w melodii" to jednak denerwuje mnie oglądanie tego odcinka, chociaż z drugiej strony fajnie na siebie popatrzyć w wersji minus 15 kg - i pomyśleć, że już wtedy uważałam, że jestem gruba, więc co mam powiedzieć teraz! He, he!!! Ale jak to mówią "telewizja pogrubia"!


2 komentarze:

  1. ale uśmiechasz się wciąż tak samo i pomyśl że za naście lat też będziesz się tak uśmiechać- a jak wspomnisz ten swoj stres- to uśmiechniesz się podwójnie- zazdroszczę ci tych wspomnień- fantastyczne przeżycia miałaś :))))

    OdpowiedzUsuń
  2. No masz racje, że o stresie zapomina się szybko a wspaniałe wspomnienia pozostają!!!Dla takich chwil warto żyć!

    OdpowiedzUsuń