Dziś zacytuje Wam list który napisałam po udanych eliminacjach w Warszawie w 2006 roku i pierwszym moim występie w "Jakiej To Melodii". Listu tego nigdy nie dokończyłam i nie wysłałam nikomu związanemu z Melodiom ale wciąż jego teks znajduje się w niezmienionym stanie w moim komputerze i lubię go czytać choć są tam opisane nie tylko łatwe i miłe chwile - ale życie już takie jest zmienne i zaskakujące!
"Szanowni Państwo!
Właściwie nie wiem do kogo
skierować ten list. Może do Państwa z komisji rekrutacyjnej, może do producentów
programu, może do …? Naprawdę nie wiem. A może do wszystkich tych którzy w
jakikolwiek sposób przyczyniają się do istnienia tak ( i tu bez wazeliny)
pięknego, pod każdym względem programu „Jaka To Melodia”!
Była bym szczęśliwa jak by
ktokolwiek przeczytał niniejszy list. Postanowiłam go napisać bo mam Wam tak
wiele do opowiedzenia, a na eliminacjach jest tak mało czasu, a jeszcze mniej
jest go na nagraniach!
Chciałam Wam serdecznie
podziękować za możliwość uczestniczenia, już prawie rok temu w Waszym
programie! Myślę, że Wy robiąc ten program nie macie zielonego pojęcia jak wiele dobrego robicie!
Jak zmieniacie ludzkie losy uczestników wybieranych do programu. Jakie
towarzyszą nam ”wybrańcom” (bo tak na pewno wielu z nas się czuje, a na pewno
ja!) uczucia. Uczucia, które właściwie są nie do opisania, ale ja chciała bym
chodź trochę, swoje Wam przybliżyć. Mam nadzieje, że ten list nie zdyskredytuje
mnie Waszych oczach!
Gdy w kwietniu (chyba 10. kwiecień 2006) 2006r
postanowiłam wybrać się na eliminacje do Warszawy, po raz drugi po porażce w
Poznaniu w 2001r, żywiłam tyko nadzieje że może tym razem się uda. Strasznie
się bałam! Tyko mąż i siostra podtrzymywali mnie na duchu. Słuchałam opowieści
ludzi, którzy już kiedyś wystąpili, przyglądałam im się jak by byli jakimś
cudem i myślałam – Ci to mieli szczęście! A mi pewnie znowu się nie uda! Nie
umiem nawet angielskiego, jak ja napisze te tytuły! Siedziałam cichutko w
koncie, wypełniałam ankietę w której wspomniałam o tym, że udało mi się napisać
pamiętnik gdy byłam na bezrobociu, który został (co było dla mnie wielkim
zaskoczeniem) wydany w III tomie razem z innymi pracami, w którym opisałam moje
nieudane eliminacje w Poznaniu podziękowałam „Melodii” za pomoc w ciężkich chwilach mojego życia.
Gdy przyszła moja kolej na wejście, okazało się, że Panie i Pan (bo był jeden,
młody, przystojny rodzynek) bardzo zainteresowali się moim pamiętnikiem.
Nakazano mi go przynieść. Strasznie się wstydziłam, że będziecie go czytać
(wydaje mi się zbyt prywatny, na pewno napisała bym go inaczej gdybym wzięła
pod uwagę że może zostać kiedykolwiek wydany), ale cóż, stało się, i nic już
tego nie zmieni! Czekałam na korytarzu, aż trochę go poczytacie. Byłam
sparaliżowana! W końcu, znowu moja kolej, zostałam sama z Wami. Usiadłam
usłyszałam, że pamiętnik się podoba, że mam wymyślić w domu co powiem ładnego
Robertowi w programie na temat niniejszego programu, i kiedy wolę przyjechać na
nagranie programu w sobotę czy w
niedziele za 2 tyg. Nie bardzo rozumiałam potoku tych słów, czułam że oczy
robią mi się coraz większe i większe ze zdziwienia. Myśli kłębiły się w mojej głowie
– to nie możliwe dostałam się, nie to nie możliwe. W końcu spytałam głośno –
Czy to znaczy, że ja na żywo zobaczę Pana Roberta? Usłyszawszy odpowiedź
twierdzącą pytałam dalej – Czy naprawdę? Znowu usłyszałam TAK, nie wytrzymałam,
buchnęłam płaczem! Zapewniam Was, że były to łzy szczęścia! Zaraz otrzymałam od
Was chusteczki, widziałam że moja reakcja dokleiła Wam uśmiech na ustach, ale w
ogóle się tym już wtedy nie przejmowałam. Byłam taka szczęśliwa. Nawet tera
pisząc to, przywołując wspomnienia, na policzkach mam wypieki a łezka też mi
się kręci w oku! Wtedy wybiegłam od Was jak na skrzydłach, wybiegając na
parking przed budynkiem TV machałam swoim pamiętnikiem, pędziłam do samochodu w
którym czekał mój mąż Paweł, siostra Marcelina .
- Słuchajcie dostałam się,
naprawdę dostałam się!!!
Nie wierzyli, bardzo długo nie
wierzyli. Gdy w końcu wyjaśniłam, udowodniłam karteczką datą i godzina mojego
nagrania mąż powiedział tylko tyle
– Ale jaja, moja żona będzie w
telewizji!!!
2 tygodnie dzielące mnie
od nagrania wspominam jak sen, przyznam że trochę koszmarny ale z perspektywy
czasu, wiem , że takie koszmary chciałam bym przeżywać dużo częściej! Prawie
wcale nie spałam, ciągle słuchałam melodii z nagranych wcześniej kaset video,
nikt nie mógł się ze mną dogadać. Gdy nieraz z wyczerpania udało mi się już
usnąć śniła mi się tyko melodia, eliminacje. Po kilku dniach to już nie
wiedziałam czy to wydarzyło się naprawdę i zaczęłam strasznie się bać że to
moje nagranie w ogóle się nie odbędzie, a jeśli się odbędzie to dam ze strachu
takiej plamy, że będę wstydziła się wrócić do rodzinnej wsi!
Teraz napisze Wam coś
strasznego, wprost makabrycznego co przytrafiło mi się w piątkowe popołudnie
dzień przed nagraniem 21.04.2006r. o godzinie chyba punkt 15. Przyjechałam z bratem Arturem do Iławy, chciałam kupić
sobie nowe spodnie na występ. O 15 tej mieliśmy odebrać mojego męża z pracy a
jego zakład znajdował się zaraz za przejazdem kolejowym. Niestety szlabany
zamknęły nam się przed samą maską naszego samochodu. Za chwile miał przejechać
expres. Obserwowałam nadchodzących ludzi, niecierpliwych, spieszących się, jak
to zwykle. Ale moją szczególną uwagę przykuł pewien pan, który stał na drodze
po lewej stronie naszego samochodu. Wszyscy ludzie stali na chodniku, on jako
jedyny na drodze. Był niewysoki, bardzo szczupły ubrany w jakiś taki dziwny
dresik. Właściwie nie wiem dlaczego mu się przyglądałam. Pewnie ze względu na
ten nietypowy ubiór ale też zachowanie. Był zgarbiony, chodź wcale nie taki
stary, dreptał nerwowo koło szlabanu, co chwile wyglądał czy nadjeżdża już
pociąg (ale w sumie tak robiła większość). My siedzieliśmy w samochodzie w
którym grało radio, nie byliśmy w stanie usłyszeć że pociąg już nadjeżdża a nie
było go jeszcze widać. Nagle ten „dziwny” pan schylił się i przeszedł pod
szlabanem, zaczął truchtać coraz szybciej w miejscu jak by przygotowywał się do
biegu. Myślę sobie – pewnie mu się spieszy i chce przejść a pociągu nigdzie nie
widać, bo jak zwykle dużo za szybko zamknęli szlaban. Zakłada na głowę kaptur,
wbiega na tory, na środku rozkłada ręce, w tym momencie (nie mogę nawet tego
napisać, to jest straszne, mam nerwowe drgawki , boję się jak by to miało
zdarzyć się jeszcze raz!) a więc w tym momencie moim oczom ukazuje się
wyjeżdżający zza zakrętu pociąg. Mam świadomość że ten człowiek nie zdąży
stamtąd uciec (i chyba nie chce) i zaraz stanie się nieszczęście i w czasie
zderzenia pędzącego pociągu z tym biedakiem, zasłaniam oczy rękoma jednocześnie
krzycząc (tu użyje niecenzuralnych słów) – Kurwa, co on robi!!! W tym momencie
dopiero, mój brat podniósł głowę i (jak później opowiadał) widział już tego
człowieka pod, właściwie jego nogi pod pociągiem i widział jak te nogi
odleciały na bok! Coś okropnego! Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie.
Przyjechała karetka i sanitariusz zapytali się właśnie mnie (bo stałam
zaryczana na chodniku, nie mogliśmy przejechać szlabany były cały czas
zamknięte) – Gdzie ten potrącony człowiek? Podobno odbiło go gdzieś na bok? Ja
wywaliłam na nich gały i parsknęłam szyderczym śmiechem – Kto wam tak
powiedział, jak coś odleciało na bok to na pewno nie był to cały człowiek. Te
walizki już do niczego wam się nie przydadzą, nie macie już po co się spieszyć
bo po tym biedaku już tam na pewno nie wiele zostało!- A Pani widziała ten
wypadek! – Niestety tak! Poszli w skazanym przeze mnie kierunku. Ja wsiadłam do
samochodu otworzyli dla karetki szlabany, my też się wcisneliśmi. W trakcie
opowiadam bratu rozmowę z sanitariuszami i przez sekundę odżywa w nas nadzieja,
że może faktycznie tylko go potrącił, może leży tyko poturbowany gdzieś na
boku. Chcieliśmy jak nigdy w życiu żeby to co widzieliśmy nie było prawdą! Żeby
ten facet to przeżył! Niestety wszystkie nadzieje prysły jak bańka mydlana gdy zobaczyliśmy
jak policja chodzi po torach z czarnym workiem! Znowu psycha mi siadła,
przeklinałam tą chwilę i chciałam tylko żeby mąż wyszedł jak najprędzej z pracy
i jechać jak najdalej z tego miejsca! Dopiero po drodze do domu uświadomiłam
sobie, że nie kupiłam spodni i że jutro mam nagranie! Jak po takim czymś wziąć
się w garść! Mówię do męża, że chyba nie pojadę nie dam rady! Spodnie jednak
kupiłam w Suszu ale z decyzją czy jadę czy nie czekałam do ostatniej chwili!
Miałam wiele za i przeciw! W końcu to moje największe marzenie i ma z tego
zrezygnować ale jak się skupić kiedy przed oczyma mam tylko tamtego człowieka i
całe te zdarzenie! Nie mogę być tak nieodpowiedzialna bo pewnie to że się tam
nie wstawię zdezorganizuje Wam pracę. Targały mną prze różniste uczucia, w takim
stanie to chyba nie byłam jeszcze nigdy! Nie spałam całą noc, odsłuchiwałam
kasety video z „Melodią”.
Pojechaliśmy samochodem (22.04.2006. sobota) a
w porannych wiadomościach w radiu Zet usłyszeliśmy o pożarze w Iławskim
oddziale psychiatrycznym, który miał miejsce wczoraj i chociaż o samobójcy nic nie
mówili to jednak od razu wiedziałam że to musi się jakoś łączyć!
Droga nie była łatwa. Cały czas byłam sparaliżowana. Kręgosłup już bolał mnie z bólu. W trasę zabraliśmy ze sobą brata mojego męża Sylwka i jego dziewczynę Kasię, chociaż wiedzieliśmy że i tak nie będą mogli wejść nawet do budynku TV.
Dobra trzeba się wziąć w garść! Jesteśmy przed
budynkiem TV POLSKIEJ! Nogi jak z waty! Ale cóż trzeba iść! Mnóstwo ludzi, jest
znajoma twarz, pan który był w komisji. Zaprowadził mnie do przebieralni, gdzie
zostawiłam swoje rzeczy. Mieliśmy jeszcze trochę czasu więc czekałam z mężem
przed studiem na kanapie. Nie mogłam uwierzyć, że tu jestem! Stres był okropny!
Serce to myślałam że mi wyskoczy z piersi. Nic nie wiem… kiedy wejdę i co dalej…
Nie chciałam pytać, bo wszyscy o coś pytali więc nie chciałam wprowadzać
jeszcze więcej chaosu zresztą pan powiedział „ Na wszystko przyjdzie czas i
pora proszę czekać na swoją kolej” Więc czekałam i słuchałam co mówią inni! W
końcu dostałam karteczkę do wypełnienia z kątem bankowym, a że wszystkie dane
były w torbie w przebieralni to poszłam tam z mężem, siedziała tam już jakaś
dziewczyna wypełniała to samo co ja zapoznałyśmy się ale nie bardzo garnęła się
do rozmowy myślę sobie - pewnie wstydliwa. Mąż wyją mi dokumenty bo ja to nic
nie byłam w stanie znaleźć, wypełnialiśmy w tym momencie weszła z kuferkiem
Agnieszka. Poznałyśmy się na eliminacjach, byłyśmy w jednej dziesiątce. Coś
fantastycznego zobaczyć kuferek z „Melodii”. Opowiadała że udało jej się
dotrzeć do finału ale go niestety nie wygrała! Nagle ściągnęła bluzkę i
przebrała na inną a tam przecież był mój mąż, który całą tą sytuacją czuł się
nieco zażenowany. A ona nic, zero reakcji to są takie emocje, że nie zwraca się
uwagi na szczegóły, spytała tyko czy ta bluzka pasuje? Mój mąż natychmiast
wyszedł, w gruncie rzeczy to nasza wina bo była to damska przebieralnia, przeprosiłam
Agnieszkę, ale ona naprawdę wcale się nie gniewała. Ja dokończyłam wypełnianie
świstka i wyszłam zaraz za nim, gdy nagle na korytarzu, ku mojemu dużemu
zaskoczeniu, ukazał się kto? No kto? ROBERT JANOWSKI!!! To naprawdę jak zjawa,
jak bym ducha zobaczyła a przynajmniej istotę nadprzyrodzoną! Nie wiedziałam co
zrobić. Nie chciałam żeby widział moją dziwną reakcje, stanęłam jak wryta,
złapałam się ręką za serce i odskoczyłam w bok do pierwszego lepszego
pomieszczenia, gdzie było dużo ciuchów i siedział jakiś pan. Domyśliłam się że
to pewnie garderoba. Pan powiedział – słucham pani do którego odcinka! Ja na to
– nie, nie, nie ja na razie nie! Ja po prostu chyba pana Roberta zobaczyłam i
weszłam tu odetchnąć. Pan zaczął się śmiać. Wtedy wyszłam i poszłam na górę. A
tam jeszcze większe zamieszenie i dużo więcej ludzi. Oddałam karteczkę z numerem
konta. Usiadłam koło męża na kanapie, i mówię że widziałam Roberta i że omal
nie zemdlałam, on że też widział i wyjaśnił mi że właśnie skończyło się nagranie
jakiegoś odcinka, i że to chyba publiczność wyszła, że tak dużo ludzi jest.
Siedzieliśmy oboje strasznie zestresowani i
szeptaliśmy że mamy już dość tego wszystkiego i nigdy więcej czegoś
takiego już nie chcemy przeżywać aby tylko to jakoś przetrwać! Niektórzy
zdawali się być całkowicie na luzie ale to chyba pozory. Wrócił Robert, usiadł
przy stoliku tak, że był odwrócony do nas twarzą. Wtedy nic już do szczęścia mi
nie brakowało oparłam głowę na ramieniu męża i zachłannie patrzyłam się na Pana
Roberta, nie spuszczałam z niego oka nawet na sekundę! Chciałam się napatrzeć
na całe swoje życie, bo może już nigdy nie będę miała takiej okazji! Pana Roberta
uwielbiałam dużo przed powstaniem „Jakiej To Melodii”, jako nastolatka
zakochałam się nie tak w nim samym jak w jego głosie i jego piosence „Mury
Jerycha” nie mogłam uwierzyć że teraz go widzę na żywo! Widzę jak pali te
śmieszne cienkie papieroski, jak się śmieje, jak rozmawia tak zwyczajnie tak
normalnie tak jak zawsze sobie wyobrażałam. Jest tyko nieco niższy i
drobniejszy niż wydaje się w telewizji. Miałam ochotę pstrykać mu zdjęcia chodź
wiedziałam że nie wypada. Dziwiłam się wszystkim tym którzy nie zwracali na
niego uwagi. A dla mnie on był cudem!
Myślę że bardzo się rozpisuję,
nikt tego nie przeczyta a tu długo i jeszcze dłużej mógł by pisać. O ludziach
tam poznanych, o tej atmosferze i w ogóle! "
Zawsze uwielbiałam tę piosenkę choć jej tekst nie jest optymistyczny ale słucham ją od lat:
Zawsze uwielbiałam tę piosenkę choć jej tekst nie jest optymistyczny ale słucham ją od lat:
"Stepowanie kota w mroku" - Kobranocka
wiem, ludzie się wieszająrzucają się pod pociąg
świat stał się poligonem raju
gdzie strzela się dobrocią
hałasem w czoło się pukania
najgłębszą ciszę nam uśmiercą
a to jest odgłos włosów rwania
albo niemrawy przytup serca
Łagodny petting Twoich powiek
jak stepowanie kota w mroku
łagodny petting Twoich powiek
kroplami futra kapie spokój
szukasz po pustych swych kieszeniach
klepanie biedy tak podnieca
świat to klepisko pocieszenia
gdzie klepie się po plecach
tak trwamy jak na płótnach Goy`i
obłęd nas wybrał, nie my jego
nasz świat to wynik paranoi
a od niej nie ma nic piękniejszego
łagodny...
wiem, ludzie się wieszają
rzucają się pod pociąg
świat stał się poligonem raju
gdzie strzela się dobrocią
łagodny...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz