niedziela, 7 października 2012

"Stepowanie kota w mroku" - Kobranocka



Dziś zacytuje Wam list który napisałam po udanych eliminacjach w Warszawie w 2006 roku i pierwszym moim występie w "Jakiej To Melodii". Listu tego nigdy nie dokończyłam i nie wysłałam nikomu związanemu z Melodiom ale wciąż jego teks znajduje się w niezmienionym  stanie w moim komputerze i lubię go czytać choć są tam opisane nie tylko łatwe i miłe chwile - ale życie już takie jest zmienne i zaskakujące!

"Szanowni Państwo!

                   Właściwie nie wiem do kogo skierować ten list. Może do Państwa z komisji rekrutacyjnej, może do producentów programu, może do …? Naprawdę nie wiem. A może do wszystkich tych którzy w jakikolwiek sposób przyczyniają się do istnienia tak ( i tu bez wazeliny) pięknego, pod każdym względem programu „Jaka To Melodia”!
                   Była bym szczęśliwa jak by ktokolwiek przeczytał niniejszy list. Postanowiłam go napisać bo mam Wam tak wiele do opowiedzenia, a na eliminacjach jest tak mało czasu, a jeszcze mniej jest go na nagraniach!
                  Chciałam Wam serdecznie podziękować za możliwość uczestniczenia, już prawie rok temu w Waszym programie! Myślę, że Wy robiąc ten program nie macie  zielonego pojęcia jak wiele dobrego robicie! Jak zmieniacie ludzkie losy uczestników wybieranych do programu. Jakie towarzyszą nam ”wybrańcom” (bo tak na pewno wielu z nas się czuje, a na pewno ja!) uczucia. Uczucia, które właściwie są nie do opisania, ale ja chciała bym chodź trochę, swoje Wam przybliżyć. Mam nadzieje, że ten list nie zdyskredytuje mnie Waszych oczach!
                Gdy w kwietniu (chyba 10. kwiecień 2006)  2006r postanowiłam wybrać się na eliminacje do Warszawy, po raz drugi po porażce w Poznaniu w 2001r, żywiłam tyko nadzieje że może tym razem się uda. Strasznie się bałam! Tyko mąż i siostra podtrzymywali mnie na duchu. Słuchałam opowieści ludzi, którzy już kiedyś wystąpili, przyglądałam im się jak by byli jakimś cudem i myślałam – Ci to mieli szczęście! A mi pewnie znowu się nie uda! Nie umiem nawet angielskiego, jak ja napisze te tytuły! Siedziałam cichutko w koncie, wypełniałam ankietę w której wspomniałam o tym, że udało mi się napisać pamiętnik gdy byłam na bezrobociu, który został (co było dla mnie wielkim zaskoczeniem) wydany w III tomie razem z innymi pracami, w którym opisałam moje nieudane eliminacje w Poznaniu podziękowałam „Melodii”  za pomoc w ciężkich chwilach mojego życia. Gdy przyszła moja kolej na wejście, okazało się, że Panie i Pan (bo był jeden, młody, przystojny rodzynek) bardzo zainteresowali się moim pamiętnikiem. Nakazano mi go przynieść. Strasznie się wstydziłam, że będziecie go czytać (wydaje mi się zbyt prywatny, na pewno napisała bym go inaczej gdybym wzięła pod uwagę że może zostać kiedykolwiek wydany), ale cóż, stało się, i nic już tego nie zmieni! Czekałam na korytarzu, aż trochę go poczytacie. Byłam sparaliżowana! W końcu, znowu moja kolej, zostałam sama z Wami. Usiadłam usłyszałam, że pamiętnik się podoba, że mam wymyślić w domu co powiem ładnego Robertowi w programie na temat niniejszego programu, i kiedy wolę przyjechać na nagranie programu  w sobotę czy w niedziele za 2 tyg. Nie bardzo rozumiałam potoku tych słów, czułam że oczy robią mi się coraz większe i większe ze zdziwienia. Myśli kłębiły się w mojej głowie – to nie możliwe dostałam się, nie to nie możliwe. W końcu spytałam głośno – Czy to znaczy, że ja na żywo zobaczę Pana Roberta? Usłyszawszy odpowiedź twierdzącą pytałam dalej – Czy naprawdę? Znowu usłyszałam TAK, nie wytrzymałam, buchnęłam płaczem! Zapewniam Was, że były to łzy szczęścia! Zaraz otrzymałam od Was chusteczki, widziałam że moja reakcja dokleiła Wam uśmiech na ustach, ale w ogóle się tym już wtedy nie przejmowałam. Byłam taka szczęśliwa. Nawet tera pisząc to, przywołując wspomnienia, na policzkach mam wypieki a łezka też mi się kręci w oku! Wtedy wybiegłam od Was jak na skrzydłach, wybiegając na parking przed budynkiem TV machałam swoim pamiętnikiem, pędziłam do samochodu w którym czekał mój mąż Paweł, siostra Marcelina .
- Słuchajcie dostałam się, naprawdę dostałam się!!!
Nie wierzyli, bardzo długo nie wierzyli. Gdy w końcu wyjaśniłam, udowodniłam karteczką datą i godzina mojego nagrania mąż powiedział tylko tyle
– Ale jaja, moja żona będzie w telewizji!!!
                     2 tygodnie dzielące mnie od nagrania wspominam jak sen, przyznam że trochę koszmarny ale z perspektywy czasu, wiem , że takie koszmary chciałam bym przeżywać dużo częściej! Prawie wcale nie spałam, ciągle słuchałam melodii z nagranych wcześniej kaset video, nikt nie mógł się ze mną dogadać. Gdy nieraz z wyczerpania udało mi się już usnąć śniła mi się tyko melodia, eliminacje. Po kilku dniach to już nie wiedziałam czy to wydarzyło się naprawdę i zaczęłam strasznie się bać że to moje nagranie w ogóle się nie odbędzie, a jeśli się odbędzie to dam ze strachu takiej plamy, że będę wstydziła się wrócić do rodzinnej wsi!
                Teraz napisze Wam coś strasznego, wprost makabrycznego co przytrafiło mi się w piątkowe popołudnie dzień przed nagraniem 21.04.2006r. o godzinie chyba punkt 15. Przyjechałam  z bratem Arturem do Iławy, chciałam kupić sobie nowe spodnie na występ. O 15 tej mieliśmy odebrać mojego męża z pracy a jego zakład znajdował się zaraz za przejazdem kolejowym. Niestety szlabany zamknęły nam się przed samą maską naszego samochodu. Za chwile miał przejechać expres. Obserwowałam nadchodzących ludzi, niecierpliwych, spieszących się, jak to zwykle. Ale moją szczególną uwagę przykuł pewien pan, który stał na drodze po lewej stronie naszego samochodu. Wszyscy ludzie stali na chodniku, on jako jedyny na drodze. Był niewysoki, bardzo szczupły ubrany w jakiś taki dziwny dresik. Właściwie nie wiem dlaczego mu się przyglądałam. Pewnie ze względu na ten nietypowy ubiór ale też zachowanie. Był zgarbiony, chodź wcale nie taki stary, dreptał nerwowo koło szlabanu, co chwile wyglądał czy nadjeżdża już pociąg (ale w sumie tak robiła większość). My siedzieliśmy w samochodzie w którym grało radio, nie byliśmy w stanie usłyszeć że pociąg już nadjeżdża a nie było go jeszcze widać. Nagle ten „dziwny” pan schylił się i przeszedł pod szlabanem, zaczął truchtać coraz szybciej w miejscu jak by przygotowywał się do biegu. Myślę sobie – pewnie mu się spieszy i chce przejść a pociągu nigdzie nie widać, bo jak zwykle dużo za szybko zamknęli szlaban. Zakłada na głowę kaptur, wbiega na tory, na środku rozkłada ręce, w tym momencie (nie mogę nawet tego napisać, to jest straszne, mam nerwowe drgawki , boję się jak by to miało zdarzyć się jeszcze raz!) a więc w tym momencie moim oczom ukazuje się wyjeżdżający zza zakrętu pociąg. Mam świadomość że ten człowiek nie zdąży stamtąd uciec (i chyba nie chce) i zaraz stanie się nieszczęście i w czasie zderzenia pędzącego pociągu z tym biedakiem, zasłaniam oczy rękoma jednocześnie krzycząc (tu użyje niecenzuralnych słów) – Kurwa, co on robi!!! W tym momencie dopiero, mój brat podniósł głowę i (jak później opowiadał) widział już tego człowieka pod, właściwie jego nogi pod pociągiem i widział jak te nogi odleciały na bok! Coś okropnego! Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Przyjechała karetka i sanitariusz zapytali się właśnie mnie (bo stałam zaryczana na chodniku, nie mogliśmy przejechać szlabany były cały czas zamknięte) – Gdzie ten potrącony człowiek? Podobno odbiło go gdzieś na bok? Ja wywaliłam na nich gały i parsknęłam szyderczym śmiechem – Kto wam tak powiedział, jak coś odleciało na bok to na pewno nie był to cały człowiek. Te walizki już do niczego wam się nie przydadzą, nie macie już po co się spieszyć bo po tym biedaku już tam na pewno nie wiele zostało!- A Pani widziała ten wypadek! – Niestety tak! Poszli w skazanym przeze mnie kierunku. Ja wsiadłam do samochodu otworzyli dla karetki szlabany, my też się wcisneliśmi. W trakcie opowiadam bratu rozmowę z sanitariuszami i przez sekundę odżywa w nas nadzieja, że może faktycznie tylko go potrącił, może leży tyko poturbowany gdzieś na boku. Chcieliśmy jak nigdy w życiu żeby to co widzieliśmy nie było prawdą! Żeby ten facet to przeżył! Niestety wszystkie nadzieje prysły jak bańka mydlana gdy zobaczyliśmy jak policja chodzi po torach z czarnym workiem! Znowu psycha mi siadła, przeklinałam tą chwilę i chciałam tylko żeby mąż wyszedł jak najprędzej z pracy i jechać jak najdalej z tego miejsca! Dopiero po drodze do domu uświadomiłam sobie, że nie kupiłam spodni i że jutro mam nagranie! Jak po takim czymś wziąć się w garść! Mówię do męża, że chyba nie pojadę nie dam rady! Spodnie jednak kupiłam w Suszu ale z decyzją czy jadę czy nie czekałam do ostatniej chwili! Miałam wiele za i przeciw! W końcu to moje największe marzenie i ma z tego zrezygnować ale jak się skupić kiedy przed oczyma mam tylko tamtego człowieka i całe te zdarzenie! Nie mogę być tak nieodpowiedzialna bo pewnie to że się tam nie wstawię zdezorganizuje Wam pracę. Targały mną prze różniste uczucia, w takim stanie to chyba nie byłam jeszcze nigdy! Nie spałam całą noc, odsłuchiwałam kasety video z „Melodią”. 
Pojechaliśmy samochodem (22.04.2006. sobota) a  w porannych wiadomościach w radiu Zet usłyszeliśmy o pożarze w Iławskim oddziale psychiatrycznym, który miał miejsce wczoraj i chociaż o samobójcy nic nie mówili to jednak od razu wiedziałam że to musi się jakoś łączyć!
Droga nie była łatwa. Cały czas byłam sparaliżowana. Kręgosłup już bolał mnie z bólu. W trasę zabraliśmy ze sobą brata mojego męża Sylwka i jego dziewczynę Kasię, chociaż wiedzieliśmy że i tak nie będą mogli wejść nawet do budynku TV.
Dobra trzeba się wziąć w garść! Jesteśmy przed budynkiem TV POLSKIEJ! Nogi jak z waty! Ale cóż trzeba iść! Mnóstwo ludzi, jest znajoma twarz, pan który był w komisji. Zaprowadził mnie do przebieralni, gdzie zostawiłam swoje rzeczy. Mieliśmy jeszcze trochę czasu więc czekałam z mężem przed studiem na kanapie. Nie mogłam uwierzyć, że tu jestem! Stres był okropny! Serce to myślałam że mi wyskoczy z piersi. Nic nie wiem… kiedy wejdę i co dalej… Nie chciałam pytać, bo wszyscy o coś pytali więc nie chciałam wprowadzać jeszcze więcej chaosu zresztą pan powiedział „ Na wszystko przyjdzie czas i pora proszę czekać na swoją kolej” Więc czekałam i słuchałam co mówią inni! W końcu dostałam karteczkę do wypełnienia z kątem bankowym, a że wszystkie dane były w torbie w przebieralni to poszłam tam z mężem, siedziała tam już jakaś dziewczyna wypełniała to samo co ja zapoznałyśmy się ale nie bardzo garnęła się do rozmowy myślę sobie - pewnie wstydliwa. Mąż wyją mi dokumenty bo ja to nic nie byłam w stanie znaleźć, wypełnialiśmy w tym momencie weszła z kuferkiem Agnieszka. Poznałyśmy się na eliminacjach, byłyśmy w jednej dziesiątce. Coś fantastycznego zobaczyć kuferek z „Melodii”. Opowiadała że udało jej się dotrzeć do finału ale go niestety nie wygrała! Nagle ściągnęła bluzkę i przebrała na inną a tam przecież był mój mąż, który całą tą sytuacją czuł się nieco zażenowany. A ona nic, zero reakcji to są takie emocje, że nie zwraca się uwagi na szczegóły, spytała tyko czy ta bluzka pasuje? Mój mąż natychmiast wyszedł, w gruncie rzeczy to nasza wina bo była to damska przebieralnia, przeprosiłam Agnieszkę, ale ona naprawdę wcale się nie gniewała. Ja dokończyłam wypełnianie świstka i wyszłam zaraz za nim, gdy nagle na korytarzu, ku mojemu dużemu zaskoczeniu, ukazał się kto? No kto? ROBERT JANOWSKI!!! To naprawdę jak zjawa, jak bym ducha zobaczyła a przynajmniej istotę nadprzyrodzoną! Nie wiedziałam co zrobić. Nie chciałam żeby widział moją dziwną reakcje, stanęłam jak wryta, złapałam się ręką za serce i odskoczyłam w bok do pierwszego lepszego pomieszczenia, gdzie było dużo ciuchów i siedział jakiś pan. Domyśliłam się że to pewnie garderoba. Pan powiedział – słucham pani do którego odcinka! Ja na to – nie, nie, nie ja na razie nie! Ja po prostu chyba pana Roberta zobaczyłam i weszłam tu odetchnąć. Pan zaczął się śmiać. Wtedy wyszłam i poszłam na górę. A tam jeszcze większe zamieszenie i dużo więcej ludzi. Oddałam karteczkę z numerem konta. Usiadłam koło męża na kanapie, i mówię że widziałam Roberta i że omal nie zemdlałam, on że też widział i wyjaśnił mi że właśnie skończyło się nagranie jakiegoś odcinka, i że to chyba publiczność wyszła, że tak dużo ludzi jest. Siedzieliśmy oboje strasznie zestresowani i  szeptaliśmy że mamy już dość tego wszystkiego i nigdy więcej czegoś takiego już nie chcemy przeżywać aby tylko to jakoś przetrwać! Niektórzy zdawali się być całkowicie na luzie ale to chyba pozory. Wrócił Robert, usiadł przy stoliku tak, że był odwrócony do nas twarzą. Wtedy nic już do szczęścia mi nie brakowało oparłam głowę na ramieniu męża i zachłannie patrzyłam się na Pana Roberta, nie spuszczałam z niego oka nawet na sekundę! Chciałam się napatrzeć na całe swoje życie, bo może już nigdy nie będę miała takiej okazji! Pana Roberta uwielbiałam dużo przed powstaniem „Jakiej To Melodii”, jako nastolatka zakochałam się nie tak w nim samym jak w jego głosie i jego piosence „Mury Jerycha” nie mogłam uwierzyć że teraz go widzę na żywo! Widzę jak pali te śmieszne cienkie papieroski, jak się śmieje, jak rozmawia tak zwyczajnie tak normalnie tak jak zawsze sobie wyobrażałam. Jest tyko nieco niższy i drobniejszy niż wydaje się w telewizji. Miałam ochotę pstrykać mu zdjęcia chodź wiedziałam że nie wypada. Dziwiłam się wszystkim tym którzy nie zwracali na niego uwagi. A dla mnie on był cudem!
Myślę że bardzo się rozpisuję, nikt tego nie przeczyta a tu długo i jeszcze dłużej mógł by pisać. O ludziach tam poznanych, o tej atmosferze i w ogóle! "   

Zawsze uwielbiałam tę piosenkę choć jej tekst nie jest optymistyczny ale słucham ją od lat:
    
  "Stepowanie kota w mroku" - Kobranocka

wiem, ludzie się wieszają
rzucają się pod pociąg
świat stał się poligonem raju
gdzie strzela się dobrocią
hałasem w czoło się pukania
najgłębszą ciszę nam uśmiercą
a to jest odgłos włosów rwania
albo niemrawy przytup serca

Łagodny petting Twoich powiek

jak stepowanie kota w mroku
łagodny petting Twoich powiek
kroplami futra kapie spokój

szukasz po pustych swych kieszeniach

klepanie biedy tak podnieca
świat to klepisko pocieszenia
gdzie klepie się po plecach
tak trwamy jak na płótnach Goy`i
obłęd nas wybrał, nie my jego
nasz świat to wynik paranoi
a od niej nie ma nic piękniejszego

łagodny...


wiem, ludzie się wieszają

rzucają się pod pociąg
świat stał się poligonem raju
gdzie strzela się dobrocią

łagodny...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz