Gdy tylko wróciłam z nagrania Odcinka Jubileuszowego z
okazji 20-stoleci Jaka To Melodia (nagranie 08.09.2017 a emisja odcinka ma się
odbyć 15.10.2017), natychmiast zabrałam się za naukę do wystartowania w
programie jako gracz. Wszelkie wahania znikły jak kamfora! Nic już się nie
liczyło, ani strach, ani to że pewnie
niewiele zdążę ogarnąć do czasu występu, ani to że parę kilo znowu
przybyło… Liczyło się tylko to, że jednak tam chcą abym przyjechała…że to chyba
dobry czas. Pilot w rękę, nagrywarka DVD aby odtworzyć swoje 11 odcinków – od
tego zawsze zaczynam przygotowania. Chociaż nie lubię oglądać swoich odcinków,
bo zawsze musze się napłakać, naśmiać i trochę siebie naprzeklinać za wszelkie
gafy i paplanie co ślina na język przyniesie. Jak ja nie lubię siebie oglądać
ani słuchać w TV, ale piosenki musze odświeżyć. Wiele z nich nie leci już w
melodii od dawana, ale nigdy nie wiadomo kiedy reżyser, a teraz Pani reżyser
sięgnie po stare nagrania. Spisałam wszystkie, kilka się powtarzało, ale jednak
mało. Nim skończyłam odsłuchiwać tylko swoje odcinki pojawiła się możliwość
zgłoszenia na Facebooku do programu. Pierwszy etap eliminacji dla grających już
kiedyś. Post oczywiście nie były krótki, ale też nie za długi. Za kilka dni już
miałam odpowiedź, że jadę na nagranie 18.10.2017 r. – godzinę podadzą później.
Zadali 6 pytań o których pisałam coś niecoś już w poprzednich postach. Tu już
na każde zadane pytanie odpowiedziałam solidnie, chociaż wcale niekoniecznie
przemyślanie. Nie miałam czasu nad skupianiem się jak coś ładnie ująć w
słowach, bo odpowiedź trzeba przysłać do soboty, a był czwartek a w
sobotę to my jak zwykle na weekend mamy gości- tym razem siostra męża z
Przasnysza nas odwiedzi. Kilka godzinek w nocy i 6 stron podaniowych zapisane,
bo chcieli solidny opis, aby nowa Pani reżyser mogła też się o nas coś
dowiedzieć. Wiem już z góry – że słowo „solidny” oznaczało około 1 strona na
wszystkie pytania łącznie. Skoro ja tak nie potrafię to wysyłam „na raty”,
odpowiedź na każde pytanie osobno przez Messengera… nie wiem czy to dojdzie,
ale mam z głowy. Przepięknie mi się to pisało. Teraz weekend relaksu z gośćmi
na Kaszubach, na Molo w Sopocie, w muzeum Solidarności i II Wojny Światowej w
Gdańsku. Od poniedziałku zaczynam intensywną, jeszcze bardziej intensywną
naukę. Z nagrywarki UPS mam odcinków z około 3-ech ostatnich miesięcy. Na
bieżąco kasuje najstarsze aby nowe mogły się nagrywać. Masakra nic nie
ogarniam. Nowości mnie przerastają! Tyle tego jest! Muzyka dyskotekowa, to nie
moja bajka. Jednak jest dużo trudniej, niż 5,5 roku temu! Chociaż już wtedy
było ciężko. Całe dnie i noce z pilotem – obiad gotuję raz na 3-4 dni. Na
spacery przestałam chodzić, ćwiczyć też przestałam, bo szkoda mi każdej minuty.
Już wcale nie interesowało mnie jak będę się prezentować wizualnie w tej TV,
najważniejsze było abym coś umiała, coś wiedział, coś wcisnęła. Przecież jadę
wygrać 3 odcinki i finał miesiąca! – Taką pozytywną myśl wysyłałam w świat, aby
nabrała pozytywnej mocy i się spełniła. Hi, Hi – sama się śmiałam z tej naiwności,
ale uwielbiam ten czas. Ten czas przygotowań i nadziei! Ten czas marzeń! No bo
tylko pozytywne myśli dają w życiu radość! Mąż od jakiegoś czasu kombinuję
„jakby tu zarobić więcej” chociaż zarabia dużo jako spawacz w Polsce, ale jednak przydałby się taki solidny zastrzyk na spełnienie Naszego największego marzenia… a ja mu
ciągle na to, że przestań się martwić – przecież wygram w melodii! Uwielbiam
tak mówić, a zwłaszcza wtedy gdy faktycznie mogę mieć tą szansę. Mówię tak
często gdy nawet nie mam zamiaru tam jechać, a i tak zawsze melodia jest moim
pocieszeniem – i świat jest wtedy cudny!
Nie obyło się bez chwil załamania. Przecież tego tyle jest.
Dużo po angielsku a ja chociaż próbują to mówić poprawnie i w domu nawet
zaczyna już mi coś wychodzić, to jednak wiem, że tam nie będzie to takie
proste. Zapamiętaj te wszystkie tytuły bez wysłuchania nutki aby móc wciskać w
ciemno. Tego to chyba już nie dam rady. Zawodnicy coraz to bardziej wyszkoleni.
Kapcie nieraz mi spadają gdy oglądam! Durna JA – z motyką na słońce się
rzuciłam. Wiedziałam, że to chyba jednak bez sensu… trafi mi się jakiś supergigant
i leżę…
O nie!!! (jak by powiedziała mała Emilka - hi, hi)- tak nie możesz myśleć! Co ma być to i będzie! Z każdym
można wygrać i z każdym przegrać. To tylko teleturniej. Mąż już wie, że przed
moim nagraniem będzie leciał na kontakt do Norwegii. Zarobi na wszystko co nam
potrzebne. Ja mam się uczyć dla siebie, dla rozrywki i dla własnej satysfakcji,
bez spiny i nastawiania się na kasę. To już szczyt marzeń! Ok. – ale takiej
totalnej plamy też nie chcę dać. Chcę przegrać z honorem! A jak się uda to
nawet wygrać! Nie odpuszczę już tylko dlatego, że nie muszę. Mi nie pieniądze
są potrzebne. Mi jest potrzebne spełnienie kolejnego marzenia! Startu w melodii
– ugrania 3 finałów – i wygrania samochodu w finale miesiąca! Musze mieć takie
nowe auto z melodii! Przecież marzę o tym od 10 lat! 10 lat temu zabrakło mi
kilkuset złotych, aby wystąpić w finale miesiąca chociaż miałam ugrane 2
finały. Od tamtej pory ciągle o tym marzyłam, aby ugrać ten finał miesiąca,
dostać wymarzoną nutkę i piękny, biały (kolor już wybrałam) samochód. Dobra
jestem z tymi marzeniami – już niedługo, bo jutro dowiecie się ile z nich się
spełniło.
Jest 03:07 nad ranem w środę 22.11.2017. właśnie wróciłam
ze:
Na pytanie nr 5 odpowiedziałam miedzy innymi tak:
5. Czego nie lubisz, nie znosisz wręcz i dlaczego
- nie lubię latać samolotem, bo się boję!!! Jednak latam
ostatnio dość często do Szkocji, aby odwiedzić siostrę i jej męża z małą
siostrzenicą Viktorią. Z domu jesteśmy wychowani tak, że rodzina jest
najważniejsza i co by się nie działo to za rodziną nawet w ogień! Nie cierpię latać
i dostaje wręcz białej gorączki jak o tym myślę, ale to jedyny sposób by
utrzymać kontakt z rodziną i aby nasze relacje rodzinne były wciąż takie same.
Latamy na zmianę, to oni do Polski to my do nich! My to znaczy rodzice i reszta
rodzeństwa a mam ich wszystkich jeszcze 4-ro. Rok temu nawet zdarzyło się tak,
że my wracaliśmy po tygodniu do Polski tym samym samolotem, którym rodzice
przylecieli do Szkocji i moja mam zostawiał w samolocie torebkę – na całe
szczęście bez biletu i dowodu osobistego – i jak odbierałam tę torebkę u
obsługi samolotu, aż wyszedł z kabiny pilot i po angielsku (stewardesa
tłumaczyła, bo ja nie znam angielskiego), mówił, że lata wiele lat, ale jeszcze
nie miał w karierze takie sytuacji, żeby pozostawioną rzecz w samolocie, ktoś odbierał
z pokładu, bo właśnie leci tym samym samolotem. Nie do końca mogli uwierzyć, że
to torebka mojej mamy, ale opis, że na pewno w niej jest dużo cukierków i pusty
portfel przekonał ich w końcu!
I właśnie dziś wróciłam z mężem i siostrzenicą Elizą (od drugiej
siostry Natalii) ze Szkocji od siostry Marcysi i jej męża i małej Viki. Weekend wielu pięknych wrażeń- jak zawsze w
Szkocji. Chociaż jest noc, i jestem mega zmęczona pisze to, chociaż nie wiem
czy skończę i czy wstawię to na bloga, bo chyba faktycznie oczy mi się
zamykają. Chociaż samo pisanie nie sprawia mi żadnych problemów, to jednak
poprawianie, ustawianie, dostawianie zdjęć to już inna bardziej żmudna praca!
Więc faktycznie nie wiem czy dam radę.
W Szkocji, już wszyscy sąsiedzi Polacy mieszkający obok
siostry, cała rodzina jej męża mieszkająca w Szkocji i ich znajomi, wiedzieli,
że w czwartek 23.11.2017r. będę grała w JTM.
Nikt nie zapytał ani razu o wynik, bo nie to się dla nich
liczy, a to że w ogóle tam będę. Taką imprezę zrobili dla mnie, bez planowania,
tak po prostu wyszło, że już sama uwierzyłam, że chyba wygrałam ten finał
listopada – hi, hi. Wyniku nie zdradziłam nikomu i nie nastawiam nikogo, ani na
przegraną, ani na wygraną. Zwyczajnie milczę, chociaż nie lubię zawodzić
oczekiwań zwłaszcza rodziny, ale z drugiej strony ja nie robię nic dla kogoś
tylko dla siebie i tyle na temat… ewentualnie dla męża… losy mojego występu są
już przesądzone, jednak zawsze zapraszam na przeżycie tych emocji i
pokibicowanie mi przed TV. (23.11.2017r. godzina 17:25 TVP1)
Dzień nagrania nie był wcale dla mnie takim dobrym dniem. Na nagranie 18.10.2017r. musiałam jednak jechać naprawdę sama i to wcześni rano pociągiem „Pendolino”. Tego dnia w nocy, tak jak my dziś wracali też moi rodzice ze Szkocji od Marcysi i Marcina. Odbieraliśmy ich z lotniska. Nie warto było mi się już kłaść, bo pociąg przed 6. Rodzicom powiedziałam, że jadę na szkolenie do nowej pracy – uwierzyli. Nie chciałam, żeby ktoś znał termin nagrania i się stresował tym! Mój mąż w ten sam dzień, tylko popołudniu wylatuje do Norwegii więc po raz pierwszy w życiu jadę na nagranie bez niego. Dla mnie to „koniec świata”, ale nie chcę już kolejny raz w tym roku odmawiać udziału w programie. Nie chcę robić problemów i chociaż jestem o włos od rezygnacji to jednak jadę sama. Najbardziej nie mogę odżałować tego, że mieliśmy wspólnie z mężem dokończyć zwiedzanie Warszawy, a bez niego ani mi się śni coś robić samej! Trudno! Życie! Tylko dlaczego właśnie te dwa nasze terminy musiały tak bardzo się kolidować? To jakieś fatum! Po co ja tam jadę. Jest mi już wszystko jedno. Chcę szybko odwalić co mam do odwalenia i wracać do męża, może jeszcze zdążę go pożegnać. Dopiero w pociągu zaczynam układać myśli, że to bez sensu tak myśleć. Trudno stało się co stało. Każdy z nas ma jakiś cel do osiągnięcia. Chociaż smutek ogarnia serce, że się roztajemy to jednak trzeba się jakoś z tym pogodzić, skoro zdecydowałam się na wytęp, to teraz nie marudź! Ale uśmiechać to na pewno dziś się nie będę! Nie będę wesoła na siłę, gdy jestem jednak smutna. Całe szczęście, że chociaż w „Pendolino”, którym jechałam pierwszy raz w życiu jest ładny Wars i pyszne jedzonko i kawa, bo jak dojadę to pewnie już nic nie przełknę, chociaż mąż zrobił mi pyszne kanapki.
Dzień nagrania nie był wcale dla mnie takim dobrym dniem. Na nagranie 18.10.2017r. musiałam jednak jechać naprawdę sama i to wcześni rano pociągiem „Pendolino”. Tego dnia w nocy, tak jak my dziś wracali też moi rodzice ze Szkocji od Marcysi i Marcina. Odbieraliśmy ich z lotniska. Nie warto było mi się już kłaść, bo pociąg przed 6. Rodzicom powiedziałam, że jadę na szkolenie do nowej pracy – uwierzyli. Nie chciałam, żeby ktoś znał termin nagrania i się stresował tym! Mój mąż w ten sam dzień, tylko popołudniu wylatuje do Norwegii więc po raz pierwszy w życiu jadę na nagranie bez niego. Dla mnie to „koniec świata”, ale nie chcę już kolejny raz w tym roku odmawiać udziału w programie. Nie chcę robić problemów i chociaż jestem o włos od rezygnacji to jednak jadę sama. Najbardziej nie mogę odżałować tego, że mieliśmy wspólnie z mężem dokończyć zwiedzanie Warszawy, a bez niego ani mi się śni coś robić samej! Trudno! Życie! Tylko dlaczego właśnie te dwa nasze terminy musiały tak bardzo się kolidować? To jakieś fatum! Po co ja tam jadę. Jest mi już wszystko jedno. Chcę szybko odwalić co mam do odwalenia i wracać do męża, może jeszcze zdążę go pożegnać. Dopiero w pociągu zaczynam układać myśli, że to bez sensu tak myśleć. Trudno stało się co stało. Każdy z nas ma jakiś cel do osiągnięcia. Chociaż smutek ogarnia serce, że się roztajemy to jednak trzeba się jakoś z tym pogodzić, skoro zdecydowałam się na wytęp, to teraz nie marudź! Ale uśmiechać to na pewno dziś się nie będę! Nie będę wesoła na siłę, gdy jestem jednak smutna. Całe szczęście, że chociaż w „Pendolino”, którym jechałam pierwszy raz w życiu jest ładny Wars i pyszne jedzonko i kawa, bo jak dojadę to pewnie już nic nie przełknę, chociaż mąż zrobił mi pyszne kanapki.
Teraz też idę spać 3:40 – może dziś dokończę, zobaczymy bo
czasu mam mało jutro…muszę zawieźć siostrzenicę do Lubnowch, bo i tak już 3 dni
w szkole nie była, a Pni Ewa, jej wychowawczyni nie będzie zadowolona. Chociaż
na czwartek, żeby już byłą w szkole… Wiem co to znaczy gdy dziecko opuszcza w
szkole kilka dni i jak potem ciężko nadrobić – z perspektywy nauczyciela też
nie jest to łatwe.
Godzina 01:22 czwartek 23.11.2017r. – nareszcie to już dziś będzie
emisja programu. Jestem już w Lubowych i zostaje do jutra aby obejrzeć wspólnie
z rodziną ten mój występ. Generalnie nie planowałam wspólnego oglądania, bo to
może sugerować, że wygram a nie chcę niczego sugerować i nastawiać nikogo na
nic – to nie takie proste. Jestem przypadkiem w Lubnowcych to już nie wypada mi
wracać do Borkowa, tylko dlatego, że może rodzina pomyśli że… a co tam każdy
niech myśli jak chce i niech kibicuję. To i tak tylko 1/100 tego co my jadąc na
nagranie mamy w głowie. Na kogo trafimy, przegramy czy wygramy, jak będzie nam
szło, co zrobić w trzeciej rundzie… miliony myśli i pozytywnych i negatywnych.
Ci którzy oglądają program regularnie, już wiedzą, że
wczoraj wygrał Bartek – dobry zawodnik i ja staje z nim do walki dziś!
Wysiadłam z pociągu, miałam wziąć taksówkę, ale myślę sobie,
że to pójście na łatwiznę - trzeba spróbować w końcu jakim transportem publicznym dojechać. Wcześniej dopytałam koleżankę z
melodii jakim tramwajem dojadę do TV. Jednak pan sprzedający bilety kazał mi
jechać innym a skoro było na nim napisane Woronicza, to jednak niepotrzebnie
pojechałam tym drugim. Woronicza jest dość długa i wysiadłam na pętli, skąd
jeszcze trochę trasy jest. Tyle, że szłam już tędy z mężem z hotelu Novotel na
nagranie odcinka Jubileuszowego z okazji 20-lecia JTM – więc w sumie jestem w
domu. Warszawa nie jest jednak taka duża!
Idę tą sama drogą. Pstrykam sobie fotę, dla sprawdzenia jak
ja wyglądam. Oby nie tak samo jak się czuję! Niestety nie mam dla siebie
dobrych wieści. Oczy czerwone po łzawym pożegnaniu i nieprzespanej ani minuty
nocy, bez makijażu, bo nie chciałam przysparzać paniom w charakteryzacji problemów
na poprawianiem. Wiem, że zawsze wolą jak robią makijaż same od podstaw. Wyglądam
jak 7 nieszczęść. Znowu ta myśl –po co mi to wszystko! Lepiej w domu siedzieć!
Ręce już drżą, tak jak i teraz gdy przypominam sobie te
emocje… jestem na korytarzu TV… wchodzę już do kawiarenki. Cisza, nikogo nie
ma. Jestem trochę za wcześnie. Jest Pani od garderoby, dostaje klucz do
przebieralni. Zostawiam walizkę i lecę szukać Oli. Przecież muszę się
przywitać. Dowiaduje się, że o tej porze to nikogo jeszcze nie ma. Mam pokazać
stroje jakie przywiozłam. Zabrałam kilka sukienek i spodni i bluzek, bo nie
wiedziałam gdzie wyląduje po nagraniu. Skoro mąż i tak wyjechał to mogę jechać na
kilka dni np. do rodziców, albo zostać do soboty w W-wie, bo w sobotę jest
koncert Jubileuszowy na Torwarze. Nie mam jeszcze biletów, ale jeśli wygram to
pewnie kupię i zostanę! W każdym razie byłam przygotowana na każda moją
zachciankę i opcje! Pokazuje jednak 3 wybrane sukienki, żeby nie zmieniać do
nich rajstop i butów. Chwila niepewności, czy będą zaakceptowane, bo nie
chcę ubierać się w nic z ich garderoby – gdyż kolekcjonuje moje „sceniczne”
stroje- hi, hi. Mam nadzieję, że przybędzie ich przynajmniej 3. Podobają się
wszystkie i mam wybrać która będzie pierwsza, ale najlepiej biała (w sumie
najładniejsza), więc się zgadzam, bo jednak w głowie myśl, że przecież nie
koniecznie resztę mogę założyć… odganiam tę myśl i zastępuję pozytywną… no co
Ty! Przecież przyda Ci się jeszcze ta 4-ta, której nie pokazałaś – na finał
miesiąca – którą wrzuciłaś do walizki w ostatniej chwili, bo lepiej mieć więcej
i sugerować, że może się wydarzyć coś więcej niż zadowalać się myślą, że tylko
jedna sukienka będzie przydatna.
Już z wybraną sukienką wracam do przebieralni, gdzie właśnie
moje nadzieje pękają na moment jak bańka mydlana!
Widzę Bartka z żoną. Poznaliśmy się na zlocie JTM rok temu
we wrześniu. Wygrał albo był jednym z lepszych w konkursach muzycznych
przygotowywanych przez zawodników. Ja z tego nie wiedziałam nawet połowy –
fakt, że wtedy nie uczyłam się nic, ale to i tak była katastrofa.
- No cześć. Grasz dziś?
-Tak, a Ty na którą masz?
- na 10-tą.
- o to gramy razem, bo ja też…
- o fajnie – to już po mnie! Grałeś wczoraj?
- Tak, ale wiesz jak jest
- oj wiem! Ile ugrałeś 1 czy dwa finały.
- jeden.
- szkoda, bo jak byś miał 2 to miałabym większą nadzieję, a
tak…
- ale przestań, spoko!
- Wiem, że spoko! Z każdym można wygrać i z każdym można przegrać!
Tego się dziś będę trzymać i nie poddam się łatwo. Hi, hi
- o właśnie i o to chodzi. Ja już dziś trochę zmęczony
jestem, bo musiałam jechać po garnitur do domu, bo podobno już dziś finał
miesiąca nagrywają, a ja nie zabrałem go, a jak się uda dziś parę stówek wygrać
to się może załapię.
- Tak? już dziś finał- spoko, mnie to nie dotyczy raczej.
Też nie mam najlepszego dnia dzisiaj i najchętniej to bym już pojechała do
domu.
Rozchodzimy się do swoich szatni. Przebieram się z miną
jeszcze bardziej wykrzywioną, niż z tą z która tu weszłam. Masakra. Trzymam się
nadziei, że jednak nie wchodzę może z Bartkiem, może coś się przesunie, może to
nie mój odcinek… nieraz tak się dzieję, że coś przekładają…jednak nadzieja była
słaba, bo przez kolejne pół godziny nie ma na korytarzach żadnego innego
zawodnika tylko ja, Bartek i jakiś nowy zawodnik, którego nie znam i jest tu
pierwszy raz. Potem myślę sobie – przecież pisałam, przecież mówiłam, że nie
przestraszę się żadnego zawodnika, choćby miał to być zawodnik 20-lecia –zaczęłam
powtarzać sobie jak mantrę – nie poddam się! Z każdym można wygrać! Będzie to
co musi być!!! Ruszam w szranki – bo jak spadać to z wysokiego konia!!! Przecież w sumie
nie jest źle!
"W sumie nie jest źle" - Maryla Rodowicz
Ogólnie rzecz biorąc nie jest źle"W sumie nie jest źle" - Maryla Rodowicz
Z knajpy do knajpy przesuwam się
Wiem gdzie stopa, wiem gdzie noga
Tam jest sufit, tu podłoga.
W sumie nie jest źle, no bo cóż
Ręce sprawne mam i parę nóg
Głowa kręci się, szyja też
Powoli przesuwam się.
W sumie nie jest źle, nie boli nic
Wstaje i od razu chce się żyć
I na tyle lat, co już mam
Całkiem niezły jest mój stan.
Ogólnie rzecz biorąc to mam fart
Wybrałam asa z talii kart
Dotykam głowy i reszty ciała
I chyba dobrze wszystko działa.
W sumie nie jest źle, no bo cóż
Ręce sprawne mam i parę nóg
Głowa kręci się, szyja też
Powoli przesuwam się.
W sumie nie jest źle, nie boli nic
Wstaje i od razu chce się żyć
I na tyle lat co już mam
Całkiem niezły jest mój stan.
Napisała tylko do męża na Messengera, że - DRAMAT- że gram z dobrym zawodnikiem na finał miesiąca! On odpisał - nie stresuj się! Traktuj to jak przygodę!
I już było mi jakoś lepiej - bo miał rację! Głęboki oddech...wołają na scenę...
Oglądajcie i kibicujcie dziś (23.11.2017r.) o 17:25 w TVP 1 JTM!
Kończę pisanie 3:45. - jeszcze trochę czasu do powtórki wczorajszej melodii, której nie obejrzałam, bo właśnie byłam w trasie, a muszę zobaczyć jak poszło Bartkowi.