czwartek, 23 listopada 2017

"W sumie nie jest źle" - Maryla Rodowicz

"W sumie nie jest źle" - Maryla Rodowicz
Gdy tylko wróciłam z nagrania Odcinka Jubileuszowego z okazji 20-stoleci Jaka To Melodia (nagranie 08.09.2017 a emisja odcinka ma się odbyć 15.10.2017), natychmiast zabrałam się za naukę do wystartowania w programie jako gracz. Wszelkie wahania znikły jak kamfora! Nic już się nie liczyło, ani strach, ani to że pewnie  niewiele zdążę ogarnąć do czasu występu, ani to że parę kilo znowu przybyło… Liczyło się tylko to, że jednak tam chcą abym przyjechała…że to chyba dobry czas. Pilot w rękę, nagrywarka DVD aby odtworzyć swoje 11 odcinków – od tego zawsze zaczynam przygotowania. Chociaż nie lubię oglądać swoich odcinków, bo zawsze musze się napłakać, naśmiać i trochę siebie naprzeklinać za wszelkie gafy i paplanie co ślina na język przyniesie. Jak ja nie lubię siebie oglądać ani słuchać w TV, ale piosenki musze odświeżyć. Wiele z nich nie leci już w melodii od dawana, ale nigdy nie wiadomo kiedy reżyser, a teraz Pani reżyser sięgnie po stare nagrania. Spisałam wszystkie, kilka się powtarzało, ale jednak mało. Nim skończyłam odsłuchiwać tylko swoje odcinki pojawiła się możliwość zgłoszenia na Facebooku do programu. Pierwszy etap eliminacji dla grających już kiedyś. Post oczywiście nie były krótki, ale też nie za długi. Za kilka dni już miałam odpowiedź, że jadę na nagranie 18.10.2017 r. – godzinę podadzą później. Zadali 6 pytań o których pisałam coś niecoś już w poprzednich postach. Tu już na każde zadane pytanie odpowiedziałam solidnie, chociaż wcale niekoniecznie przemyślanie. Nie miałam czasu nad skupianiem się jak coś ładnie ująć w słowach, bo odpowiedź trzeba przysłać do soboty, a był czwartek a w sobotę to my jak zwykle na weekend mamy gości- tym razem siostra męża z Przasnysza nas odwiedzi. Kilka godzinek w nocy i 6 stron podaniowych zapisane, bo chcieli solidny opis, aby nowa Pani reżyser mogła też się o nas coś dowiedzieć. Wiem już z góry – że słowo „solidny” oznaczało około 1 strona na wszystkie pytania łącznie. Skoro ja tak nie potrafię to wysyłam „na raty”, odpowiedź na każde pytanie osobno przez Messengera… nie wiem czy to dojdzie, ale mam z głowy. Przepięknie mi się to pisało. Teraz weekend relaksu z gośćmi na Kaszubach, na Molo w Sopocie, w muzeum Solidarności i II Wojny Światowej w Gdańsku. Od poniedziałku zaczynam intensywną, jeszcze bardziej intensywną naukę. Z nagrywarki UPS mam odcinków z około 3-ech ostatnich miesięcy. Na bieżąco kasuje najstarsze aby nowe mogły się nagrywać. Masakra nic nie ogarniam. Nowości mnie przerastają! Tyle tego jest! Muzyka dyskotekowa, to nie moja bajka. Jednak jest dużo trudniej, niż 5,5 roku temu! Chociaż już wtedy było ciężko. Całe dnie i noce z pilotem – obiad gotuję raz na 3-4 dni. Na spacery przestałam chodzić, ćwiczyć też przestałam, bo szkoda mi każdej minuty. Już wcale nie interesowało mnie jak będę się prezentować wizualnie w tej TV, najważniejsze było abym coś umiała, coś wiedział, coś wcisnęła. Przecież jadę wygrać 3 odcinki i finał miesiąca! – Taką pozytywną myśl wysyłałam w świat, aby nabrała pozytywnej mocy i się spełniła. Hi, Hi – sama się śmiałam z tej naiwności, ale uwielbiam ten czas. Ten czas przygotowań i nadziei! Ten czas marzeń! No bo tylko pozytywne myśli dają w życiu radość! Mąż od jakiegoś czasu kombinuję „jakby tu zarobić więcej” chociaż zarabia dużo jako spawacz w Polsce, ale jednak przydałby się taki solidny zastrzyk na spełnienie Naszego największego marzenia… a ja mu ciągle na to, że przestań się martwić – przecież wygram w melodii! Uwielbiam tak mówić, a zwłaszcza wtedy gdy faktycznie mogę mieć tą szansę. Mówię tak często gdy nawet nie mam zamiaru tam jechać, a i tak zawsze melodia jest moim pocieszeniem – i świat jest wtedy cudny!

Nie obyło się bez chwil załamania. Przecież tego tyle jest. Dużo po angielsku a ja chociaż próbują to mówić poprawnie i w domu nawet zaczyna już mi coś wychodzić, to jednak wiem, że tam nie będzie to takie proste. Zapamiętaj te wszystkie tytuły bez wysłuchania nutki aby móc wciskać w ciemno. Tego to chyba już nie dam rady. Zawodnicy coraz to bardziej wyszkoleni. Kapcie nieraz mi spadają gdy oglądam! Durna JA – z motyką na słońce się rzuciłam. Wiedziałam, że to chyba jednak bez sensu… trafi mi się jakiś supergigant i leżę…

O nie!!! (jak by powiedziała mała Emilka - hi, hi)-  tak nie możesz myśleć! Co ma być to i będzie! Z każdym można wygrać i z każdym przegrać. To tylko teleturniej. Mąż już wie, że przed moim nagraniem będzie leciał na kontakt do Norwegii. Zarobi na wszystko co nam potrzebne. Ja mam się uczyć dla siebie, dla rozrywki i dla własnej satysfakcji, bez spiny i nastawiania się na kasę. To już szczyt marzeń! Ok. – ale takiej totalnej plamy też nie chcę dać. Chcę przegrać z honorem! A jak się uda to nawet wygrać! Nie odpuszczę już tylko dlatego, że nie muszę. Mi nie pieniądze są potrzebne. Mi jest potrzebne spełnienie kolejnego marzenia! Startu w melodii – ugrania 3 finałów – i wygrania samochodu w finale miesiąca! Musze mieć takie nowe auto z melodii! Przecież marzę o tym od 10 lat! 10 lat temu zabrakło mi kilkuset złotych, aby wystąpić w finale miesiąca chociaż miałam ugrane 2 finały. Od tamtej pory ciągle o tym marzyłam, aby ugrać ten finał miesiąca, dostać wymarzoną nutkę i piękny, biały (kolor już wybrałam) samochód. Dobra jestem z tymi marzeniami – już niedługo, bo jutro dowiecie się ile z nich się spełniło.

Jest 03:07 nad ranem w środę 22.11.2017. właśnie wróciłam ze:

Na pytanie nr 5 odpowiedziałam miedzy innymi tak:

5. Czego nie lubisz, nie znosisz wręcz i dlaczego

- nie lubię latać samolotem, bo się boję!!! Jednak latam ostatnio dość często do Szkocji, aby odwiedzić siostrę i jej męża z małą siostrzenicą Viktorią. Z domu jesteśmy wychowani tak, że rodzina jest najważniejsza i co by się nie działo to za rodziną nawet w ogień! Nie cierpię latać i dostaje wręcz białej gorączki jak o tym myślę, ale to jedyny sposób by utrzymać kontakt z rodziną i aby nasze relacje rodzinne były wciąż takie same. Latamy na zmianę, to oni do Polski to my do nich! My to znaczy rodzice i reszta rodzeństwa a mam ich wszystkich jeszcze 4-ro. Rok temu nawet zdarzyło się tak, że my wracaliśmy po tygodniu do Polski tym samym samolotem, którym rodzice przylecieli do Szkocji i moja mam zostawiał w samolocie torebkę – na całe szczęście bez biletu i dowodu osobistego – i jak odbierałam tę torebkę u obsługi samolotu, aż wyszedł z kabiny pilot i po angielsku (stewardesa tłumaczyła, bo ja nie znam angielskiego), mówił, że lata wiele lat, ale jeszcze nie miał w karierze takie sytuacji, żeby pozostawioną rzecz w samolocie, ktoś odbierał z pokładu, bo właśnie leci tym samym samolotem. Nie do końca mogli uwierzyć, że to torebka mojej mamy, ale opis, że na pewno w niej jest dużo cukierków i pusty portfel przekonał ich w końcu!

I właśnie dziś wróciłam z mężem i siostrzenicą Elizą (od drugiej siostry Natalii) ze Szkocji od siostry Marcysi i jej męża i małej Viki. Weekend wielu pięknych wrażeń- jak zawsze w Szkocji. Chociaż jest noc, i jestem mega zmęczona pisze to, chociaż nie wiem czy skończę i czy wstawię to na bloga, bo chyba faktycznie oczy mi się zamykają. Chociaż samo pisanie nie sprawia mi żadnych problemów, to jednak poprawianie, ustawianie, dostawianie zdjęć to już inna bardziej żmudna praca! Więc faktycznie nie wiem czy dam radę.

W Szkocji, już wszyscy sąsiedzi Polacy mieszkający obok siostry, cała rodzina jej męża mieszkająca w Szkocji i ich znajomi, wiedzieli, że w czwartek 23.11.2017r. będę grała w JTM.

Nikt nie zapytał ani razu o wynik, bo nie to się dla nich liczy, a to że w ogóle tam będę. Taką imprezę zrobili dla mnie, bez planowania, tak po prostu wyszło, że już sama uwierzyłam, że chyba wygrałam ten finał listopada – hi, hi. Wyniku nie zdradziłam nikomu i nie nastawiam nikogo, ani na przegraną, ani na wygraną. Zwyczajnie milczę, chociaż nie lubię zawodzić oczekiwań zwłaszcza rodziny, ale z drugiej strony ja nie robię nic dla kogoś tylko dla siebie i tyle na temat… ewentualnie dla męża… losy mojego występu są już przesądzone, jednak zawsze zapraszam na przeżycie tych emocji i pokibicowanie mi przed TV. (23.11.2017r. godzina 17:25 TVP1)

 Dzień nagrania nie był wcale dla mnie takim dobrym dniem. Na nagranie 18.10.2017r. musiałam jednak jechać naprawdę sama i to wcześni rano pociągiem „Pendolino”.  Tego dnia w nocy, tak jak my dziś wracali też moi rodzice ze Szkocji od Marcysi i Marcina. Odbieraliśmy ich z lotniska. Nie warto było mi się już kłaść, bo pociąg przed 6. Rodzicom powiedziałam, że jadę na szkolenie do nowej pracy – uwierzyli. Nie chciałam, żeby ktoś znał termin nagrania i się stresował tym! Mój mąż w ten sam dzień, tylko popołudniu wylatuje do Norwegii więc po raz pierwszy w życiu jadę na nagranie bez niego. Dla mnie to „koniec świata”, ale nie chcę już kolejny raz w tym roku odmawiać udziału w programie. Nie chcę robić problemów i chociaż jestem o włos od rezygnacji to jednak jadę sama. Najbardziej nie mogę odżałować tego, że mieliśmy wspólnie z mężem dokończyć zwiedzanie Warszawy, a bez niego ani mi się śni coś robić samej! Trudno! Życie! Tylko dlaczego właśnie te dwa nasze terminy musiały tak bardzo się kolidować? To jakieś fatum! Po co ja tam jadę. Jest mi już wszystko jedno. Chcę szybko odwalić co mam do odwalenia i wracać do męża, może jeszcze zdążę go pożegnać. Dopiero w pociągu zaczynam układać myśli, że to bez sensu tak myśleć. Trudno stało się co stało. Każdy z nas ma jakiś cel do osiągnięcia. Chociaż smutek ogarnia serce, że się roztajemy to jednak trzeba się jakoś z tym pogodzić, skoro zdecydowałam się na wytęp, to teraz nie marudź! Ale uśmiechać to na pewno dziś się nie będę! Nie będę wesoła na siłę, gdy jestem jednak smutna. Całe szczęście, że chociaż w „Pendolino”, którym jechałam pierwszy raz w życiu jest ładny Wars i pyszne jedzonko i kawa, bo jak dojadę to pewnie już nic nie przełknę, chociaż mąż zrobił mi pyszne kanapki.

Teraz też idę spać 3:40 – może dziś dokończę, zobaczymy bo czasu mam mało jutro…muszę zawieźć siostrzenicę do Lubnowch, bo i tak już 3 dni w szkole nie była, a Pni Ewa, jej wychowawczyni nie będzie zadowolona. Chociaż na czwartek, żeby już byłą w szkole… Wiem co to znaczy gdy dziecko opuszcza w szkole kilka dni i jak potem ciężko nadrobić – z perspektywy nauczyciela też nie jest to łatwe.

Godzina 01:22 czwartek 23.11.2017r. – nareszcie to już dziś będzie emisja programu. Jestem już w Lubowych i zostaje do jutra aby obejrzeć wspólnie z rodziną ten mój występ. Generalnie nie planowałam wspólnego oglądania, bo to może sugerować, że wygram a nie chcę niczego sugerować i nastawiać nikogo na nic – to nie takie proste. Jestem przypadkiem w Lubnowcych to już nie wypada mi wracać do Borkowa, tylko dlatego, że może rodzina pomyśli że… a co tam każdy niech myśli jak chce i niech kibicuję. To i tak tylko 1/100 tego co my jadąc na nagranie mamy w głowie. Na kogo trafimy, przegramy czy wygramy, jak będzie nam szło, co zrobić w trzeciej rundzie… miliony myśli i pozytywnych i negatywnych.

Ci którzy oglądają program regularnie, już wiedzą, że wczoraj wygrał Bartek – dobry zawodnik i ja staje z nim do walki dziś!

Wysiadłam z pociągu, miałam wziąć taksówkę, ale myślę sobie, że to pójście na łatwiznę - trzeba spróbować w końcu jakim transportem publicznym dojechać. Wcześniej dopytałam koleżankę z melodii jakim tramwajem dojadę do TV. Jednak pan sprzedający bilety kazał mi jechać innym a skoro było na nim napisane Woronicza, to jednak niepotrzebnie pojechałam tym drugim. Woronicza jest dość długa i wysiadłam na pętli, skąd jeszcze trochę trasy jest. Tyle, że szłam już tędy z mężem z hotelu Novotel na nagranie odcinka Jubileuszowego z okazji 20-lecia JTM – więc w sumie jestem w domu. Warszawa nie jest jednak taka duża!

Idę tą sama drogą. Pstrykam sobie fotę, dla sprawdzenia jak ja wyglądam. Oby nie tak samo jak się czuję! Niestety nie mam dla siebie dobrych wieści. Oczy czerwone po łzawym pożegnaniu i nieprzespanej ani minuty nocy, bez makijażu, bo nie chciałam przysparzać paniom w charakteryzacji problemów na poprawianiem. Wiem, że zawsze wolą jak robią makijaż same od podstaw. Wyglądam jak 7 nieszczęść. Znowu ta myśl –po co mi to wszystko! Lepiej w domu siedzieć!

Ręce już drżą, tak jak i teraz gdy przypominam sobie te emocje… jestem na korytarzu TV… wchodzę już do kawiarenki. Cisza, nikogo nie ma. Jestem trochę za wcześnie. Jest Pani od garderoby, dostaje klucz do przebieralni. Zostawiam walizkę i lecę szukać Oli. Przecież muszę się przywitać. Dowiaduje się, że o tej porze to nikogo jeszcze nie ma. Mam pokazać stroje jakie przywiozłam. Zabrałam kilka sukienek i spodni i bluzek, bo nie wiedziałam gdzie wyląduje po nagraniu. Skoro mąż i tak wyjechał to mogę jechać na kilka dni np. do rodziców, albo zostać do soboty w W-wie, bo w sobotę jest koncert Jubileuszowy na Torwarze. Nie mam jeszcze biletów, ale jeśli wygram to pewnie kupię i zostanę! W każdym razie byłam przygotowana na każda moją zachciankę i opcje! Pokazuje jednak 3 wybrane sukienki, żeby nie zmieniać do nich rajstop i butów. Chwila niepewności, czy będą zaakceptowane, bo nie chcę ubierać się w nic z ich garderoby – gdyż kolekcjonuje moje „sceniczne” stroje- hi, hi. Mam nadzieję, że przybędzie ich przynajmniej 3. Podobają się wszystkie i mam wybrać która będzie pierwsza, ale najlepiej biała (w sumie najładniejsza), więc się zgadzam, bo jednak w głowie myśl, że przecież nie koniecznie resztę mogę założyć… odganiam tę myśl i zastępuję pozytywną… no co Ty! Przecież przyda Ci się jeszcze ta 4-ta, której nie pokazałaś – na finał miesiąca – którą wrzuciłaś do walizki w ostatniej chwili, bo lepiej mieć więcej i sugerować, że może się wydarzyć coś więcej niż zadowalać się myślą, że tylko jedna sukienka będzie przydatna.

Już z wybraną sukienką wracam do przebieralni, gdzie właśnie moje nadzieje pękają na moment jak bańka mydlana!

Widzę Bartka z żoną. Poznaliśmy się na zlocie JTM rok temu we wrześniu. Wygrał albo był jednym z lepszych w konkursach muzycznych przygotowywanych przez zawodników. Ja z tego nie wiedziałam nawet połowy – fakt, że wtedy nie uczyłam się nic, ale to i tak była katastrofa.

- No cześć. Grasz dziś?

-Tak, a Ty na którą masz?

- na 10-tą.

- o to gramy razem, bo ja też…

- o fajnie – to już po mnie! Grałeś wczoraj?

- Tak, ale wiesz jak jest

- oj wiem! Ile ugrałeś 1 czy dwa finały.

- jeden.

- szkoda, bo jak byś miał 2 to miałabym większą nadzieję, a tak…

- ale przestań, spoko!

- Wiem, że spoko! Z każdym można wygrać i z każdym można przegrać! Tego się dziś będę trzymać i nie poddam się łatwo. Hi, hi

- o właśnie i o to chodzi. Ja już dziś trochę zmęczony jestem, bo musiałam jechać po garnitur do domu, bo podobno już dziś finał miesiąca nagrywają, a ja nie zabrałem go, a jak się uda dziś parę stówek wygrać to się może załapię.

- Tak? już dziś finał- spoko, mnie to nie dotyczy raczej. Też nie mam najlepszego dnia dzisiaj i najchętniej to bym już pojechała do domu.

Rozchodzimy się do swoich szatni. Przebieram się z miną jeszcze bardziej wykrzywioną, niż z tą z która tu weszłam. Masakra. Trzymam się nadziei, że jednak nie wchodzę może z Bartkiem, może coś się przesunie, może to nie mój odcinek… nieraz tak się dzieję, że coś przekładają…jednak nadzieja była słaba, bo przez kolejne pół godziny nie ma na korytarzach żadnego innego zawodnika tylko ja, Bartek i jakiś nowy zawodnik, którego nie znam i jest tu pierwszy raz. Potem myślę sobie – przecież pisałam, przecież mówiłam, że nie przestraszę się żadnego zawodnika, choćby miał to być zawodnik 20-lecia –zaczęłam powtarzać sobie jak mantrę – nie poddam się! Z każdym można wygrać! Będzie to co musi być!!! Ruszam w szranki – bo jak spadać to z wysokiego konia!!! Przecież w sumie nie jest źle!

"W sumie nie jest źle" - Maryla Rodowicz

 
Ogólnie rzecz biorąc nie jest źle
Z knajpy do knajpy przesuwam się
Wiem gdzie stopa, wiem gdzie noga
Tam jest sufit, tu podłoga.

W sumie nie jest źle, no bo cóż
Ręce sprawne mam i parę nóg
Głowa kręci się, szyja też
Powoli przesuwam się.

W sumie nie jest źle, nie boli nic
Wstaje i od razu chce się żyć
I na tyle lat, co już mam
Całkiem niezły jest mój stan.

Ogólnie rzecz biorąc to mam fart
Wybrałam asa z talii kart
Dotykam głowy i reszty ciała
I chyba dobrze wszystko działa.

W sumie nie jest źle, no bo cóż
Ręce sprawne mam i parę nóg
Głowa kręci się, szyja też
Powoli przesuwam się.

W sumie nie jest źle, nie boli nic
Wstaje i od razu chce się żyć
I na tyle lat co już mam
Całkiem niezły jest mój stan.

Napisała tylko do męża na Messengera, że - DRAMAT- że gram z dobrym zawodnikiem na finał miesiąca! On odpisał - nie stresuj się! Traktuj to jak przygodę!
I już było mi jakoś lepiej - bo miał rację! Głęboki oddech...wołają na scenę...
Oglądajcie i kibicujcie dziś (23.11.2017r.) o 17:25 w TVP 1 JTM!

Kończę pisanie 3:45. - jeszcze trochę czasu do powtórki wczorajszej melodii, której nie obejrzałam, bo właśnie byłam w trasie, a muszę zobaczyć jak poszło Bartkowi.

sobota, 18 listopada 2017

Yesterday - Wczoraj! The Beatles

Yesterday - The Beatles - Wczoraj
Zmieniła się data nagrania odcinka jubileuszowego z 10.09. na 08.09. czyli piątek, trochę pokrzyżował nam to plany, bo teraz to już niedziela jednak bardziej nam pasowała. Piątek to mąż musi brać wole (ja już nie pracuję więc pasuje mi wszystko), on nie wiadomo czy dostanie wolny dzień… trudno, może ze wspólnego weekendu nici i będę musiała jechać sama. Załatwiłam sobie już nawet dojazd z melodyjnym znajomym, który będzie też jechał na nagranie ze Słupska przez Gdańsk… ale wtedy dziwnie szybko mąż jednak załatwił sobie wolny piątek. Więc jedziemy jednak razem!!!

Hotel Novotel przy lotnisku zabukowany, chociaż jego wnętrze nie dorównuje Hotelowi Arłamów nawet do pięt – do dobrego człowiek szybko się przyzwyczaja!

Tylko jak w tej Warszawie dojechać do TV – autobusy, tramwaje, metro – jak tu się połapać gdzie co jedzie, jaki bilet kupić itp. Jakoś w Gdańsku łatwiej.

- chyba jednak pójdziemy na pieszo! Co to dla nas! Ostatnio 2-3 razy w tygodniu chodzimy gdzieś na spacery po 9-12 km – więc spoko! Dzięki temu od wiosny trochę kilo spadło ale wakacje były obfite w pyszne jedzonko w knajpach i hotelach hi, hi więc już prawie nie widać, że coś spadło!
Wyszykowałam się i ruszamy na spacer! Fajna ta Warszawa, hi,hi – idziemy ścieżką przy torach – jak na wsi! Że też skusiłam się od razu na wyższe buty – w połowie drogi już miałam odciski- przy TV kupiłam na stacji benzynowej plastry. Tylko teraz, do którego budynku należy wejść  Nowego, czy nadal starego? Nie byłam 5 lat, to wszystko mogło ulec zmianie. Skoro już jesteśmy od strony Nowego budynku, to zajdę zapytam:

- nie, to w budynku F

Ok. Poszliśmy. Fota przed starą TV
 i widzę już znajome twarze, gwiazd JTM w samochodach wjeżdżających w bramę TV. Dziś jednak wpuszczają na parking. To był jedyny problem jaki mnie nurtował, bo nie mogliśmy zabrać ze sobą osoby towarzyszącej (było nas za dużo), więc gdyby nie hotel to Paweł musiałby poczekać przed TV w samochodzie – tylko czy wiedziemy na parking? Okazało się, że to nie jest pewne, ale my i tak już auto mamy na parkingu przed hotelem – a sam Paweł nawet się ucieszył, że nie musi tam wchodzić i będzie mógł w hotelu meczyk jakiś oglądać. Był ze mną na wszystkich poprzednich 11- tu występach i dziwnie mi było nawet na publiczność wejść tam bez niego – ale rozumiałam powagę sytuacji! 60 zawodników plus 60 ich towarzyszy na jedno wejście do małej kawiarenki przed studiem – to jednak trochę za dużo! Więc buziak i on wraca do hotelu a ja idę do TV. Jednak mam trochę stresa. Stresa przed spotkaniem, tych wszystkich gwiazd JTM, którzy powygrywali dziesiątki finałów i po kilka samochodów nawet. Jakoś ze swoimi „sukcesami” i dawną nieobecnością w programie, czułam się nieswojo! Dobrze, że chociaż trochę udzielam się na forum Dyskusje- JTM na Facebooku, to może z tego chociaż mnie ktoś rozpozna.
Przywitania jak w rodzinie – już przed TV! Na pierwszy ogień poszedł długowłosy Leszek – ach, jak ja mu na wiosnę kibicowałam! Fantastyczny człowiek, wygrał zwykły finał i podziękował swojej zmarłej mamie, że to dzięki Niej tu jest! Piękny i wzruszający gest!!! Pamiętam go dokładnie!
W portierni też już kilku melodyjnych ludzi czeka- jednak nie każdy znajduje się na liście wejściowej i musi czekać na potwierdzenie czy może wejść. Ja mam to szczęście, że jestem na liście i wchodzę od razu. Ach te bramki- od lat te same. Ciary, aż mi przeszły, że znowu tu jestem! Czekam na kilku towarzyszy, żeby nie wchodzić sama, bo nie jestem pewna czy studio jest nadal tam gdzie było. Jest napis studio nr 5. Idę na górę, a tam już tłum…  Przytulania, buziaki jak u cioci na imieninach! Jednak wszyscy, wszystkich tu znają!!! Jest sympatycznie i miło. Już ze 3 razy kroś zadał mi pytanie

- dlaczego nie przyjeżdżasz?

Moja odpowiedź wciąż ta sama…

- nie mam czasu się uczyć!

- oooo a myślisz, że my mamy na to czas! Tu nikt się nie uczy!... i śmiech.

- taaaa… akurat, a potem wciska guzik i tak bez nauki po sekundzie strzela w każą piosenkę bez pudła. Zwłaszcza Ty Adam i Ty Wiesia Nasza Melodyjna Mamo (tak wszyscy na nią mówią)! Oj na wygrywali w tym programie. Proszę tu słynna Ola T.- też na jej odcinkach wzruszałam się do łez. Teraz mogę z nią porozmawiać i zrobić sobie fotę. Przemiła zawodniczka! Tam mój ulubieniec Tadek biega – to jest gwiazda reklamy i wszelkich innych teleturniejów. Przesympatyczny, otwarty i z dużym poczuciem humoru facet!!! Uwielbiam go też za to, że uwielbiamy razem podobną muzykę – starego dobrego rocka a zwłaszcza Róże Europy! Biega i robi sobie foty z ze wszystkimi. Może też się załapię. Zobaczymy! Stoimy tak z Olą T. oparte oparte o parapet na telewizyjnym korytarzu bo kawiarenka nie pomieściła nawet samych zawodników i taki fajny widok przed nami przez otwarte drzwi i szyby…

w kawiarence dzieciątka zawodników, wita się, rozmawia, śmieję się i wszyscy gdzieś idą i zmieniają swoje miejsca. Coś pięknego, widzieć ich wszystkich w jednym miejscu i na żywo.
Nagle przez korytarz idzie nasza Ola B. Psycholog melodyjna – odpowiedzialna właściwie za wszystko w tym programie, za dobór zawodników, za pomysły na odcinki i to ona kontaktuje się zawsze z nami zawodnikami, więc dla nas najważniejsza! Idzie podpierając się o kule, bo biedna złamała nogę a za nią równie słynny jej pies Rolek – wszyscy melodowicze go uwielbiają! Piesek zabrany przez Olę ze schroniska. Ola wita się ogólnie – a ja tak bardzo chciałabym ją uściskać po tylu latach… wiem, że nie wypada więc się powstrzymuję. Ola B. wskazuje ludzi, którzy maja iść do charakteryzatorni . Moja parapetowa towarzyszka Ola T. musi iść się umalować, bo będzie się wypowiadać do kamer… mnie ten zaszczyt nie dotyczy. Wypowiadać się ma około 10-ciu zawodników… oby nie ja!!! Tutaj sytuacja może się zmienić w każdej chwili więc trochę stracha nabrałam…bo jakoś po tylu latach przerwy, co ja bym miała im powiedzieć.

- Że uwielbiam ich, że zmienili moje życie, ale jednak nie chcę już tu przyjeżdżać bo nie mam czasu się uczyć!

W takim układzie ja ruszam pokręcić się po kawiarence i przywitać się z innymi. Tu siedzi Nasza Pani Tereska- trochę nieśmiało, ale jednak podchodzę zagadać. A tu- no proszę Piotrek G. – witamy się uściskami jak na naszym wspólnym niegdyś odcinku specjalnym, najlepszym i najweselszym odcinku jakim w życiu grałam! Dostałam, kilka ładnych komplementów poprzedzonych słowami

- nie, że kiedyś źle wyglądałaś… ale teraz … nie będę tu pisać co usłyszałam, hi, hi ale trochę się zarumieniłam. Dobrze, że mąż tego nie słyszy… hi, hi

Zaczynają zapraszać pierwsze 10 osób tych, którę  mają się wypowiadać do kamer.
Później reszta- ja się nie spieszę, bo i tak nie chcę siedzieć gdzies gdzie kamera będzie nas dobrze widzieć. Wchodzimy wszyscy na raz do studia. Piękne – pewnie nikt z tu obecnych nie przeżywa tego teraz tak jak ja, bo każdy z nich był tu kilka miesięcy temu… a ja mam motyle w brzuchu… wszyscy idą na te dobre miejsca za Robertem i po drugiej stronie a ja stoję jak wryta! W tym tłumie zauważa mnie Pan Robert – mi uśmiech nie schodzi z twarzy. Pan Robert z tyłu na scenie i wita się tak ogólnie machaniem ręką do wszystkich. Też mu macham ale stoję też z tyłu więc pewnie nie widzi… i… naglę słyszę

- O Donatka… chodź tu do mnie, kochana. Pan Robert rusza w moją strone a ja w jego.  Poznał mnie po tylu latach…już nic do szczęścia mi nie trzeba. Wyściskał mnie jak córkę i zadał pytanie.

- dlaczego już nie przyjeżdżasz do Nas? – nie czekał na odpowiedź… tylko powiedział jeszcze – no przyjedź, ja czekam!!!

Łezka w oku mi się zakręciła. To było mega przeżycie. W tym momencie siedząca niedaleko, odezwała się też nasz Ola B.

 – no właśnie, ja też o tym marzę!

Tym razem to już musiałam ją uściskać! No i mówię, że się zaraz rozpłaczę a ona, że spokojnie, że nie teraz- przyjedź i wtedy popłaczesz – hi, hi

- No ale właściwie dlaczego nie przyjeżdżasz? Co? Jako nauczycielowi to nie wypada Ci już zrobić błędu przed kamerami? Nie możesz popłakać, bo dzieci zobaczą, że pani jest miękka…

- nie to nie tak, ja naprawdę nie miałam czasu na naukę, a nie chcę już przyjeżdżać nieprzygotowana… może teraz, zobaczymy…

- trzymam Cię za słowo i marzę o tym.

W sumie myśląc nad słowami Oli – w końcu to psycholog i zna nasz od podszewki- to penie miała dużo racji, ale ja stanowczo wolałam swoją wersję – nie mam czasu się uczyć i tyle!!!

Zajęłam miejsce na fotelu, obok pięknych Pań zawodniczek – Beatki, którą uwielbiam z ekranu i Ani, którą zawsze też podziwiałam w TV, bo jest piękna i z dużą wiedzą.
Miałam też okazję z nią się mierzyć kilka lat temu i to nie był Nasz najbardziej sympatyczny odcinek. Obie chciałyśmy się wykosić nawzajem. Wiecie niby tylko zabawa ale … i właśnie teraz to wspominamy…
Pytam Ani czy będzie teraz na nagraniach, bo widziałam jej wpis zgłoszeniowy, ale nigdy nie wiem kto się dostanie do programu, bo jest setki chętnych.

-tak, dostałam się.

Ona jest jedną z tych graczy, która gra regularnie w programie co pół raku i prawie zawsze się dostaję i wiem, że wielu jej tego zazdrości, tylko nikt nie pochyli się nad tym, że ona też jest zawsze gdy jest potrzebna, że nie odmawia Oli pomocy gdy nagle zbraknie zawodnika na rezerwie i przyjeżdża i gra. Ma taką możliwość bo jest z Warszawy, ale to wcale nie jest takie proste, taki nagły start z marszu. Więc mówię do niej.

- Powiedz mi, jak Ty dajesz radę z tym stresem tak często tu występować.

-No jest coraz gorzej, przecież pamiętasz jak z Toba miałam grać, jak się zestresowałam, że wyjść nie chciałam…

Tak było! A dla mnie też nie było to wcale łatwe, bo nie mogłam zrozumieć jak ktoś może się bać ze mną grać, kiedy ja jestem taka słaba w te klocki. Nie mamy żadnego wpływu jak nas dobiorą do odcinka i gramy z tymi których nam przydzielą i trzeba się liczyć z tym, że może to być ktoś megamocny albo ktoś kto nam się tylko wydaje megamocnym. Można grać z kimś pozornie słabym i z nim przegrać, bo moim zdanie mimo wszystko stojąc za pulpitem jesteśmy równi, bo tam może się zdarzyć wszystko, wpadki i olśnienia a nawet cudy i nigdy nie wiesz jak to się skończy. Najważniejsze to wierzyć w siebie, że możemy pokonać każdego. Każdy oczywiście może nas pokonać ale nie możemy się poddawać ani też lekceważyć przeciwnika. Dziś wolę grać z kimś pozornie lepszym od siebie, bo jaka wtedy jest satysfakcja z wygranej. Ania była dla mnie taką lepszą zawodniczką, i też się wtedy jej bałam nie wiedząc do końca o tym, że to jednak Ona bała się grać ze mną.

- Pamiętasz jak Robert zapytał nas wtedy w trzeciej rundzie – po co tu przyjechałyśmy? A my nie potrafiłyśmy na to odpowiedzieć, a raczej nie chciałyśmy bo odpowiedź była zbyt oczywista i taka, jakiej sam nie chciałam usłyszeć – pieniądze! To był mój jedyny raz, kiedy pojechałam tam z nastawieniem po pieniądze i powiedziałam sobie od wtedy – nigdy więcej. Bo ja wole tu jeździć dla zabawy.
Rozumiałyśmy się już bez zbędnych słów. Wiadomo, że każdy z nas jedzie tu z nastawieniem, że może uda mu się wygrać te 10 tyś, ale jednak to jest szansa trochę mała więc nie można się nastawiać na taka zawziętą rywalizację, bo to tylko psuje wspomnienia z uczestnictwa a w pamięci i tak zostaną na zawsze tylko wspomnienia przeżytych emocji i chwil i wcale nie koniecznie wygrane kwoty. Wcale nie duże wygrane tylko zmieniają życie – 700 zł też miało mega wpływ na to co zrobiłam później. Pewnie, że fantastycznie jest wygrać 3 finały i jeszcze samochód w finale miesiąca albo potem finał kwartału i finał roku. Pozazdroszę takim zawodnikom i podziwiam ich, ale wiem że osiągnęli to ciężką pracą i wcale nie dążeniem do wygrania pieniędzy a raczej dążeniem do bycia najlepszym w te klocki. O właśnie, trzeba pragnąć posiąść wiedzę i spróbować ogrywać najlepszych a nie liczyć na to że trafią nam się słabsi zawodnicy i może fuksem ugramy coś. Determinacja i ciężka praca może nas doprowadzić do sukcesu (chociaż wcale nie musi), ale wtedy jest większa szansa. Ostatnio pokazała taką determinacje pewna zawodniczka o imieniu Kinga! Pięknie grała i była przygotowana – ale to są lata przygotowań. Ja cóż, odpuściłam od 5 lat… teraz już tego nie nadrobię tak szybko. Nawet pisałam z nią o tym. Ściskam kciuki z Kingę w finale kwartału i roku. Zasłużyła na wygraną, bo nie odpuściła chociaż wierzcie mi, to nie jest wcale łatwe uczyć się cały rok! To mega wysiłek, a do tego nie masz pewności czy w ogóle ci to wyjdzie przed kamerami.



Dobra, koniec rozmów. Obok siedzi też dwóch chłopaków – jeden z nich był zawodnikiem rezerwowy gdy 10 lat temu grałam i ugrałam 2 finały i liczył na to że w trzecim odcinku też wejdę do finału bo wtedy to on wchodził by jako nowy do kolejnego odcinka…ja jednak w trzecim opadłam już sił, adrenalina spadła po długiej przerwie obiadowej i nagranym międzyczasie odcinku specjalnym i nie weszła nawet do trzecie rundy… Nie dałam mu szansy startu w tym dniu, bo zawodniczka nas ogrywająca wchodzi wtedy na kolejny dzień do zawodników już przygotowanych do gry. Wiem, że to skomplikowane… po prostu każdy zawodnik może grać tylko maksymalnie 3 odcinki. Do kolejnego każdego odcinka jest przygotowanych po dwie osoby, które wejdą na pewno do gry z zawodnikiem który zostaje z poprzedniego odcinka. Jeśli jednak te zawodnik gra w finale trzeci raz to już nie może przejść do kolejnego odcinka i wtedy zawsze jest przed studiem zawodnik zwany „rezerwą”, który tam czeka od rana przez cały dzień, żeby móc wejść na nagranie jeśli przydarzy się taka okazja. Jemu się nie przydarzyła, niestety. Nie miał jednak do mnie żadnych pretensji. Takiemu zawodnikowi przysługuje gra w kolejnej sesji za miesiąc, już jako zwykły zaplanowany zawodnik. Fajnie było zobaczyć się kolejny raz.


Do kolegi bliżej mnie…poznaliśmy się na zlocie zawodników we wrześniu 2016r.
- kurczę sorry, ale masz tak fajne nazwisko, że pamiętam tylko to nazwisko a jak masz na imię?

- tak? Przecież to zwyczajne nazwisko.

- No, ale mi jakoś utkwiło w pamięci a imię nie?

- Grzegorz.

-Ojej, takie fajne imię, jedno z moich ulubionych imion!

- No a ty czemu nie przyjeżdżasz do programu…?

Który raz to już dziś słyszę? Hi, hi

- wiesz ja to chyba nie mam parcia na szkło.. (tu śmiech) jakoś nie mogłabym przyjeżdżać tu co pół roku i się stresować właściwie jako statysta, bo bez przygotowania to wiesz, że tu nie można ugrać. Być tylko po to żeby wiedzieć, że przegrasz bo nic nie umiesz to bez sensu…

- No tak masz rację. Trochę trzeba się pouczyć.

Pan odpowiadający za publiczność ucisza wszystkich, bo zaraz się zacznie… trzech zawodników stoi już za pulpitem.
Jak ja im współczuję, a jednocześnie się cieszę, że jestem tu z boku i mogę to obserwować. Gęba nie przestaje mi się uśmiechać. Włączają się światła i pierwsza próba – wstajemy i klaszczemy i bujamy się do piosenki która rozpoczyna program. Pięknie, rewelacyjnie i oszałamiająco… długo nagrywaliśmy ten odcinek chyba dobre 2 godziny… wypowiedzi tej dziesiątki trochę trwały… młodzi zawodnicy próbowali dać z siebie wszystko ale ciężko się gra gdy publiczność wie więcej niż oni. Ja nie wszystko wiedziałam, ale i tak mi ich szkoda było! Grało dwóch chłopaków i jedna dziewczyna nie pamiętam o jakim imieniu ale i tak wygrał „Łukasz albo Martyna”, hi, hi – taki żart bo Łukasz maiła nazwisko Martyna i śmiejmy się do tej pory, że nikt nie wie czy wygrał chłopak czy dziewczyna. W życiu tak nie trzymałam kciuków jak tutaj, za jego wygrany finał. Dostałam nawet małego stresu, bo niby wiem, że pewnie w takim specjalnym to będzie maiła łatwy finał to jednak tu nie ma łatwe-trudne, bo tu można wywalić się na najprostszej piosence (wiem coś o tym) i nic już tego potem nie cofnie, nie ma powtórek. Więc trzymałam te kciuki z całych sił!!!
Jest! Wygrał!
 A na koniec schodzimy wszyscy na scenę pogratulować młodemu!!! To jest jedyna chwila w której przez ułamek sekundy widać mnie w odcinku na tej scenie, ale tylko w zwiastunie zapowiadającym odcinek, bo w samym odcinku wycieli nawet i to…
Nie ważne, ważne, że była i uczestniczyłam w tej historycznej chwili.
 Koniec, kamery gasną, światła też, wszyscy pracownicy chcą iść szybko do domu a my zawodnicy, publiczność byśmy chętnie tu zostali na noc… ciężko się rozstawać… to jak kończący się nagle film z happy endem niby, ale jednak jakiś niedosyt zostanie, chciałoby się zobaczyć co Oni zrobią dalej z tym swoim szczęściem. A tu tylko:

- kochani, wychodzimy, wychodzimy…

O Boże! Gdzie Robert? Nie ma go nigdzie? Nie zrobiłam z nim fotki ! Jak To, to przecież niemożliwe, żebym przyjechał z TV bez fotki z Robertem! Ja tego nie przeżyję… teraz już jestem pewna … przyjadę tu chociaż po tę fotkę!!!

Miała okazję zagadać chociaż jeszcze przez chwilę z Panem Markiem Bikiem, już byłym reżyserem programu. Zapytałam bezpośrednio dlaczego już nie jest tu naszym najlepszym reżyserem. –powiedział mi chyba szczerze… ale nie napiszę co, ale ja wiem dlaczego już nie jest już reżyserem... W każdym razie później powiedział, że cieszy się, że zastąpiła go nowa Pani bo jest świetna i wie, że zrobi to dobrze a może nawet lepiej niż On, a on ma chociaż okazję jeszcze jej pomagać. Nam zawodnikom też jakoś trudno przyjąć do wiadomość, że jednak to nie Pan Marek reżyseruje Nasz teleturniej, ale skoro On mówi, że ma godną zastępczynie to ja mu wierzę i najważniejsze, że to nie rozgrywki polityczne mają na to wpływ. Tylko to się dla mnie liczy! Uwielbiam Pana Marka i może nowa Panią reżyser też będę miała okazję polubić. To Pan Marek, po moich odcinkach przychodził do mnie i klepał mnie po plecach – mówiąc:

- ucz się, ucz bo możesz więcej!
Tak zawsze bardzo chciał pokazać to „Więcej”- ale jednak nie zawsze mi wychodziło!

(Pan Marek to osoba publiczna, więc wstawiam z nim zdjęcie bo mam do nich prawo - z cała resztą moich kolegów nie wstawiam pojedynczych fotek, bo musiałabym spytać każdego o zgodę a to dużo czasu - więc foty są tylko takie w których jest więcej niż 3 osoby, bo takie zdjęcia uznaje się za grupowe i każdy może je upublicznić, no i te które pochodzą z ekranu TV - też są publiczne)

Generalnie wspaniali ludzie tam pracują. Szkoda, że dziś nie mam okazji też zobaczyć się z Panią Lidią… może następnym razem się uda!
Zagaduję jeszcze do Naszego najstarszego melodowicza - Ireneusza K., który stoi pod ścianą przy wyjściu, taki trochę blady i widać, że bardzo zmęczony. Przyjechał tu choć jest podobno bardzo chory. Bez wątpienia jest ekspertem melodyjnym. Zbiera i segreguję, oblicza wszelkie potrzebne statystyki związane z melodią. Potrafi powiedzieć - ile kto grał odcinków? Ile wygrali w melodii samochodów, ile ogólnie pieniędzy itp... wszelkie dane zawsze opierają się na Irkowej wiedzy. Podchodzę i mówię do niego - i jak? ... i robi mi się trochę słabo... bo widzę w jego oczach to czego widzieć nie chcę...ale zdarzyło mi się to już po raz trzeci w życiu i dokładnie wiem co to jest, chociaż zawsz się oszukaję, że pewnie mi się wydaję- ale Irek nie pozostawia złudzeń...
- wiesz trochę ciężko, i to chyba mój ostatni raz!
- Co ty gadasz chłopie! Wszyscy jesteśmy zmęczeni, bo długo to było...
Uściskuję go mocno! Ale nie mam odwagi wyjąc telefonu i zrobić sobie z nim foty.
Mam z nim zdjęcię z września 2016 r. ze zlotu w Popowie - wtedy go poznałam. (Trzeci od lewej w pierwszym rzędzie od góry)
Wtedy to on zaszczepił mi w głowie myśl, że powinnam wrócić i zagrać... w życiu nie przypuszczałam, że za chwilę go zabraknie wśród Nas.
Irek zmarł, przed emisją odcinka Jubileuszowego - ale był z nami w tym fantastycznym dniu! Jego ulubionym zespołem byli The Beatles i jemu dedykuję tę piosenkę, bo wiem, że tam jest i patrzy...
Yesterday
Wczoraj...
Wszystkie moje zmartwienia wydawały się być takie odległe.
Teraz wydaje się, że rozgościły się tu na dobre.
Och, wierzę we wczorajszy dzień.

Nagle...
Nie jestem nawet w połowie tym, kim byłem kiedyś.
Cień zawisł nade mną.
Och, wczorajszy dzień przyszedł nagle.

Dlaczego musiała odejść?
Nie wiem, nie chciała powiedzieć.
Powiedziałem coś nie tak?
Teraz tęsknię za wczorajszym dniem.

Wczoraj...
Miłość była taką prostą grą.
Teraz potrzebuję miejsca, by się skryć.
Och, wierzę we wczorajszy dzień.

Dlaczego musiała odejść?
Nie wiem, nie chciała powiedzieć.
Powiedziałem coś nie tak?
Teraz tęsknie za wczorajszym dniem.

Wczoraj...
Miłość była taką prostą grą.
Teraz potrzebuję miejsca, by się skryć.
Och, wierzę we wczorajszy dzień.
Cieszę się, że na wiosnę zagrał właśnie w odcinku specjalny poświęconym jego ulubionemu zespołowi! Był fantastycznym facetem i chociaż nie znałam go tak bardzo dobrze, to jego stratę przeżyłam jak stratę kogoś bardzo bliskiego. Tu poczułam, że faktycznie chyba jesteśmy w tej melodii taka prawdziwą rodziną. Kłócimy się, bawimy się razem i płaczemy też razem.
Tu Irek jako prowadzący Jaka To Melodia:

Wychodzimy przed tv, ostanie rozmowy, pożegnania. Jedni spieszą się do domów, bo przyjechali tu setki kilometrów a rano w sobotę idą do pracy, inni zapraszają się nawzajem do restauracji na pogaduchy… też dostałam zaproszenie od Piotrka G. i pewnie bym je przyjęła, bo fajnie byłoby pogadać z całą Elitą melodyjną jeszcze w restauracji, ale już mąż był po mnie w drodze i nie chciałam go zostawiać na dłużej samego…
Najgorsze, że nadal mam na sobie te wyższe buty a nogi już mnie bolą… mąż na całe szczęście przyniósł mi trampki i cała szczęśliwa wracam do hotelu, tym razem jeszcze krótszą drogą – przez tory.

Buzia mi się całą drogę nie zamyka, opowiadam jak było…
Na drugi dzień zwiedzamy sobie Warszawę, bo jakoś nigdy nie ma ku temu okazji. Łazienki Warszawskie są przecudne a pomnik Chopina zrobił na mnie tak ogromne wrażenie, że aż powierza brakowało… znałam go tylko ze zdjęć, a najbardziej utkwiło mi w pamięci takie zdjęci z jakieś książki do muzyki z podstawówki, i zawsze marzyłam go zobaczyć.



Zrobiliśmy na pieszo z 10 km i nogi nawet już w trampkach odczuwały ból od odcisków a do tego mój telefon nie wytrzymał ilości zrobionych zdjęć i się rozładował prawie. Bez możliwości robienia zdjęć nie widział sensu zwiedzani.

- wiesz co, jedźmy lepiej w odwiedziny do Twojej siostry w Przasnyszu a starówkę i Zamek Królewski, zwiedzimy innym razem. Zostawmy sobie to na następny raz jak przyjadę na nagranie swoich odcinków. (powiedziała "odcinków" bo trzeba zawsze myśleć o najlepszej wersji wydarzeń, a jednocześnie wiedzieć, że może być inaczej)
Już teraz wiem, że przyjadę, bo nie można odmawiać jak tylu ludzi Cię zaprasza!!!

środa, 15 listopada 2017

"Idź swoją drogą" Raz, dwa, trzy



Dziś 24.08.2017r. Nasza 15-ta Rocznica Ślubu. Wesele było te wymarzone i to był najpiękniejszy dzień w życiu. Wiejskie – takie, że aż „Płonęła stodoła” – sala wyremontowana ze starej szopy, jazda do kościoła wymarzoną bryczką w konie (całkowicie nie modne wtedy, 15 lat temu, moda na ładne samochody itp. Teraz wracają bryczki też, ale wtedy to było dziwne) -z 30 bram po drodze, zabawa przez 2 dni do rana!!! O tym już, chyba kiedyś pisałam. W każdym razie świętowaliśmy właśnie 15-tą rocznicę w pięknym, wymarzonym hotelu, Arłamów pod Bieszczadami.
Zawsze chciałam jechać w Bieszczady – i też o tym chyba pisałam 5 lat temu. W końcu się spełniło!!!
 
 Właśnie oglądamy sobie jazdę konną dzieci…
 
gdy na Facebooka przychodzi zaproszenie do grupy zamkniętej „odcinek z okazji 20-lat Jakiej To Melodii”, czy coś w tym stylu… Nagranie ma się odbyć 10 tego września o 18:00 (niedziela wieczorem, więc kiepsko bo na rano pewnie będę miała do pracy), zaproszeń jest kilka dzieciąt, i ja w śród nich, wybrańców! Mamy wystąpić jako goście, publiczność – do odcinka w którym będą grali 20-stolatki. Jak zawsze taka informacja, to zawrót głowy, wypieki na policzkach, krew do mózgu uderza i radość…radość tym razem niczym nie zmieszana! Nie zmieszana strachem, przed występem…zwyczajna radość! Rewelacja! To coś dla mnie!!! Jakby dla mnie wymyślone.
Od roku skutecznie odmawiam udziału w tym programie, już nawet myślałam, że jestem przez to skreślona, ale nie obchodziło mnie to, bo i tak nigdy nie zrobię nic wbrew sobie. Nie czułam się na siłach tam jechać, nie miałam czasu na naukę i nie będę statystować za pulpitem minimum przygotowania!
Co innego, jechać dla zabawy, dla odświeżenia sobie tej atmosfery i poobserwować sobie to z boku… Fantastyczne zaproszenie!!! Znałam odpowiedź i wiedziałam, że potwierdzę, ale chciała jeszcze chwilę to przemyśleć i obgadać z mężem, czy mamy ochotę na taki wypad do Warszawy we wrześniu. Po Arłamowie mieliśmy jeszcze na 2 dni jechać właśnie do Warszawy ale skoro, we wrześniu znowu mam tam być to chyba zrezygnujemy.
 To może jednak odwiedzimy melodyjną koleżankę, z którą pisuje od 2 lat a nigdy się nie widziałyśmy na żywo Joasię z Bud Łańcuckich. Chciałam się z nią spotkać na początku urlopu gdy byliśmy na Rock festiwalu  w Cieszanowie












i potem nocowaliśmy w pięknym pałacu w Sieniawie

bo to już było bardzo blisko, ale Ona też wtedy była na wyjeździe. Teraz, trzeba się nieco wrócić do Niej, ale skoro nie jedziemy na Warszawę  to możemy wrócić prze Łódź do Gdańska. Ta perspektywa podobała mi się jeszcze bardziej. Spotkanie z Asią i jej rodziną było fantastyczne! Pyszny obiad już na nas czekał a miał być tylko kawa… ach te wspaniałe mamy - zawsze nadgorliwe!!! Ale to było miłe! Dziękujemy!!!
Spotkanie z Asią było takie jakbyśmy spotykały się raz w miesiącu przynajmniej, kawka w ogródku, spacerek i generalnie nawet na noc mogliśmy zostać! Zatrzymało nas tylko to, że nie wypada tak na pierwszej wizycie… było fantastycznie.
 
 Dałam Joasi Arłamowego słonia na szczęście i takiego samego kupiłam też sobie. Od niej dostałam świetną płytę  młodych talentów, która umilała nam drogę do Gdańska.  Obgadałam z nią temat zaproszenia na odcinek specjalny (chociaż mieliśmy nikomu nie mówić), ale komuś tak bliskiemu jak Ona – musiałam. Trochę liczyłam, że i jej się fertnie, takie zaproszenie… fajnie by było…bo z tego co tam widziałam, to znałam tylko kilku zawodników osobiście, ale resztę z programu i Facebooka – same gwiazdy! Czym sobie zasłużyłam na takie zaproszenie. Nie grałam ponad 5 lat,  nic wielkiego nigdy nie pokazałam w programie – prócz 2 finałów ugranych 10 lat temu- cały mój sukces, który jednak zmienił moje życie! Może to było wyznacznikiem do wyboru zaproszenia 60- ciu z pośród kilku setek uczestników tego teleturniej. Tylko takich ludzi jak ja, którym udział w programie dał tak dużo są naprawdę setki, więc nie mieli łatwego zadania! Więc cieszyłam się, że mam to szczęście i w sumie to nie interesował mnie dlaczego ja a nie ktoś inny? Mam zaproszenie i się nim cieszę, bo może dzięki niemu przełamię tę blokadę, która towarzyszy mi od kilku lat na ponowny start w programie! To tak jak w przedszkolu dzieci przynoszą zaproszenia dla innych dzieci w klasie na swoje urodziny, ale jednak nie mogą przynieść dla wszystkich - i to moja w tym głowa (nauczyciela) aby wytłumaczyć to dzieciom, że to wcale nie znaczy, że Ci którzy nie dostali zaproszenia są gorsi lub mniej lubiani, bo każdy chciałby móc zaprosić wszystkich, ale się tak nie da! To jest jak loteria i raz wybiera się jednych a innym razem innych i nie można się obrażać, że "dlaczego to nie ja, albo dlaczego nie mój kolega jest zaproszony", to zapraszający decyduję i wcale nie ma łatwego zadania, bo i jemu jest trochę smutno, że nie może zaprosić wszystkich! Ale przecież dla wszystkich zrobi urodziny w przedszkolu, i poczęstuje dzieci cukierkami a oni narysują mu rysunek i też będzie fajnie! Tylko, że wydaje mi się, że dzieciom łatwiej jest to wytłumaczyć niż dorosłym! Dla mnie i dla Asi to było oczywiste, ale jednak nie dla wszystkich!
Ja w każdym razie – Odpisuję! Tak z radością tam będę!!! I już odliczałam dni!
Nareszcie ta radość, że coś fajnego się dzieje!!! Nie, że moje życie jest nudne, zawsze coś się w nim dzieję, ciągle nowe wycieczki i nowe wrażenia. Jednak TV to są całkiem inne wrażenia i inne emocje. Przecież rok temu na jesieni mogłam jechać zagrać – nie bo: - nic nie umiem i nie mam czasu na naukę!
Na wiosnę chcieli mnie do odcinka specjalnego o musicalach, bo zrobiłam wpis pod postem do zgłoszenia się na taki odcinek- ale rozpoczęłam go od słów
nie zgłaszam się, ale muszę to napisać… bo przypomniała mi się wtedy mój ulubiony film musicalowy, „Dźwięki muzyki”, i chciała tylko podzielić się tym z nimi – z zawodnikami i twórcami melodii, że scena z filmu gdy młoda kobieta zrywa z okien zasłony i szyje swoim podopiecznym fajne ubrania, żeby mogły bawić się a nie tylko w garniturkach być sztywnymi i podporządkowanymi dziećmi pod dyktando twardego ojca... że ta scena miała na mnie tak duży wpływ, że zaczęłam marzyć, że kiedyś też zostanę taką szaloną nauczycielką z gitarą! Nidy nie nauczyłam się do tej pory grać na gitarze – ale może jeszcze zdążę? Szaloną nauczycielką zostałam – nauka przez zabawę to u mnie podstawa! Radość dziecka i to, żeby zawsze chętnie chodziło do szkoły, żeby nigdy się  im nie nudziło uznawałam za priorytet w pracy!... coś w tym stylu napisała i dostałam zaproszenie… co teraz? Ja nic nie umiem! Jechać po 5 latach żeby nic nie wcisnąć – nie, nie ma mowy – Wiem, że to może wymówka, ale skutecznie kolejny raz odmówiłam udziału. Teraz to już czułam, że sobie przechlapałam  na kilka lat, ale cóż – rób to co dyktuje Ci serce! Serce mówi… naucz się chociaż trochę i może kiedyś jeszcze wystartujesz.
W czerwcu nagle w necie znajduję info, że melodia może zejdzie z ramówki TVP – „dobra zmiana” ich dopada! Rany…jak obuchem w łeb!!! Aż zadzwoniło w uszach! Jak to? Przecież Ona była zawsze! Zawsze moja podpora od wielu lat!!! Brakowała pieniędzy – e tam przecież wygram w melodii… nie wygrywałam, ale to było nie ważne, ważne było to, że w danej chwili zawsze dawała nadzieję!!! Później jakoś i tak było, ale zawsze wiedziała, że jeśli bardzo będę jej potrzebować to JEST! Teraz co? Nagle nie będzie? Mają zmienić formułę i może prowadzącego, bo prowadzący Pan Robert na takie zmiany się nie zgadza… i cały sercem, całą duszą jestem za jego decyzją!!! Jak nie będzie Roberta Janowskiego to i ja w życiu już tam nie pojadę i tyle!!! W tym momencie nie mogłam sobie darować, że tyle razy odmówiłam udziału, że nie pojechałam, że straciłam szanse na ostatnią wizytę w programie… trudno trzeba czekać, jak rozwinie się ta sprawa!
Melodia została razem z Naszym najlepszym prowadzącym!!!
Ależ to była radość!!!
Nowe zgłoszenia do nowego sezony… a ja nadal jakaś niepewna… nie zgłosiłam się!
Co ze mną jest? Przecież tak żałowałam, że nie wzięłam udziału a teraz... Straszna ta moja blokada! Kiedyś taka nie byłam, co w głowie to na języku, to w czynach a teraz 100 razy przemyślam nim coś zrobię! Koszmar! Nie lubię takiej siebie!
Ten odcinek z okazji 20-lecia jest dla mnie zbawieniem!!! Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że rzucę pracę, ale już gdzieś w głowie kłębiły mi się myśli, że muszę wrócić do siebie, do takiej siebie jaką lubię… spontaniczną, bez zbędnych przemyśleń i analiz, a praca w szkole… no cóż jednak trochę ogranicza swobodę działań i wypowiedzi. Tego nie wypada, tamto nie przystoi a jeszcze coś innego jest głupie jak na nauczyciela!
Sztywność w tym zawodzie, garniturki i rozmowy z rodzicem z pozycji mądrzejszego nauczyciela, który wie najlepiej… to nie ja!
Nigdy tak nie robiłam. Wiem, że powinnam, ale nie potrafiłam. Rodzic taki sam człowiek jak ja… nie zawsze wszystko wie najlepiej i zawsze możemy wymienić się swoimi spostrzeżeniami…
Tylko czy byłam prawdziwym nauczycielem? Chyba nigdy nim nie byłam! Byłam zwykłą dziewczyną, która opiekuje się dziećmi i uwielbia to robić, która przy okazji zabawy stara się czegoś te dzieci nauczyć, która nie boi się krytyki ani rozmów z rodzicami. Która, na zebranie z rodzicami idzie jak na kawę z przyjaciółmi, bez stresu na luzie i wie, że wyjdzie z klasy jako ostania ze wszystkich zebrań,  bo fajnie jest porozmawiać o dzieciach. Będzie mi tego brakowało, będzie mi brakowała moich dzieciaków!!!
W świetlicy też bym tego nie miała... więc odpadam z tej gry i idę swoją nową drogą!
Co dzień, gdy przejdziesz próg,
Jest tyle dróg, co w świat prowadzą
I znasz sto mądrych rad,
Co drogę w świat wybierać radzą…
I wciąż ktoś mówi Ci,
Że właśnie w tym tkwi sprawy sedno,
Byś mógł z tysiąca dróg
Wybrać tę jedną.

Gdy tak zrządzi traf,
Że świata praw nie zechcesz zmieniać,
Gdy kark umiesz zgiąć,
Gdy siłą wziąć sposobu nie ma,
Gdy w tym nie zgubisz się,
Nie zwiodą cię niełatwe cele
- wierz mi: na drodze tej
Osiągniesz wiele.

Znajdziesz na tej jednej z dróg
I kobiet śmiech, i forsy huk,
Choćby cię kląć świat cały miał,
Lecz w oczy – nikt nie będzie śmiał,
Chcesz łatwo żyć – to śmiało idź,
Idź taką drogą.

Nim – nie raz, nie sto
- osiągniesz to, mój przyjacielu,
Nim przetarty szlak
Wybierzesz, jak wybrało wielu,
I nim w świat wejdziesz ten,
By podług cen pochlebstwem płacić
- choć raz, raz pomyśl, czy
Czegoś nie tracisz…

Bo przecież jest niejeden szlak,
Gdzie trudniej iść – lecz idąc tak,
Nie musisz brnąć w pochlebstwa dym
I karku giąć przed byle kim,
Rozważ tę myśl, a potem – idź,
Idź swoją drogą.



poniedziałek, 13 listopada 2017

„Pokonaj siebie”


„Pokonaj siebie”


Zapomniała nawet, że kiedyś pisałam tego bloga… Zaraz minie 5 lat od czasu kiedy umieściłam ostatni post. Dlaczego przestałam pisać? Po pierwsze youtube zablokowało i pokasowało mi wszystkie wstawione filmiki melodyjne, (prawa autorskie) – ja się na tym nie znam i szczerze to jakoś nie miała świadomości, że łamie jakieś przepisy – więc nieźle mnie wystraszyli gdy przyszło pismo, że blokują mi konto i że kara grzywny mi grozi i może sąd… uf, na szczęście skończyło się tylko na blokadzie. Chociaż skutecznie zostałam zniechęcona do dalszego pisania, bo wszystko na blogu jest podporządkowane filmom, i jakiś bałagan teraz tam w tych postach istnieje. W praktyce nie do naprawienia, chyba że napisać wszystko od nowa- a to już bez sensu… odpuściłam… trudno… tak miało być!!! Potem nawet chciałam go zlikwidować, ale nawet dostęp do konta miałam przez jakiś czas zablokowany. Tak sobie wisiał gdzieś wszechświecie internetowym ten mój blog. Tylko raz na jakiś czas, komuś z rodziców dzieci z mojej klasy się przypomniało, że:

 – o wczoraj przypadkiem znalazłem Pani bloga w necie! Fajny!

– E tam!!! Wstyd, że jeszcze tam jest. Nie umiem go zlikwidować a wejść na niego też nie mogę.

Zmieniałam rozmowę na inny temat, żeby o tym nie mówić, bo jakoś podświadomie czułam, że jako nauczycielowi to już nie wypada mi tego pisać… Tym bardziej, że znając samą siebie i to, że jak piszę z myślą to robię pewnie błędy, literówki i nie mam ochoty ich poprawiać, bo zwyczajnie szkoda mi czasu- chociaż się staram, ale wiem, że i tak są! Nauczyciel „zerówki”, który robi błędy… nie wypada. Odwieczny mój problem. Wypracowania w szkole:

- Donata treść cudna, ale te błędy!

Dostawałam albo średnio 3, albo 5 za treść i 1 za błędy.  

Nikomu nigdy nie chciało się sprawdzić tych moich błędów, bo wypracowania miały najmniej 5 stron podaniowych pisanych kratka po kratce…  ale, co tam nie dla ocen człowiek się uczy, a i tak treść jest najważniejsza! Kupowałam słowniki, uczyłam się zasad, słuchałam Miodka i Bralczyka, ale co z tego jeśli niby wiedziałam, że "który" piszę się przez o z kreską a jak brałam długopis w rękę i zaczynałam pisać coś fascynującego to raz było który, a raz ktury – teraz komputer sam poprawi taki błąd, ale kiedyś... Jedyny sposób to gdy Pani od polskiego, kazała mi 1000 razy napisać w zeszycie ten wyraz " który"! Tam również, znalazły się błędy – odruchowe, ale zapamiętałam – pozdrawiam panią od polskiego z podstawówki a właściwie ciocię!  
Tak zleciała mi cała moja edukacja.
Najgorsza była matura: Nie mogę pisać z myślą, bo narobię błędów i nie zdam, a tym razem zależy mi na pozytywnej ocenie. Co ja się napociłam, żeby postawić dobrze przecinek i kropki, żeby zamienić słowo którego nie jestem pewna pisowni na inne słowo… W życiu nie napisała tak krótkiego wypracowania, chyba tylko tyle na ile było obowiązek napisać (nie pamiętam ile to było)- temat coś o Słowackim, a w głowie tyle fajnych myśli, przykładów, opisów a tu taka męczarnia. Zdałam nawet chyba na 4! Szok! Czyli jak chcę to potrafię! Tylko, że to nie jest do końca to co mam w głowie, a skupianie się na błędach stylistycznych, ortograficznych i interpunkcyjnych zabiera całą przyjemność pisania… a tak bardzo chciałbym kiedyś pisać mądre rzeczy a bez tego nigdy nie będą mądre…

Wiem, że pisarze mają od tego korektorów itp. Ja na blogu ich nie mam – więc wybaczcie … kto nie może tego czytać, zwyczajnie niech nie czyta, kto wyłapał błąd niech zwyczajnie do mnie napiszę, chętnie poprawie, bo ja pewnie nie widzę tego błędu. Nigdy nie obrażam się na nikogo, kto mi zawraca uwagę, wręcz przeciwnie! Jak mamy się nauczyć, jeśli nie wiem gdzie są błędy i nikt nam o nich nie powie. Marzenie pisać idealnie i być mistrzem ortografii. Zazdroszczę tym, którzy nimi są!!!

Człowiek uczy się całe, życie i mnie też nic nie tłumaczy z niewiedzy – szkoda, że nie ma się czasu napisać poprawnie każdego wyrazu razy 1000 – he, he…

Wczoraj nad ranem 12.11.2017r. skończyłam czytać swojego bloga. Chyba jest ok, nawet bez filmików. Kilka razy się wzruszyłam, kilka razy popłakałam ze śmiechu, ale generalnie wszystko tak jak powinno być – od serca!

Teraz znowu mam czas na wszystko…na wszystko o czym marzyłam, żeby mieć czas…

Wczoraj, kupiłam książkę Beaty Pawlikowskiej „Życie jest wolnością”. Wszystko co tam czytam, to jak wyjęte z moich myśli, z mojej głowy tylko ładniej napisane. Jakoś lżej mi się zrobiło, że to nie tylko ja w tym świecie myślę inaczej. Od jakiegoś czasu, jej żółte karteczki na Facebooku, prowadzą mnie przez życie. Może w sumie dlatego wydaje mi się, że myślę podobnie… nigdy nie czytałam żadnej jej książki, zresztą czytam mniej niż bym chciała czytać. Ostatnio książka Roberta Janowskiego, też zrobiła na mnie duże wrażenie, i też się utożsamiam z Nim! Tyle pięknych historii z życia i niektóre podobne do moich. Nie wiem jak to się dzieję, że w książkach zawsze odnajdujemy siebie… To kocham w nich najbardziej! Tak jak i w muzyce! Tu przyszedł mi do głowy tekst piosenki:

„Pokonam więc siebie, pokonam siebie
udowodnię, że można lepiej
pokonam więc siebie, pokonam siebie, udowodnię

……………………………….

Chce, potrafię, wzniosę się
to naprawdę dobry dzień
mam przed sobą jasny cel (jasny cel)
Hej, mówię sobie siłę masz
i nie w przegraj, wygraj - grasz
ale w pokonanie siebie Mhm”

Rober Janowski pisał, że życie to „PRZYPADKI”, ale wiedział, że te przypadki zdarzają się tylko wtedy gdy czegoś od życia pragniemy, czegoś w życiu poszukujemy i sami je tworzymy. Mi się wydaje, że nasze przypadki to też Nasza zasługa i te dobre i te złe, ale jak napisała Pawlikowska „Nie jestem ofiarą siły większych ode mnie, ponieważ, te siły są przypadkowym kłębowiskiem chaosu i zła. Jestem dzieckiem sił większych ode mnie, które zawsze naturalnie dążą do równowago, dobra i szczęścia.” – Mądrych ludzi zawsze warto słuchać!

Od dziś wracam, do bloga, do tego co uwielbiam czyli pisania bo taki był mój plan, który realizuje bardzo spontanicznie i nic na siłę… bo nie układam planów, choć to podobno błąd… nie wiem, ja mam swój niesprecyzowany do końca plan w głowie, i daje moc „przypadkom”, które próbuje do siebie przyciągnąć, zawłaszcza te dobre i pozytywne bo złych nie ma przecież! Nawet po najczarniejszej chwili w życiu zawsze przychodzi słońce! Zawsze gdy mam gorsze dni, gdy coś mi nie idzie, gdy świat wydaje mi się szary… wiem, że za chwilę stanie się coś co go rozjaśni, więc doceniam również ten gorszy czas i zawsze z mężem sobie mówimy, że parabola nigdy nie jest prosta jak jest dół, będzie górka i z radością czekamy na górkę!!! Bo jak to kiedyś powiedział znajomy gracz z Jaka To Melodia „Raz podwozie, raz na wozie” – hi, hi

Jednego czego w życiu nie lubię to monotonia, jednostajność, rutyna, nuda i gdy nic się nie dzieję! W moim życiu staram się nie mieć takich dni i zawsze coś kombinuję, żeby  dziś było inaczej niż wczoraj! Nie lubię nawet zjadać dwóch tych samych kanapek na śniadanie, nie lubię chodzić tą samą ścieżką na spacer a tym bardziej nią wracać i dlatego mam problem ze spacerami hi, hi, bo zawsze chcę być gdzieś indziej.
Na pytanie nr 5 „Czego nie lubisz, nie znosisz wręcz i dlaczego? do ponownego zgłoszenia się do programu Jaka To Melodia we wrześniu odpowiedziałam:

- nienawidzę jednostajności i nudy! Dla mnie musi ciągle coś się dziać i zmieniać jak w kalejdoskopie – zresztą moja ulubiona zabawka z dzieciństwa – zawsze zaskakiwała i nie wiadomo było, co wyjdzie! Zawsze jestem ciekawa, co jest za zakrętem drogi, ale nie lubię deptać po tych samych ścieżkach, po których już kiedyś szłam. Życie jest za krótkie by traci je na powtarzalność (oczywiście robię wyjątki, bo życie bez wyjątków też było by nudne) Kiedyś w odcinku specjalnym mój tata powiedział „dla niej nawet ogródek nie mógł być zwyczajnie prostokątny tylko musiał być sześciokątny” – i coś w tym jest. Trochę stabilizacji, każdemu w życiu jest potrzebne, ale ja chyba jednak potrzebuję bardziej przygód i tego, żeby coś się działo. Jedyne, w czym jestem stała to w uczuciach i przywiązaniu do ludzi! Ale rzeczy, pracę, zamieszkanie jestem w stanie zmienić w każdej chwili, jeśli tylko przyszłaby mi na to ochota! Nie wyobrażam sobie całe życie wykonywać jeden zawód, robić wciąż to samo. Nie lubię rytuałów! Lubię siedzieć i pracować w nocy a w dzień spać a potem odwrotnie! Jeść śniadanie raz w łóżku, raz w ogródku a raz nie jeść go wcale. Nie lubię regularności i robienia czegoś z zegarkiem na ręku! (Chociaż regularność w jedzeniu weszła mi już w krew – dla zdrowia). Pamiętam piosenkę z dzieciństwa „A ja chciałbym przez kałużę iść godzinę albo dłużej…” i właśnie tak kocham żyć, być wolnym!!! Robić wszystko tylko w swoich tempie raz szybko a raz wolno, jeśli baterie się wyczerpią – przeważnie robię wszystko szybko, ale nikt mnie do tego nie zmusza! Praca w dużej szkole miała właśnie ten plus, że ustalało się samemu ze sobą, kiedy i jak poprowadzę lekcję a najważniejszym wyznacznikiem dla mnie było to, aby dzieciom się podobało i nigdy nie nudziło!!! Ja nie miała czasu wypełniać dziennika, bo wolałam bawić się z dziećmi!

- Właśnie – dziennik, papiery i cała biurokracja, której tak nie lubiłam robić zabijała we mnie chęć do pracy!!! Nie cierpię odbierania maili, pisania sprawozdań „tony papierów, tony analiz” – to, co musi nauczyciel zrobić po godzinach, jest przerażające! Dużo więcej wolnego czasu miałam pracując na etacie normalnie 8 godzin, niż jako nauczyciel. To jest zawód dla wytrwałych i takich, którzy poświęcają mu się całkowicie! Tak robiłam przez 8 lat! Jak w transie jakimś… jak zaczyna się Nowy Rok Szkolny to wpadasz jak w jakąś karuzelę i zatrzymujesz się dopiero w lipcu! Czekasz potem miesiąc aż przestanie Ci się kręcić w głowie i nabierasz oddechu by za chwile znowu wsiąść na tą samą karuzelę! A życie ucieka…a na spełnianie marzeń brak kompletnie czasu! Jak ktoś mi mówi, że nauczyciele maja tak lekko to mi się nóż w kieszeni otwiera! No, ale przecież mamy wakacje, ferie i święta, – w które najczęściej robimy, nowe dekoracje, przygotowujemy pomoce do kolejnych lekcji, piszemy zaległe sprawozdania, diagnozy i dzienniki… i to jest nasze wolne!

Jakież było moje zdziwienie wczoraj, gdy przeczytałam w książce Beaty Pawlikowskiej „Życie jest wolnością”: „Nie lubię powtarzać czegoś co już zrobiłam. Schemat mnie nudzi, dręczy i męczy.” – uf… nie jestem sama!

Tu też macie odpowiedź dlaczego rzuciłam pracę:

Na pierwsze pytanie ankiety melodyjnej ”Skąd jesteś i co robisz na co dzień?” odpowiedziałam miedzy innymi też tak:

Od czasu, kiedy udało mi się u was wygrać pierwsze 700 zł w czerwcu 2006r. i wpłacić je, jako wpisowe na wymarzone studia pedagogiczne, a za rok w grudniu wygrać dwa finały i móc za te pieniądze spokojnie spłacić dług zaciągnięty na studia i opłacić resztę. Dzięki temu też, mogłam odbyć solidne bezpłatne praktyki w przedszkolu i szkole (nie takie jak większość, załatwić pieczątkę za zaliczenie, bo gdy pracujesz na zwykłym etacie, zrobienie 300 godzin praktyk po godzinach graniczyło z cudem) i zaliczeni na 5 pierwszego etapu studiów Licencjackich, od razu dostałam prace w państwowym przedszkolu, w którym odbywałam praktykę! Spełnienie marzenia! Później zrobiłam też tytuł mgr, co było moim marzeniem i zmieniłam pracę na największą i najlepszą szkołę w Gdańsku gdzie pracowałam do 31.08.2017r. w klasach „Zero”. W tym roku pomimo wielu pochwał od rodziców, wyczytywaniu przez dyrekcję na radach pedagogicznych za najlepszą współprace z rodzicami i duże zaangażowanie w pracy z tak zwanym „dzieckiem trudnym” (dla mnie osobiście nie istnieją „dzieci trudne” i nigdy nie używam takich słów w swojej pracy. Dla mnie to są dzieci, które potrzebują większego zainteresowania i zrozumienia i wymagają większego zaangażowania – a ich wdzięczność za zrozumienie i wdzięczność rodzica za wsparcia jest nagrodą na całe życie! Mimo dwóch podań od rodziców dzieci abym została z połową klasy, która zostaje w zerówce lub została wychowawcą klasy I tych dzieci, które idą dalej, …co dawało mi jednak ogromną nadzieję, że jednak dostanę dalej etat nauczyciela wychowawcy. Jednak nie udało się tego utrzymać i wcale nie z winy dyrekcji, ale z winy zmiany w oświacie które wymusiły zwolnienia (8 nauczycieli edukacji wczesnoszkolnej), więc ja powinnam się cieszyć, że dostałam etat na świetlicy. Świetlica w takiej wielkiej szkole nie jest moim powołaniem – 60 dzieci w jednym miejscu i praca polegająca na obserwacji, żeby dzieciom nic się nie stało, brak czasu na indywidualizmy i współpracę z rodzicem to chyba nie moja bajka! Zawsze mówiła, że jak będzie trzeba to pójdę na świetlice, – ale w momencie zderzenia się z tą rzeczywistością i ujrzenia dwóch list moich wychowanków z innymi wychowawcami – jakby, ktoś wsadził mi sztylet w serce! Nawet teraz jak to piszę jest mi tak przykro jak nigdy w życiu nie było mi przykro. Żal rozdzierał mi serce i po przegadaniu tego z mężem stwierdziłam, że zrezygnuje z tej państwowej posady…, bo dla mnie to jednak nie jest to, co chciałabym robić a z obietnic, że za rok dostanę na pewno wychowawstwo, może zostać nic… zresztą ja chyba generalnie, za bardzo przywiązuje się do moich wychowanków, za bardzo traktuje ich jak moje jedyne dzieci, które mam a potem przeżywam tak jak żaden nauczyciel tego nie przeżywa. Zdecydowałam o tym, że czas na zmiany, nie wiem jeszcze, jakie ale na pewno już w tym roku nie będę szukać pracy w szkole. Przy naszym osiedlu budują największa szkołę na 3 gminy, która planują otworzyć od września 2018r., więc poczekam… a teraz mam swój czas na wszystko to, na co jako nauczyciel nigdy nie miałam czasu. Może i jestem bezrobotna, – ale świadomie bezrobotna- z wyboru a nie z musu jak 20 lat temu, gdy szukałam pracy bezskutecznie, mieszkając jeszcze w Lubnowych koło Iławy – gdzie bezrobocie było plagą i czuło się tę beznadziejność. Tu w Gdańsku pracy nie brakuję i od lat wiedzie nam się bardzo dobrze. Praca nauczyciela i moja pensja 2 tyś to i tak była traktowana jak hobby pełne poświęceń i sprawiających przyjemność jak i tych, których nie cierpiałam robić, – czyli papirologia, zabijała pasje! Czym aktualnie się zajmuję – nie pobieram zasiłku dla bezrobotnych, więc nie jestem bezrobotną. Jestem rolnikiem, hi, hi – mamy kawałek ziemi (2 hektary) po dziadkach męża, którego z sentymentu szkoda nam sprzedać, opłacam KRUS i jestem rolnikiem. Zajmuję się teraz spełnianie marzeń- pierwsze właśnie realizuje – powrót do ukochanego programu, który kiedyś i teraz samym swoim istnieniem zawsze był moją podporą i nadzieją! Gdy miewałam złe dni – zawsze w głowie było- przecież jest JTM, to zawsze pomaga!!! Wiem, że nie odwiedzam Was zbyt często, to jednak wynikało z braku czasu na naukę. Moje przyjazdy z ostatnich lat były już bez przygotowania. Praca nauczyciela zabiera cały czas ten, który przebywam w szkole, czyli niby tylko 5 godzin dziennie i całe popołudnia a nawet weekendy w domu. Zawsze jest coś do zrobienia i ciągle masz w głowie, że wciąż robisz za mało. Mój mąż twierdził, że przesadzam z tym zaangażowaniem, – ale ja nie potrafię inaczej, jak coś robię to robię to albo tak całą sobą albo nie robię wcale! Wiem, że przygotowanie do programu nie jest drogą do sukcesu, bo jest tylu zawodników bardzo przygotowanych, którzy zawsze mogą być lepsi. Tylko to nie chodzi o to. Mi chodzi bardziej o to, że jak nie byłam przygotowana do egzaminu na studiach to nigdy na niego nie szłam. Nigdy nie lubiłam liczyć na ”drapane”, zresztą nie studiowałam po to, żeby mieć 5 i nic nie wiedzieć, studiowałam dla własnej satysfakcji. Tak samo mam z melodią – lepiej przegrać wiedząc, że dało się z siebie wszystko, tyle na ile było mnie stać, niż wygrać fuksem! 10 lat temu, – gdy udało mi się wygrać finały, może i miałam wile szczęścia na słabszych zawodników, ale byłam też przygotowana na swoje możliwości- wzięłam urlop bezpłatny 3 tyg. (pracowałam wtedy w sklepie spożywczym) i się uczyłam. Nie ma tak łatwo jak młodzież, która zna angielski i właściwie dla nich to żaden problem powtórzyć te tytuły. Ja uczyłam się całe życie tylko rosyjskiego a angielskiego próbowałam, ale kompletnie mi nie wchodzi, chociaż jest to marzenie go umieć, wydaje mi się jednak nieosiągalne. Naukę do startu w melodii zawsze traktuje jak ćwiczenie pamięci i walkę z możliwościami językowymi. Nawet, jeśli w tym momencie wyjeżdżam z zerem, to wiem, że tak musiało być, bo więcej nie dam rady się nauczyć i nie przeskoczę tych bardzo zdolnych. Wiem też, że żadna nauka nigdy nie idzie w las, a zwłaszcza ta, której poświęcamy się z przyjemnością.

Na kolejne pytanie, „Twój największy atut, opisz i uzasadnij’, napisałam tak:

Otwartość i radość ze wszystkiego, co mnie w życiu dobrego spotyka. Nigdy niczego nikomu nie zazdroszczę – nie tak, że tylko to mówię!? Nie znam tego uczucia zazdrości o to, że ktoś coś posiada a ja nie. (No chyba, że możliwości posiadania dzieci, – ale to też nie jest typowe uczucie zazdrości tylko raczej taka chęci uświadomienia innym jak wile mają szczęści a często go nie doceniają). Nie zazdroszczę posiadanych samochodów, domów czy sukcesów. Wiem, że każdy może, jeśli chce zdobyć prawie wszystko-, ale trzeba chcieć! „Szczęśliwym nie jest ten, który wszystko ma, a ten, który potrafi się cieszyć z tego, co ma” i ma marzenia, które próbuje spełnić. Gdy coś robię, to robię to całą sobą i oddaje całe serce – nie wiem czy to atut, ale inaczej nie potrafię. Nie lubię łapać kilku srok za ogon, bo wiem, że nie można mieć wszystkiego i potrafię podejmować trudne życiowe decyzje.

……….. tu wykropkuję, bo napisała więcej i kedyś gdy się spełni też Wam napiszę ale teraz tylko dalej:

Myśl, że tym razem się uda – wysyłamy w świat, – bo pozytywne nastawienie i wiarę w sukces, to jest najważniejsze. To jest chyba mój największy atut – zawsze wierzę w to, co robię i nigdy się nie poddaje a porażki tylko mnie wzmacniają!!!

Wczoraj w książce Pawlikowskiej wyczytałam: zaznaczam, że przed pisaniem zgłoszenia wcześniej tego nie czytałam:

„Kiedy coś robię, robię to całą duszą. Chcę to zrobić najlepiej jak potrafię… wkładam w to całe serce… dlatego robię jedną rzecz na raz – właśnie po to żeby móc się na niej skoncentrować i wydobyć z siebie cały żar, którym mogę to rozpalić”

Podobna filozofia życiowa?! Jak już pisałam, nigdy nie czytała żadnej jej książki i nie słuchałam jej audycji w radiach ani żadnych z nią wywiadów, ale lubiłam jej żółte karteczki na Facebooku, bo zawsze wydawało mi się, że ujmują w pięknych słowach dokładnie to co mam w swojej głowie!
No i dostałam się ponownie do "Jakiej To Melodii" - nagranie już było, więc znam wynik ale utrzymuje go w tajemnicy wedle regulaminu programu... dla mnie ten wynik i tak był mało ważny- ważne było to, że "pokonałam siebie', bo decyzja o ponownym starcie była dla mnie naprawdę trudną decyzją i od lat nie mogłam się zmobilizować. O tym napiszę w kolejnych postach, może jeszcze do dnia emisji (czwartek) 23.11.2017 r. zdążę coś napisać.
Chcę, potrafię, wzniosę się
to naprawdę dobry dzień
jak w westernie jeden sen
Hej, mówię sobie siłę masz
i nie w przegraj, wygraj - grasz
ale w pokonanie siebie

Pokonam więc siebie, pokonam siebie
udowodnię, że można lepiej
pokonam więc siebie, pokonam siebie, udowodnię

Chcę, potrafię, jestem skałą
stać jak posąg to za mało
wole ruszyć z posad świat
Hej, nigdy więcej białych flag
chociaż już bywało tak
wczoraj był ostatni raz

Obiecuje sobie....

Pokonam dziś siebie, pokonam siebie
udowodnię, że można lepiej
pokonam dziś siebie, pokonam siebie, udowodnię, że można lepiej

Pokonam dziś siebie, pokonam siebie
udowodnię, że można lepiej
pokonam dziś siebie, pokonam siebie, udowodnię

Heej!

Chce, potrafię, wzniosę się
to naprawdę dobry dzień
mam przed sobą jasny cel (jasny cel)
Hej, mówię sobie siłę masz
i nie w przegraj, wygraj - grasz
ale w pokonanie siebie Mhm