poniedziałek, 13 listopada 2017

„Pokonaj siebie”


„Pokonaj siebie”


Zapomniała nawet, że kiedyś pisałam tego bloga… Zaraz minie 5 lat od czasu kiedy umieściłam ostatni post. Dlaczego przestałam pisać? Po pierwsze youtube zablokowało i pokasowało mi wszystkie wstawione filmiki melodyjne, (prawa autorskie) – ja się na tym nie znam i szczerze to jakoś nie miała świadomości, że łamie jakieś przepisy – więc nieźle mnie wystraszyli gdy przyszło pismo, że blokują mi konto i że kara grzywny mi grozi i może sąd… uf, na szczęście skończyło się tylko na blokadzie. Chociaż skutecznie zostałam zniechęcona do dalszego pisania, bo wszystko na blogu jest podporządkowane filmom, i jakiś bałagan teraz tam w tych postach istnieje. W praktyce nie do naprawienia, chyba że napisać wszystko od nowa- a to już bez sensu… odpuściłam… trudno… tak miało być!!! Potem nawet chciałam go zlikwidować, ale nawet dostęp do konta miałam przez jakiś czas zablokowany. Tak sobie wisiał gdzieś wszechświecie internetowym ten mój blog. Tylko raz na jakiś czas, komuś z rodziców dzieci z mojej klasy się przypomniało, że:

 – o wczoraj przypadkiem znalazłem Pani bloga w necie! Fajny!

– E tam!!! Wstyd, że jeszcze tam jest. Nie umiem go zlikwidować a wejść na niego też nie mogę.

Zmieniałam rozmowę na inny temat, żeby o tym nie mówić, bo jakoś podświadomie czułam, że jako nauczycielowi to już nie wypada mi tego pisać… Tym bardziej, że znając samą siebie i to, że jak piszę z myślą to robię pewnie błędy, literówki i nie mam ochoty ich poprawiać, bo zwyczajnie szkoda mi czasu- chociaż się staram, ale wiem, że i tak są! Nauczyciel „zerówki”, który robi błędy… nie wypada. Odwieczny mój problem. Wypracowania w szkole:

- Donata treść cudna, ale te błędy!

Dostawałam albo średnio 3, albo 5 za treść i 1 za błędy.  

Nikomu nigdy nie chciało się sprawdzić tych moich błędów, bo wypracowania miały najmniej 5 stron podaniowych pisanych kratka po kratce…  ale, co tam nie dla ocen człowiek się uczy, a i tak treść jest najważniejsza! Kupowałam słowniki, uczyłam się zasad, słuchałam Miodka i Bralczyka, ale co z tego jeśli niby wiedziałam, że "który" piszę się przez o z kreską a jak brałam długopis w rękę i zaczynałam pisać coś fascynującego to raz było który, a raz ktury – teraz komputer sam poprawi taki błąd, ale kiedyś... Jedyny sposób to gdy Pani od polskiego, kazała mi 1000 razy napisać w zeszycie ten wyraz " który"! Tam również, znalazły się błędy – odruchowe, ale zapamiętałam – pozdrawiam panią od polskiego z podstawówki a właściwie ciocię!  
Tak zleciała mi cała moja edukacja.
Najgorsza była matura: Nie mogę pisać z myślą, bo narobię błędów i nie zdam, a tym razem zależy mi na pozytywnej ocenie. Co ja się napociłam, żeby postawić dobrze przecinek i kropki, żeby zamienić słowo którego nie jestem pewna pisowni na inne słowo… W życiu nie napisała tak krótkiego wypracowania, chyba tylko tyle na ile było obowiązek napisać (nie pamiętam ile to było)- temat coś o Słowackim, a w głowie tyle fajnych myśli, przykładów, opisów a tu taka męczarnia. Zdałam nawet chyba na 4! Szok! Czyli jak chcę to potrafię! Tylko, że to nie jest do końca to co mam w głowie, a skupianie się na błędach stylistycznych, ortograficznych i interpunkcyjnych zabiera całą przyjemność pisania… a tak bardzo chciałbym kiedyś pisać mądre rzeczy a bez tego nigdy nie będą mądre…

Wiem, że pisarze mają od tego korektorów itp. Ja na blogu ich nie mam – więc wybaczcie … kto nie może tego czytać, zwyczajnie niech nie czyta, kto wyłapał błąd niech zwyczajnie do mnie napiszę, chętnie poprawie, bo ja pewnie nie widzę tego błędu. Nigdy nie obrażam się na nikogo, kto mi zawraca uwagę, wręcz przeciwnie! Jak mamy się nauczyć, jeśli nie wiem gdzie są błędy i nikt nam o nich nie powie. Marzenie pisać idealnie i być mistrzem ortografii. Zazdroszczę tym, którzy nimi są!!!

Człowiek uczy się całe, życie i mnie też nic nie tłumaczy z niewiedzy – szkoda, że nie ma się czasu napisać poprawnie każdego wyrazu razy 1000 – he, he…

Wczoraj nad ranem 12.11.2017r. skończyłam czytać swojego bloga. Chyba jest ok, nawet bez filmików. Kilka razy się wzruszyłam, kilka razy popłakałam ze śmiechu, ale generalnie wszystko tak jak powinno być – od serca!

Teraz znowu mam czas na wszystko…na wszystko o czym marzyłam, żeby mieć czas…

Wczoraj, kupiłam książkę Beaty Pawlikowskiej „Życie jest wolnością”. Wszystko co tam czytam, to jak wyjęte z moich myśli, z mojej głowy tylko ładniej napisane. Jakoś lżej mi się zrobiło, że to nie tylko ja w tym świecie myślę inaczej. Od jakiegoś czasu, jej żółte karteczki na Facebooku, prowadzą mnie przez życie. Może w sumie dlatego wydaje mi się, że myślę podobnie… nigdy nie czytałam żadnej jej książki, zresztą czytam mniej niż bym chciała czytać. Ostatnio książka Roberta Janowskiego, też zrobiła na mnie duże wrażenie, i też się utożsamiam z Nim! Tyle pięknych historii z życia i niektóre podobne do moich. Nie wiem jak to się dzieję, że w książkach zawsze odnajdujemy siebie… To kocham w nich najbardziej! Tak jak i w muzyce! Tu przyszedł mi do głowy tekst piosenki:

„Pokonam więc siebie, pokonam siebie
udowodnię, że można lepiej
pokonam więc siebie, pokonam siebie, udowodnię

……………………………….

Chce, potrafię, wzniosę się
to naprawdę dobry dzień
mam przed sobą jasny cel (jasny cel)
Hej, mówię sobie siłę masz
i nie w przegraj, wygraj - grasz
ale w pokonanie siebie Mhm”

Rober Janowski pisał, że życie to „PRZYPADKI”, ale wiedział, że te przypadki zdarzają się tylko wtedy gdy czegoś od życia pragniemy, czegoś w życiu poszukujemy i sami je tworzymy. Mi się wydaje, że nasze przypadki to też Nasza zasługa i te dobre i te złe, ale jak napisała Pawlikowska „Nie jestem ofiarą siły większych ode mnie, ponieważ, te siły są przypadkowym kłębowiskiem chaosu i zła. Jestem dzieckiem sił większych ode mnie, które zawsze naturalnie dążą do równowago, dobra i szczęścia.” – Mądrych ludzi zawsze warto słuchać!

Od dziś wracam, do bloga, do tego co uwielbiam czyli pisania bo taki był mój plan, który realizuje bardzo spontanicznie i nic na siłę… bo nie układam planów, choć to podobno błąd… nie wiem, ja mam swój niesprecyzowany do końca plan w głowie, i daje moc „przypadkom”, które próbuje do siebie przyciągnąć, zawłaszcza te dobre i pozytywne bo złych nie ma przecież! Nawet po najczarniejszej chwili w życiu zawsze przychodzi słońce! Zawsze gdy mam gorsze dni, gdy coś mi nie idzie, gdy świat wydaje mi się szary… wiem, że za chwilę stanie się coś co go rozjaśni, więc doceniam również ten gorszy czas i zawsze z mężem sobie mówimy, że parabola nigdy nie jest prosta jak jest dół, będzie górka i z radością czekamy na górkę!!! Bo jak to kiedyś powiedział znajomy gracz z Jaka To Melodia „Raz podwozie, raz na wozie” – hi, hi

Jednego czego w życiu nie lubię to monotonia, jednostajność, rutyna, nuda i gdy nic się nie dzieję! W moim życiu staram się nie mieć takich dni i zawsze coś kombinuję, żeby  dziś było inaczej niż wczoraj! Nie lubię nawet zjadać dwóch tych samych kanapek na śniadanie, nie lubię chodzić tą samą ścieżką na spacer a tym bardziej nią wracać i dlatego mam problem ze spacerami hi, hi, bo zawsze chcę być gdzieś indziej.
Na pytanie nr 5 „Czego nie lubisz, nie znosisz wręcz i dlaczego? do ponownego zgłoszenia się do programu Jaka To Melodia we wrześniu odpowiedziałam:

- nienawidzę jednostajności i nudy! Dla mnie musi ciągle coś się dziać i zmieniać jak w kalejdoskopie – zresztą moja ulubiona zabawka z dzieciństwa – zawsze zaskakiwała i nie wiadomo było, co wyjdzie! Zawsze jestem ciekawa, co jest za zakrętem drogi, ale nie lubię deptać po tych samych ścieżkach, po których już kiedyś szłam. Życie jest za krótkie by traci je na powtarzalność (oczywiście robię wyjątki, bo życie bez wyjątków też było by nudne) Kiedyś w odcinku specjalnym mój tata powiedział „dla niej nawet ogródek nie mógł być zwyczajnie prostokątny tylko musiał być sześciokątny” – i coś w tym jest. Trochę stabilizacji, każdemu w życiu jest potrzebne, ale ja chyba jednak potrzebuję bardziej przygód i tego, żeby coś się działo. Jedyne, w czym jestem stała to w uczuciach i przywiązaniu do ludzi! Ale rzeczy, pracę, zamieszkanie jestem w stanie zmienić w każdej chwili, jeśli tylko przyszłaby mi na to ochota! Nie wyobrażam sobie całe życie wykonywać jeden zawód, robić wciąż to samo. Nie lubię rytuałów! Lubię siedzieć i pracować w nocy a w dzień spać a potem odwrotnie! Jeść śniadanie raz w łóżku, raz w ogródku a raz nie jeść go wcale. Nie lubię regularności i robienia czegoś z zegarkiem na ręku! (Chociaż regularność w jedzeniu weszła mi już w krew – dla zdrowia). Pamiętam piosenkę z dzieciństwa „A ja chciałbym przez kałużę iść godzinę albo dłużej…” i właśnie tak kocham żyć, być wolnym!!! Robić wszystko tylko w swoich tempie raz szybko a raz wolno, jeśli baterie się wyczerpią – przeważnie robię wszystko szybko, ale nikt mnie do tego nie zmusza! Praca w dużej szkole miała właśnie ten plus, że ustalało się samemu ze sobą, kiedy i jak poprowadzę lekcję a najważniejszym wyznacznikiem dla mnie było to, aby dzieciom się podobało i nigdy nie nudziło!!! Ja nie miała czasu wypełniać dziennika, bo wolałam bawić się z dziećmi!

- Właśnie – dziennik, papiery i cała biurokracja, której tak nie lubiłam robić zabijała we mnie chęć do pracy!!! Nie cierpię odbierania maili, pisania sprawozdań „tony papierów, tony analiz” – to, co musi nauczyciel zrobić po godzinach, jest przerażające! Dużo więcej wolnego czasu miałam pracując na etacie normalnie 8 godzin, niż jako nauczyciel. To jest zawód dla wytrwałych i takich, którzy poświęcają mu się całkowicie! Tak robiłam przez 8 lat! Jak w transie jakimś… jak zaczyna się Nowy Rok Szkolny to wpadasz jak w jakąś karuzelę i zatrzymujesz się dopiero w lipcu! Czekasz potem miesiąc aż przestanie Ci się kręcić w głowie i nabierasz oddechu by za chwile znowu wsiąść na tą samą karuzelę! A życie ucieka…a na spełnianie marzeń brak kompletnie czasu! Jak ktoś mi mówi, że nauczyciele maja tak lekko to mi się nóż w kieszeni otwiera! No, ale przecież mamy wakacje, ferie i święta, – w które najczęściej robimy, nowe dekoracje, przygotowujemy pomoce do kolejnych lekcji, piszemy zaległe sprawozdania, diagnozy i dzienniki… i to jest nasze wolne!

Jakież było moje zdziwienie wczoraj, gdy przeczytałam w książce Beaty Pawlikowskiej „Życie jest wolnością”: „Nie lubię powtarzać czegoś co już zrobiłam. Schemat mnie nudzi, dręczy i męczy.” – uf… nie jestem sama!

Tu też macie odpowiedź dlaczego rzuciłam pracę:

Na pierwsze pytanie ankiety melodyjnej ”Skąd jesteś i co robisz na co dzień?” odpowiedziałam miedzy innymi też tak:

Od czasu, kiedy udało mi się u was wygrać pierwsze 700 zł w czerwcu 2006r. i wpłacić je, jako wpisowe na wymarzone studia pedagogiczne, a za rok w grudniu wygrać dwa finały i móc za te pieniądze spokojnie spłacić dług zaciągnięty na studia i opłacić resztę. Dzięki temu też, mogłam odbyć solidne bezpłatne praktyki w przedszkolu i szkole (nie takie jak większość, załatwić pieczątkę za zaliczenie, bo gdy pracujesz na zwykłym etacie, zrobienie 300 godzin praktyk po godzinach graniczyło z cudem) i zaliczeni na 5 pierwszego etapu studiów Licencjackich, od razu dostałam prace w państwowym przedszkolu, w którym odbywałam praktykę! Spełnienie marzenia! Później zrobiłam też tytuł mgr, co było moim marzeniem i zmieniłam pracę na największą i najlepszą szkołę w Gdańsku gdzie pracowałam do 31.08.2017r. w klasach „Zero”. W tym roku pomimo wielu pochwał od rodziców, wyczytywaniu przez dyrekcję na radach pedagogicznych za najlepszą współprace z rodzicami i duże zaangażowanie w pracy z tak zwanym „dzieckiem trudnym” (dla mnie osobiście nie istnieją „dzieci trudne” i nigdy nie używam takich słów w swojej pracy. Dla mnie to są dzieci, które potrzebują większego zainteresowania i zrozumienia i wymagają większego zaangażowania – a ich wdzięczność za zrozumienie i wdzięczność rodzica za wsparcia jest nagrodą na całe życie! Mimo dwóch podań od rodziców dzieci abym została z połową klasy, która zostaje w zerówce lub została wychowawcą klasy I tych dzieci, które idą dalej, …co dawało mi jednak ogromną nadzieję, że jednak dostanę dalej etat nauczyciela wychowawcy. Jednak nie udało się tego utrzymać i wcale nie z winy dyrekcji, ale z winy zmiany w oświacie które wymusiły zwolnienia (8 nauczycieli edukacji wczesnoszkolnej), więc ja powinnam się cieszyć, że dostałam etat na świetlicy. Świetlica w takiej wielkiej szkole nie jest moim powołaniem – 60 dzieci w jednym miejscu i praca polegająca na obserwacji, żeby dzieciom nic się nie stało, brak czasu na indywidualizmy i współpracę z rodzicem to chyba nie moja bajka! Zawsze mówiła, że jak będzie trzeba to pójdę na świetlice, – ale w momencie zderzenia się z tą rzeczywistością i ujrzenia dwóch list moich wychowanków z innymi wychowawcami – jakby, ktoś wsadził mi sztylet w serce! Nawet teraz jak to piszę jest mi tak przykro jak nigdy w życiu nie było mi przykro. Żal rozdzierał mi serce i po przegadaniu tego z mężem stwierdziłam, że zrezygnuje z tej państwowej posady…, bo dla mnie to jednak nie jest to, co chciałabym robić a z obietnic, że za rok dostanę na pewno wychowawstwo, może zostać nic… zresztą ja chyba generalnie, za bardzo przywiązuje się do moich wychowanków, za bardzo traktuje ich jak moje jedyne dzieci, które mam a potem przeżywam tak jak żaden nauczyciel tego nie przeżywa. Zdecydowałam o tym, że czas na zmiany, nie wiem jeszcze, jakie ale na pewno już w tym roku nie będę szukać pracy w szkole. Przy naszym osiedlu budują największa szkołę na 3 gminy, która planują otworzyć od września 2018r., więc poczekam… a teraz mam swój czas na wszystko to, na co jako nauczyciel nigdy nie miałam czasu. Może i jestem bezrobotna, – ale świadomie bezrobotna- z wyboru a nie z musu jak 20 lat temu, gdy szukałam pracy bezskutecznie, mieszkając jeszcze w Lubnowych koło Iławy – gdzie bezrobocie było plagą i czuło się tę beznadziejność. Tu w Gdańsku pracy nie brakuję i od lat wiedzie nam się bardzo dobrze. Praca nauczyciela i moja pensja 2 tyś to i tak była traktowana jak hobby pełne poświęceń i sprawiających przyjemność jak i tych, których nie cierpiałam robić, – czyli papirologia, zabijała pasje! Czym aktualnie się zajmuję – nie pobieram zasiłku dla bezrobotnych, więc nie jestem bezrobotną. Jestem rolnikiem, hi, hi – mamy kawałek ziemi (2 hektary) po dziadkach męża, którego z sentymentu szkoda nam sprzedać, opłacam KRUS i jestem rolnikiem. Zajmuję się teraz spełnianie marzeń- pierwsze właśnie realizuje – powrót do ukochanego programu, który kiedyś i teraz samym swoim istnieniem zawsze był moją podporą i nadzieją! Gdy miewałam złe dni – zawsze w głowie było- przecież jest JTM, to zawsze pomaga!!! Wiem, że nie odwiedzam Was zbyt często, to jednak wynikało z braku czasu na naukę. Moje przyjazdy z ostatnich lat były już bez przygotowania. Praca nauczyciela zabiera cały czas ten, który przebywam w szkole, czyli niby tylko 5 godzin dziennie i całe popołudnia a nawet weekendy w domu. Zawsze jest coś do zrobienia i ciągle masz w głowie, że wciąż robisz za mało. Mój mąż twierdził, że przesadzam z tym zaangażowaniem, – ale ja nie potrafię inaczej, jak coś robię to robię to albo tak całą sobą albo nie robię wcale! Wiem, że przygotowanie do programu nie jest drogą do sukcesu, bo jest tylu zawodników bardzo przygotowanych, którzy zawsze mogą być lepsi. Tylko to nie chodzi o to. Mi chodzi bardziej o to, że jak nie byłam przygotowana do egzaminu na studiach to nigdy na niego nie szłam. Nigdy nie lubiłam liczyć na ”drapane”, zresztą nie studiowałam po to, żeby mieć 5 i nic nie wiedzieć, studiowałam dla własnej satysfakcji. Tak samo mam z melodią – lepiej przegrać wiedząc, że dało się z siebie wszystko, tyle na ile było mnie stać, niż wygrać fuksem! 10 lat temu, – gdy udało mi się wygrać finały, może i miałam wile szczęścia na słabszych zawodników, ale byłam też przygotowana na swoje możliwości- wzięłam urlop bezpłatny 3 tyg. (pracowałam wtedy w sklepie spożywczym) i się uczyłam. Nie ma tak łatwo jak młodzież, która zna angielski i właściwie dla nich to żaden problem powtórzyć te tytuły. Ja uczyłam się całe życie tylko rosyjskiego a angielskiego próbowałam, ale kompletnie mi nie wchodzi, chociaż jest to marzenie go umieć, wydaje mi się jednak nieosiągalne. Naukę do startu w melodii zawsze traktuje jak ćwiczenie pamięci i walkę z możliwościami językowymi. Nawet, jeśli w tym momencie wyjeżdżam z zerem, to wiem, że tak musiało być, bo więcej nie dam rady się nauczyć i nie przeskoczę tych bardzo zdolnych. Wiem też, że żadna nauka nigdy nie idzie w las, a zwłaszcza ta, której poświęcamy się z przyjemnością.

Na kolejne pytanie, „Twój największy atut, opisz i uzasadnij’, napisałam tak:

Otwartość i radość ze wszystkiego, co mnie w życiu dobrego spotyka. Nigdy niczego nikomu nie zazdroszczę – nie tak, że tylko to mówię!? Nie znam tego uczucia zazdrości o to, że ktoś coś posiada a ja nie. (No chyba, że możliwości posiadania dzieci, – ale to też nie jest typowe uczucie zazdrości tylko raczej taka chęci uświadomienia innym jak wile mają szczęści a często go nie doceniają). Nie zazdroszczę posiadanych samochodów, domów czy sukcesów. Wiem, że każdy może, jeśli chce zdobyć prawie wszystko-, ale trzeba chcieć! „Szczęśliwym nie jest ten, który wszystko ma, a ten, który potrafi się cieszyć z tego, co ma” i ma marzenia, które próbuje spełnić. Gdy coś robię, to robię to całą sobą i oddaje całe serce – nie wiem czy to atut, ale inaczej nie potrafię. Nie lubię łapać kilku srok za ogon, bo wiem, że nie można mieć wszystkiego i potrafię podejmować trudne życiowe decyzje.

……….. tu wykropkuję, bo napisała więcej i kedyś gdy się spełni też Wam napiszę ale teraz tylko dalej:

Myśl, że tym razem się uda – wysyłamy w świat, – bo pozytywne nastawienie i wiarę w sukces, to jest najważniejsze. To jest chyba mój największy atut – zawsze wierzę w to, co robię i nigdy się nie poddaje a porażki tylko mnie wzmacniają!!!

Wczoraj w książce Pawlikowskiej wyczytałam: zaznaczam, że przed pisaniem zgłoszenia wcześniej tego nie czytałam:

„Kiedy coś robię, robię to całą duszą. Chcę to zrobić najlepiej jak potrafię… wkładam w to całe serce… dlatego robię jedną rzecz na raz – właśnie po to żeby móc się na niej skoncentrować i wydobyć z siebie cały żar, którym mogę to rozpalić”

Podobna filozofia życiowa?! Jak już pisałam, nigdy nie czytała żadnej jej książki i nie słuchałam jej audycji w radiach ani żadnych z nią wywiadów, ale lubiłam jej żółte karteczki na Facebooku, bo zawsze wydawało mi się, że ujmują w pięknych słowach dokładnie to co mam w swojej głowie!
No i dostałam się ponownie do "Jakiej To Melodii" - nagranie już było, więc znam wynik ale utrzymuje go w tajemnicy wedle regulaminu programu... dla mnie ten wynik i tak był mało ważny- ważne było to, że "pokonałam siebie', bo decyzja o ponownym starcie była dla mnie naprawdę trudną decyzją i od lat nie mogłam się zmobilizować. O tym napiszę w kolejnych postach, może jeszcze do dnia emisji (czwartek) 23.11.2017 r. zdążę coś napisać.
Chcę, potrafię, wzniosę się
to naprawdę dobry dzień
jak w westernie jeden sen
Hej, mówię sobie siłę masz
i nie w przegraj, wygraj - grasz
ale w pokonanie siebie

Pokonam więc siebie, pokonam siebie
udowodnię, że można lepiej
pokonam więc siebie, pokonam siebie, udowodnię

Chcę, potrafię, jestem skałą
stać jak posąg to za mało
wole ruszyć z posad świat
Hej, nigdy więcej białych flag
chociaż już bywało tak
wczoraj był ostatni raz

Obiecuje sobie....

Pokonam dziś siebie, pokonam siebie
udowodnię, że można lepiej
pokonam dziś siebie, pokonam siebie, udowodnię, że można lepiej

Pokonam dziś siebie, pokonam siebie
udowodnię, że można lepiej
pokonam dziś siebie, pokonam siebie, udowodnię

Heej!

Chce, potrafię, wzniosę się
to naprawdę dobry dzień
mam przed sobą jasny cel (jasny cel)
Hej, mówię sobie siłę masz
i nie w przegraj, wygraj - grasz
ale w pokonanie siebie Mhm
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz