
Hotel Novotel przy lotnisku zabukowany, chociaż jego wnętrze
nie dorównuje Hotelowi Arłamów nawet do pięt – do dobrego człowiek szybko się
przyzwyczaja!
Tylko jak w tej Warszawie dojechać do TV – autobusy,
tramwaje, metro – jak tu się połapać gdzie co jedzie, jaki bilet kupić itp.
Jakoś w Gdańsku łatwiej.

Wyszykowałam
się i ruszamy na spacer! Fajna ta Warszawa, hi,hi – idziemy ścieżką przy torach
– jak na wsi! Że też skusiłam się od razu na wyższe buty – w połowie drogi już
miałam odciski- przy TV kupiłam na stacji benzynowej plastry. Tylko teraz, do
którego budynku należy wejść Nowego, czy
nadal starego? Nie byłam 5 lat, to wszystko mogło ulec zmianie. Skoro już
jesteśmy od strony Nowego budynku, to zajdę zapytam:
- nie, to w budynku F
Ok. Poszliśmy. Fota przed starą TV
i widzę już znajome
twarze, gwiazd JTM w samochodach wjeżdżających w bramę TV. Dziś jednak
wpuszczają na parking. To był jedyny problem jaki mnie nurtował, bo nie
mogliśmy zabrać ze sobą osoby towarzyszącej (było nas za dużo), więc gdyby nie
hotel to Paweł musiałby poczekać przed TV w samochodzie – tylko czy wiedziemy
na parking? Okazało się, że to nie jest pewne, ale my i tak już auto mamy na
parkingu przed hotelem – a sam Paweł nawet się ucieszył, że nie musi tam
wchodzić i będzie mógł w hotelu meczyk jakiś oglądać. Był ze mną na wszystkich
poprzednich 11- tu występach i dziwnie mi było nawet na publiczność wejść tam
bez niego – ale rozumiałam powagę sytuacji! 60 zawodników plus 60 ich
towarzyszy na jedno wejście do małej kawiarenki przed studiem – to jednak
trochę za dużo! Więc buziak i on wraca do hotelu a ja idę do TV. Jednak mam
trochę stresa. Stresa przed spotkaniem, tych wszystkich gwiazd JTM, którzy
powygrywali dziesiątki finałów i po kilka samochodów nawet. Jakoś ze swoimi
„sukcesami” i dawną nieobecnością w programie, czułam się nieswojo! Dobrze, że
chociaż trochę udzielam się na forum Dyskusje- JTM na Facebooku, to może z tego
chociaż mnie ktoś rozpozna.
Przywitania jak w rodzinie – już przed TV! Na pierwszy ogień
poszedł długowłosy Leszek – ach, jak ja mu na wiosnę kibicowałam! Fantastyczny
człowiek, wygrał zwykły finał i podziękował swojej zmarłej mamie, że to dzięki
Niej tu jest! Piękny i wzruszający gest!!! Pamiętam go dokładnie!W portierni też już kilku melodyjnych ludzi czeka- jednak nie każdy znajduje się na liście wejściowej i musi czekać na potwierdzenie czy może wejść. Ja mam to szczęście, że jestem na liście i wchodzę od razu. Ach te bramki- od lat te same. Ciary, aż mi przeszły, że znowu tu jestem! Czekam na kilku towarzyszy, żeby nie wchodzić sama, bo nie jestem pewna czy studio jest nadal tam gdzie było. Jest napis studio nr 5. Idę na górę, a tam już tłum… Przytulania, buziaki jak u cioci na imieninach! Jednak wszyscy, wszystkich tu znają!!! Jest sympatycznie i miło. Już ze 3 razy kroś zadał mi pytanie
- dlaczego nie przyjeżdżasz?
Moja odpowiedź wciąż ta sama…
- nie mam czasu się uczyć!
- oooo a myślisz, że my mamy na to czas! Tu nikt się nie
uczy!... i śmiech.
- taaaa… akurat, a potem wciska guzik i tak bez nauki po
sekundzie strzela w każą piosenkę bez pudła. Zwłaszcza Ty Adam i Ty Wiesia Nasza Melodyjna Mamo (tak wszyscy na nią mówią)! Oj
na wygrywali w tym programie. Proszę tu słynna Ola T.- też na jej odcinkach
wzruszałam się do łez. Teraz mogę z nią porozmawiać i zrobić sobie fotę.
Przemiła zawodniczka! Tam mój ulubieniec Tadek biega – to jest gwiazda reklamy
i wszelkich innych teleturniejów. Przesympatyczny, otwarty i z dużym poczuciem
humoru facet!!! Uwielbiam go też za to, że uwielbiamy razem podobną muzykę –
starego dobrego rocka a zwłaszcza Róże Europy! Biega i robi sobie foty z ze
wszystkimi. Może też się załapię. Zobaczymy! Stoimy tak z Olą T. oparte oparte
o parapet na telewizyjnym korytarzu bo kawiarenka nie pomieściła nawet samych
zawodników i taki fajny widok przed nami przez otwarte drzwi i szyby…
w
kawiarence dzieciątka zawodników, wita się, rozmawia, śmieję się i wszyscy
gdzieś idą i zmieniają swoje miejsca. Coś pięknego, widzieć ich wszystkich w
jednym miejscu i na żywo.
Nagle przez korytarz idzie nasza Ola B. Psycholog
melodyjna – odpowiedzialna właściwie za wszystko w tym programie, za dobór
zawodników, za pomysły na odcinki i to ona kontaktuje się zawsze z nami
zawodnikami, więc dla nas najważniejsza! Idzie podpierając się o kule, bo
biedna złamała nogę a za nią równie słynny jej pies Rolek – wszyscy
melodowicze go uwielbiają! Piesek zabrany przez Olę ze schroniska. Ola wita się
ogólnie – a ja tak bardzo chciałabym ją uściskać po tylu latach… wiem, że nie
wypada więc się powstrzymuję. Ola B. wskazuje ludzi, którzy maja iść do
charakteryzatorni . Moja parapetowa towarzyszka Ola T. musi iść się umalować,
bo będzie się wypowiadać do kamer… mnie ten zaszczyt nie dotyczy. Wypowiadać
się ma około 10-ciu zawodników… oby nie ja!!! Tutaj sytuacja może się zmienić w
każdej chwili więc trochę stracha nabrałam…bo jakoś po tylu latach przerwy, co
ja bym miała im powiedzieć.
- Że uwielbiam ich, że zmienili moje życie, ale jednak nie
chcę już tu przyjeżdżać bo nie mam czasu się uczyć!
W takim układzie ja ruszam pokręcić się po kawiarence i
przywitać się z innymi. Tu siedzi Nasza Pani Tereska- trochę nieśmiało, ale
jednak podchodzę zagadać. A tu- no proszę Piotrek G. – witamy się uściskami jak
na naszym wspólnym niegdyś odcinku specjalnym, najlepszym i najweselszym
odcinku jakim w życiu grałam! Dostałam, kilka ładnych komplementów
poprzedzonych słowami
- nie, że kiedyś źle wyglądałaś… ale teraz … nie będę tu
pisać co usłyszałam, hi, hi ale trochę się zarumieniłam. Dobrze, że mąż tego
nie słyszy… hi, hi
Zaczynają zapraszać pierwsze 10 osób tych, którę mają się wypowiadać do kamer.
Później reszta-
ja się nie spieszę, bo i tak nie chcę siedzieć gdzies gdzie kamera będzie nas
dobrze widzieć. Wchodzimy wszyscy na raz do studia. Piękne – pewnie nikt z tu
obecnych nie przeżywa tego teraz tak jak ja, bo każdy z nich był tu kilka
miesięcy temu… a ja mam motyle w brzuchu… wszyscy idą na te dobre miejsca za
Robertem i po drugiej stronie a ja stoję jak wryta! W tym tłumie zauważa mnie
Pan Robert – mi uśmiech nie schodzi z twarzy. Pan Robert z tyłu na scenie i wita
się tak ogólnie machaniem ręką do wszystkich. Też mu macham ale stoję też z tyłu
więc pewnie nie widzi… i… naglę słyszę
- O Donatka… chodź tu do mnie, kochana. Pan Robert rusza w
moją strone a ja w jego. Poznał mnie po tylu latach…już nic do szczęścia
mi nie trzeba. Wyściskał mnie jak córkę i zadał pytanie.
- dlaczego już nie przyjeżdżasz do Nas? – nie czekał na
odpowiedź… tylko powiedział jeszcze – no przyjedź, ja czekam!!!
Łezka w oku mi się zakręciła. To było mega przeżycie. W tym
momencie siedząca niedaleko, odezwała się też nasz Ola B.
– no właśnie, ja też
o tym marzę!
Tym razem to już musiałam ją uściskać! No i mówię, że się
zaraz rozpłaczę a ona, że spokojnie, że nie teraz- przyjedź i wtedy popłaczesz
– hi, hi
- No ale właściwie dlaczego nie przyjeżdżasz? Co? Jako
nauczycielowi to nie wypada Ci już zrobić błędu przed kamerami? Nie możesz popłakać,
bo dzieci zobaczą, że pani jest miękka…
- nie to nie tak, ja naprawdę nie miałam czasu na naukę, a
nie chcę już przyjeżdżać nieprzygotowana… może teraz, zobaczymy…
- trzymam Cię za słowo i marzę o tym.
W sumie myśląc nad słowami Oli – w końcu to psycholog i zna
nasz od podszewki- to penie miała dużo racji, ale ja stanowczo wolałam swoją
wersję – nie mam czasu się uczyć i tyle!!!
Zajęłam miejsce na fotelu, obok pięknych Pań zawodniczek –
Beatki, którą uwielbiam z ekranu i Ani, którą zawsze też podziwiałam w TV, bo
jest piękna i z dużą wiedzą.
Miałam też okazję z nią się mierzyć kilka lat temu
i to nie był Nasz najbardziej sympatyczny odcinek. Obie chciałyśmy się wykosić
nawzajem. Wiecie niby tylko zabawa ale … i właśnie teraz to wspominamy…
- Pamiętasz jak Robert zapytał nas wtedy w trzeciej rundzie
– po co tu przyjechałyśmy? A my nie potrafiłyśmy na to odpowiedzieć, a raczej
nie chciałyśmy bo odpowiedź była zbyt oczywista i taka, jakiej sam nie chciałam
usłyszeć – pieniądze! To był mój jedyny raz, kiedy pojechałam tam z
nastawieniem po pieniądze i powiedziałam sobie od wtedy – nigdy więcej. Bo ja
wole tu jeździć dla zabawy.
Rozumiałyśmy się już bez zbędnych słów. Wiadomo, że każdy z
nas jedzie tu z nastawieniem, że może uda mu się wygrać te 10 tyś, ale jednak
to jest szansa trochę mała więc nie można się nastawiać na taka zawziętą
rywalizację, bo to tylko psuje wspomnienia z uczestnictwa a w pamięci i tak
zostaną na zawsze tylko wspomnienia przeżytych emocji i chwil i wcale nie
koniecznie wygrane kwoty. Wcale nie duże wygrane tylko zmieniają życie – 700 zł
też miało mega wpływ na to co zrobiłam później. Pewnie, że fantastycznie jest
wygrać 3 finały i jeszcze samochód w finale miesiąca albo potem finał kwartału
i finał roku. Pozazdroszę takim zawodnikom i podziwiam ich, ale wiem że
osiągnęli to ciężką pracą i wcale nie dążeniem do wygrania pieniędzy a raczej
dążeniem do bycia najlepszym w te klocki. O właśnie, trzeba pragnąć posiąść
wiedzę i spróbować ogrywać najlepszych a nie liczyć na to że trafią nam się
słabsi zawodnicy i może fuksem ugramy coś. Determinacja i ciężka praca może nas
doprowadzić do sukcesu (chociaż wcale nie musi), ale wtedy jest większa szansa.
Ostatnio pokazała taką determinacje pewna zawodniczka o imieniu Kinga! Pięknie
grała i była przygotowana – ale to są lata przygotowań. Ja cóż, odpuściłam od 5
lat… teraz już tego nie nadrobię tak szybko. Nawet pisałam z nią o tym. Ściskam
kciuki z Kingę w finale kwartału i roku. Zasłużyła na wygraną, bo nie odpuściła
chociaż wierzcie mi, to nie jest wcale łatwe uczyć się cały rok! To mega
wysiłek, a do tego nie masz pewności czy w ogóle ci to wyjdzie przed kamerami.
Miała okazję zagadać chociaż jeszcze przez chwilę z Panem
Markiem Bikiem, już byłym reżyserem programu. Zapytałam bezpośrednio dlaczego już
nie jest tu naszym najlepszym reżyserem. –powiedział mi chyba szczerze… ale nie
napiszę co, ale ja wiem dlaczego już nie jest już reżyserem... W każdym razie później powiedział, że cieszy
się, że zastąpiła go nowa Pani bo jest świetna i wie,
że zrobi to dobrze a może nawet lepiej niż On, a on ma chociaż okazję jeszcze
jej pomagać. Nam zawodnikom też jakoś trudno przyjąć do wiadomość, że jednak to
nie Pan Marek reżyseruje Nasz teleturniej, ale skoro On mówi, że ma godną
zastępczynie to ja mu wierzę i najważniejsze, że to nie rozgrywki polityczne
mają na to wpływ. Tylko to się dla mnie liczy! Uwielbiam Pana Marka i może nowa
Panią reżyser też będę miała okazję polubić. To Pan Marek, po moich odcinkach
przychodził do mnie i klepał mnie po plecach – mówiąc:
(Pan Marek to osoba publiczna, więc wstawiam z nim zdjęcie bo mam do nich prawo - z cała resztą moich kolegów nie wstawiam pojedynczych fotek, bo musiałabym spytać każdego o zgodę a to dużo czasu - więc foty są tylko takie w których jest więcej niż 3 osoby, bo takie zdjęcia uznaje się za grupowe i każdy może je upublicznić, no i te które pochodzą z ekranu TV - też są publiczne)
Tu Irek jako prowadzący Jaka To Melodia:
Buzia mi się całą drogę nie zamyka, opowiadam jak było…
Na drugi dzień zwiedzamy sobie Warszawę, bo jakoś nigdy nie ma ku temu okazji. Łazienki Warszawskie są przecudne a pomnik Chopina zrobił na mnie tak ogromne wrażenie, że aż powierza brakowało… znałam go tylko ze zdjęć, a najbardziej utkwiło mi w pamięci takie zdjęci z jakieś książki do muzyki z podstawówki, i zawsze marzyłam go zobaczyć.
Zrobiliśmy na pieszo z 10 km i nogi nawet już w trampkach odczuwały ból od odcisków a do tego mój telefon nie wytrzymał ilości zrobionych zdjęć i się rozładował prawie. Bez możliwości robienia zdjęć nie widział sensu zwiedzani.
Pytam Ani czy będzie teraz na nagraniach, bo widziałam jej
wpis zgłoszeniowy, ale nigdy nie wiem kto się dostanie do programu, bo jest
setki chętnych.
-tak, dostałam się.
Ona jest jedną z tych graczy, która gra regularnie w
programie co pół raku i prawie zawsze się dostaję i wiem, że wielu jej tego
zazdrości, tylko nikt nie pochyli się nad tym, że ona też jest zawsze gdy jest
potrzebna, że nie odmawia Oli pomocy gdy nagle zbraknie zawodnika na rezerwie i
przyjeżdża i gra. Ma taką możliwość bo jest z Warszawy, ale to wcale nie jest
takie proste, taki nagły start z marszu. Więc mówię do niej.
- Powiedz mi, jak Ty dajesz radę z tym stresem tak często
tu występować.
-No jest coraz gorzej, przecież pamiętasz jak z Toba miałam
grać, jak się zestresowałam, że wyjść nie chciałam…
Tak było! A dla mnie też nie było to wcale łatwe, bo nie
mogłam zrozumieć jak ktoś może się bać ze mną grać, kiedy ja jestem taka słaba
w te klocki. Nie mamy żadnego wpływu jak nas dobiorą do odcinka i gramy z tymi
których nam przydzielą i trzeba się liczyć z tym, że może to być ktoś megamocny
albo ktoś kto nam się tylko wydaje megamocnym. Można grać z kimś pozornie
słabym i z nim przegrać, bo moim zdanie mimo wszystko stojąc za pulpitem
jesteśmy równi, bo tam może się zdarzyć wszystko, wpadki i olśnienia a nawet
cudy i nigdy nie wiesz jak to się skończy. Najważniejsze to wierzyć w siebie,
że możemy pokonać każdego. Każdy oczywiście może nas pokonać ale nie możemy się poddawać
ani też lekceważyć przeciwnika. Dziś wolę grać z kimś pozornie lepszym od
siebie, bo jaka wtedy jest satysfakcja z wygranej. Ania była dla mnie taką
lepszą zawodniczką, i też się wtedy jej bałam nie wiedząc do końca o tym, że to jednak Ona bała się grać ze mną.

Dobra, koniec rozmów. Obok siedzi też dwóch chłopaków – jeden z
nich był zawodnikiem rezerwowy gdy 10 lat temu grałam i ugrałam 2 finały i
liczył na to że w trzecim odcinku też wejdę do finału bo wtedy to on wchodził
by jako nowy do kolejnego odcinka…ja jednak w trzecim opadłam już sił,
adrenalina spadła po długiej przerwie obiadowej i nagranym międzyczasie odcinku
specjalnym i nie weszła nawet do trzecie rundy… Nie dałam mu szansy startu w
tym dniu, bo zawodniczka nas ogrywająca wchodzi wtedy na kolejny dzień do
zawodników już przygotowanych do gry. Wiem, że to skomplikowane… po prostu
każdy zawodnik może grać tylko maksymalnie 3 odcinki. Do kolejnego każdego
odcinka jest przygotowanych po dwie osoby, które wejdą na pewno do gry z
zawodnikiem który zostaje z poprzedniego odcinka. Jeśli jednak te zawodnik gra
w finale trzeci raz to już nie może przejść do kolejnego odcinka i wtedy zawsze
jest przed studiem zawodnik zwany „rezerwą”, który tam czeka od rana przez cały
dzień, żeby móc wejść na nagranie jeśli przydarzy się taka okazja. Jemu się nie
przydarzyła, niestety. Nie miał jednak do mnie żadnych pretensji. Takiemu
zawodnikowi przysługuje gra w kolejnej sesji za miesiąc, już jako zwykły
zaplanowany zawodnik. Fajnie było zobaczyć się kolejny raz.
Do kolegi bliżej mnie…poznaliśmy się na zlocie zawodników we
wrześniu 2016r.
- kurczę sorry, ale masz tak fajne nazwisko, że pamiętam
tylko to nazwisko a jak masz na imię?
- tak? Przecież to zwyczajne nazwisko.
- No, ale mi jakoś utkwiło w pamięci a imię nie?
- Grzegorz.
-Ojej, takie fajne imię, jedno z moich ulubionych imion!
- No a ty czemu nie przyjeżdżasz do programu…?
Który raz to już dziś słyszę? Hi, hi
- wiesz ja to chyba nie mam parcia na szkło.. (tu śmiech)
jakoś nie mogłabym przyjeżdżać tu co pół roku i się stresować właściwie jako
statysta, bo bez przygotowania to wiesz, że tu nie można ugrać. Być tylko po to
żeby wiedzieć, że przegrasz bo nic nie umiesz to bez sensu…
- No tak masz rację. Trochę trzeba się pouczyć.
Pan odpowiadający za publiczność ucisza wszystkich, bo zaraz
się zacznie… trzech zawodników stoi już za pulpitem.
Jak ja im współczuję, a
jednocześnie się cieszę, że jestem tu z boku i mogę to obserwować. Gęba nie
przestaje mi się uśmiechać. Włączają się światła i pierwsza próba – wstajemy i
klaszczemy i bujamy się do piosenki która rozpoczyna program. Pięknie,
rewelacyjnie i oszałamiająco… długo nagrywaliśmy ten odcinek chyba dobre 2
godziny… wypowiedzi tej dziesiątki trochę trwały… młodzi zawodnicy próbowali
dać z siebie wszystko ale ciężko się gra gdy publiczność wie więcej niż oni. Ja
nie wszystko wiedziałam, ale i tak mi ich szkoda było! Grało dwóch chłopaków i
jedna dziewczyna nie pamiętam o jakim imieniu ale i tak wygrał „Łukasz albo
Martyna”, hi, hi – taki żart bo Łukasz maiła nazwisko Martyna i śmiejmy się do
tej pory, że nikt nie wie czy wygrał chłopak czy dziewczyna. W życiu tak nie
trzymałam kciuków jak tutaj, za jego wygrany finał. Dostałam nawet małego
stresu, bo niby wiem, że pewnie w takim specjalnym to będzie maiła łatwy finał
to jednak tu nie ma łatwe-trudne, bo tu można wywalić się na najprostszej
piosence (wiem coś o tym) i nic już tego potem nie cofnie, nie ma powtórek.
Więc trzymałam te kciuki z całych sił!!!
Jest! Wygrał!
A na koniec schodzimy wszyscy na scenę
pogratulować młodemu!!! To jest jedyna chwila w której przez ułamek sekundy
widać mnie w odcinku na tej scenie, ale tylko w zwiastunie zapowiadającym
odcinek, bo w samym odcinku wycieli nawet i to…
Nie ważne, ważne, że była i
uczestniczyłam w tej historycznej chwili.
Koniec, kamery gasną, światła też, wszyscy
pracownicy chcą iść szybko do domu a my zawodnicy, publiczność byśmy chętnie tu
zostali na noc… ciężko się rozstawać… to jak kończący się nagle film z happy
endem niby, ale jednak jakiś niedosyt zostanie, chciałoby się zobaczyć co Oni
zrobią dalej z tym swoim szczęściem. A tu tylko:
- kochani, wychodzimy, wychodzimy…
O Boże! Gdzie Robert? Nie ma go nigdzie? Nie zrobiłam z nim
fotki ! Jak To, to przecież niemożliwe, żebym przyjechał z TV bez fotki z
Robertem! Ja tego nie przeżyję… teraz już jestem pewna … przyjadę tu chociaż po
tę fotkę!!!

- ucz się, ucz bo możesz więcej!
Tak zawsze bardzo chciał pokazać to „Więcej”- ale jednak nie
zawsze mi wychodziło!(Pan Marek to osoba publiczna, więc wstawiam z nim zdjęcie bo mam do nich prawo - z cała resztą moich kolegów nie wstawiam pojedynczych fotek, bo musiałabym spytać każdego o zgodę a to dużo czasu - więc foty są tylko takie w których jest więcej niż 3 osoby, bo takie zdjęcia uznaje się za grupowe i każdy może je upublicznić, no i te które pochodzą z ekranu TV - też są publiczne)
Generalnie wspaniali ludzie tam pracują. Szkoda, że dziś nie
mam okazji też zobaczyć się z Panią Lidią… może następnym razem się uda!
Zagaduję jeszcze do Naszego najstarszego melodowicza - Ireneusza K., który stoi pod ścianą przy wyjściu, taki trochę blady i widać, że bardzo zmęczony. Przyjechał tu choć jest podobno bardzo chory. Bez wątpienia jest ekspertem melodyjnym. Zbiera i segreguję, oblicza wszelkie potrzebne statystyki związane z melodią. Potrafi powiedzieć - ile kto grał odcinków? Ile wygrali w melodii samochodów, ile ogólnie pieniędzy itp... wszelkie dane zawsze opierają się na Irkowej wiedzy. Podchodzę i mówię do niego - i jak? ... i robi mi się trochę słabo... bo widzę w jego oczach to czego widzieć nie chcę...ale zdarzyło mi się to już po raz trzeci w życiu i dokładnie wiem co to jest, chociaż zawsz się oszukaję, że pewnie mi się wydaję- ale Irek nie pozostawia złudzeń...
- wiesz trochę ciężko, i to chyba mój ostatni raz!
- Co ty gadasz chłopie! Wszyscy jesteśmy zmęczeni, bo długo to było...
Uściskuję go mocno! Ale nie mam odwagi wyjąc telefonu i zrobić sobie z nim foty.
Mam z nim zdjęcię z września 2016 r. ze zlotu w Popowie - wtedy go poznałam. (Trzeci od lewej w pierwszym rzędzie od góry)
Wtedy to on zaszczepił mi w głowie myśl, że powinnam wrócić i zagrać... w życiu nie przypuszczałam, że za chwilę go zabraknie wśród Nas.
Irek zmarł, przed emisją odcinka Jubileuszowego - ale był z nami w tym fantastycznym dniu! Jego ulubionym zespołem byli The Beatles i jemu dedykuję tę piosenkę, bo wiem, że tam jest i patrzy...
Yesterday
Wczoraj...
Wszystkie moje zmartwienia wydawały się być takie odległe.
Teraz wydaje się, że rozgościły się tu na dobre.
Och, wierzę we wczorajszy dzień.
Nagle...
Nie jestem nawet w połowie tym, kim byłem kiedyś.
Cień zawisł nade mną.
Och, wczorajszy dzień przyszedł nagle.
Dlaczego musiała odejść?
Nie wiem, nie chciała powiedzieć.
Powiedziałem coś nie tak?
Teraz tęsknię za wczorajszym dniem.
Wczoraj...
Miłość była taką prostą grą.
Teraz potrzebuję miejsca, by się skryć.
Och, wierzę we wczorajszy dzień.
Dlaczego musiała odejść?
Nie wiem, nie chciała powiedzieć.
Powiedziałem coś nie tak?
Teraz tęsknie za wczorajszym dniem.
Wczoraj...
Miłość była taką prostą grą.
Teraz potrzebuję miejsca, by się skryć.
Och, wierzę we wczorajszy dzień.
Cieszę się, że na wiosnę zagrał właśnie w odcinku specjalny poświęconym jego ulubionemu zespołowi! Był fantastycznym facetem i chociaż nie znałam go tak bardzo dobrze, to jego stratę przeżyłam jak stratę kogoś bardzo bliskiego. Tu poczułam, że faktycznie chyba jesteśmy w tej melodii taka prawdziwą rodziną. Kłócimy się, bawimy się razem i płaczemy też razem. Wszystkie moje zmartwienia wydawały się być takie odległe.
Teraz wydaje się, że rozgościły się tu na dobre.
Och, wierzę we wczorajszy dzień.
Nagle...
Nie jestem nawet w połowie tym, kim byłem kiedyś.
Cień zawisł nade mną.
Och, wczorajszy dzień przyszedł nagle.
Dlaczego musiała odejść?
Nie wiem, nie chciała powiedzieć.
Powiedziałem coś nie tak?
Teraz tęsknię za wczorajszym dniem.
Wczoraj...
Miłość była taką prostą grą.
Teraz potrzebuję miejsca, by się skryć.
Och, wierzę we wczorajszy dzień.
Dlaczego musiała odejść?
Nie wiem, nie chciała powiedzieć.
Powiedziałem coś nie tak?
Teraz tęsknie za wczorajszym dniem.
Wczoraj...
Miłość była taką prostą grą.
Teraz potrzebuję miejsca, by się skryć.
Och, wierzę we wczorajszy dzień.
Tu Irek jako prowadzący Jaka To Melodia:
Wychodzimy przed tv, ostanie rozmowy, pożegnania. Jedni
spieszą się do domów, bo przyjechali tu setki kilometrów a rano w sobotę idą do
pracy, inni zapraszają się nawzajem do restauracji na pogaduchy… też dostałam
zaproszenie od Piotrka G. i pewnie bym je przyjęła, bo fajnie byłoby pogadać z
całą Elitą melodyjną jeszcze w restauracji, ale już mąż był po mnie w drodze i
nie chciałam go zostawiać na dłużej samego…
Najgorsze, że nadal mam na sobie te wyższe buty a nogi już
mnie bolą… mąż na całe szczęście przyniósł mi trampki i cała szczęśliwa wracam
do hotelu, tym razem jeszcze krótszą drogą – przez tory.Buzia mi się całą drogę nie zamyka, opowiadam jak było…
Na drugi dzień zwiedzamy sobie Warszawę, bo jakoś nigdy nie ma ku temu okazji. Łazienki Warszawskie są przecudne a pomnik Chopina zrobił na mnie tak ogromne wrażenie, że aż powierza brakowało… znałam go tylko ze zdjęć, a najbardziej utkwiło mi w pamięci takie zdjęci z jakieś książki do muzyki z podstawówki, i zawsze marzyłam go zobaczyć.
Zrobiliśmy na pieszo z 10 km i nogi nawet już w trampkach odczuwały ból od odcisków a do tego mój telefon nie wytrzymał ilości zrobionych zdjęć i się rozładował prawie. Bez możliwości robienia zdjęć nie widział sensu zwiedzani.
- wiesz co, jedźmy lepiej w odwiedziny do Twojej siostry w
Przasnyszu a starówkę i Zamek Królewski, zwiedzimy innym razem. Zostawmy sobie
to na następny raz jak przyjadę na nagranie swoich odcinków. (powiedziała "odcinków" bo trzeba zawsze myśleć o najlepszej wersji wydarzeń, a jednocześnie wiedzieć, że może być inaczej)
Już teraz wiem, że przyjadę, bo
nie można odmawiać jak tylu ludzi Cię zaprasza!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz