poniedziałek, 26 listopada 2012

"Rycz mała rycz" - Vox

Nie pamiętam kiedy zadzwonił telefon - ale na pewno zadzwonił i głos w słuchawce był bardzo ciepły i miły! Zaproszenie na nagranie zostało przyjęte z wielką radością! Tylko teraz znowu walka ze stresem! Mam 3 tygodnie na przygotowania. To moja wielka szansa więc poprosiłam w pracy o bezpłatny urlop do tego czasu... Szef sklepiku samoobsługowego Koydo - Lewiatan w Gdańsku Przeróbka, zgodził się bez problemu na te kilkanaście dni wolnych... A ja zaczęłam od kupna nagrywarki DVD z  twardym dyskiem, bo cały czas uczyłam się z kaset Video. Obsługę pojęłam w mig bez instrukcji i cięłam sobie fragmenty melodyjnych utworów, zbierałam w różne foldery np aby mieć obok siebie piosenki których wstęp wydaje mi się bardzo podobny i mylę przez to ich tytuły - a takich piosenek jest mnóstwo. Przez 3 dni robiłam sobie tylko przerwy na toaletę i zrobienie jedzenia (ale nie obiadu) które spożywałam już podczas odsłuchiwania nowych fragmentów. Siedziałam do 2-3 w nocy i słuchałam, spisywałam, przegrywałam - miałam już piękna listę na nagrywarce gdy nagle się zepsuła!!! Ale się wściekłam! Aż ryczałam ze złości bo teraz nim mi ja naprawia lub cokolwiek to ile dni stracę a ja nie mam czasu. Od razu pojechałam do sklepu gdzie chcieli mi wymienić na taka sama nową ale przecież w tej starej 3- dniowej zostało tyle godzin moje pracy...ale co ja będę tym sprzedawcą tłumaczyć i tak nie zakumają! Zresztą jak nie naprawia tej samej to drugiej LG już nie chcę bo widzę że to nie za dobry pomysł kupić taniej a na Philipsa z twardym dyskiem mnie nie stać więc chciałam tańszą na płyty ale sprawdzonej firmy z której od lat kupuje sprzęt i służy mi latami czyli Philips. Oni mówią, że i owszem mogą mi dać taką ale nie oddadzą 400 zł różnicy w cenie - ale się wściekłam! Nie miała czasu na dyskusje i tak już straciłam dużo czasu - proszę o kierownika sklepu! Kierownik wymiękł i bez problemów kazał mi sprzedać to co chcę kupić i oddać różnicę! Zakupiłam 20 czystych płyt DVD i wróciłam szczęśliwa do "pracy" czyli nauki melodyjnych przebojów. Przez 3 tygodnie non stop słuchałam melodii - mąż po sporych kłótniach wyciągał mnie co 2 -3 dni na krótki spacer, bo praktycznie nie wychodziłam z domu. Nie robiłam nic w domu, nie gotowałam, nie robiłam zakupów, nie oglądałam tv tylko ciągle pilot nagrywarka i płyty z melodią, notes i długopis!!! Byłam zmęczona - ale nie poddawałam się, chociaż już w drugim tygodniu tych intensywnych przegotowań stwierdziłam, że nic nie umiem a trzecia runda jak leżała tak leży. Twardo próbowałam się tego trochę pouczyć na pamięć - ale kiepsko to szło! Słuchanie tak nie męczy jak kucie na pamięć! Nigdy niczego nie uczyłam się na pamięć więc i tu chyba mi to nie wyjdzie! Trudno, nic na to nie poradzę, że nie jestem w stanie tego opanować. Myślę że nie jeden zawodnik gdyby poświęcił by tyle czasu co ja na naukę to wygrał by finał roku a ja cóż... na pewno będzie ok w 2-uch pierwszych rundach ale co dalej... Ryczeć  mi się chciało, że znowu pewnie w trzeciej odpadnę, chociaż robię wszystko by tak się nie stało! Co z tego wyjdzie to okaże się na listopadowym nagraniu 2007 roku.

"Rycz mała rycz" - Vox

 Skąd pomysł twój, że to właśnie ja
Jestem inny niż Ci, których znasz
Przysięgam, że jestem taki sam
I nic więcej Ci nie mogę dać

Mam ten styl i mam ten sam luz
I jak inni nie mam forsy, wiesz
Nic nie dam Ci więcej od nich prócz
Prócz do łez powodów więcej, więc

Rycz, mała, rycz
Płacz maleńka, płacz
Masz to u mnie od dziś

Skąd pomysł twój, że to właśnie plus
Że wypłakać przy nim możesz się
Czerwony nos, rozmazany tusz
Masz to u mnie, a u innych nie
Rycz, mała, rycz, płacz, maleńka, płacz
Gdy dziś innym szkoda łez
Mnie nie jest żal, mnie jest na to stać
Więc gdy masz ochotę, jeśli chcesz

Rycz, mała, rycz
Płacz, maleńka, płacz
Masz to u mnie od dziś

piątek, 9 listopada 2012

Norah Jones - "Don't Know Why"

Zadebiutowałam w melodii jako blondynka a potem przefarbowałam włosy na czarno - i to był mój błąd... Gdy za pół roku od debiutu chciałam ponownie wystąpić w melodii musiałam kolejny raz jechać na eliminacje do Warszawy ... kiepsko przygotowana, zestresowana nie wykazałam się na eliminacjach niczym... do tego byłam przefarbowana nie byłam rozpoznana przez nikogo...chociaż w komisji sama nie rozpoznałam też nikogo - nie było już Pani Doroty Zawadzkiej bo była już "Super - nianią". Za nią była już jakaś wtedy dla mnie kompletnie nieznana nowa pani psycholog... ogólnie atmosfera nie sprzyjała dostaniu się do programu. Wchodziliśmy po 5 osób, stukaliśmy w stolik jeśli odgadniemy fragment muzyki ale fragmenty były inne niż w programie bo były z oryginałów... stukałam zawsze za późno... kiepsko to wyszło... z żalem wróciłam do domu... ach to chyba był mój pierwszy i ostatni występ w Jakiej To Melodii - żal jak cholera ale wiedziałam, że nie ma co liczyć że zadzwonią... dałam sobie w luz na kolejne pół roku... Potem wzięłam duży oddech i zaczęłam się uczyć od nowa i czekałam na nowe eliminacje tylko ciągle miałam blokadę aby się na nie wybrać - eliminacje to jednak najtrudniejszy etap tej zabawy. Wybrałam się dopiero w październiku 09.10.2007r. do Torunia - w miarę bliski i znane okolice. Przed odnalezieniem miejsca eliminacji zakupiłam na rynku małego słonia na szczęście:
Trzymam go w ręku... był pomarańczowy i miał napis Toruń. Zabrałam go w kieszeni na eliminacje do Dworu Artusa przed którym jak zawsze stała dłuuuuga kolejka...
Tym razem postanowiłam bardziej się skupić na wypełnieniu ankiety która ostatnio potraktowałam po macoszemu i nie napisałam w niej prawie nic - więc i niczym nie mogłam zainteresować komisji. Tym razem wspomniałam o moim "Pamiętniku Bezrobotnych" a w rubrykach piosenka na dziś wpisałam: Budzikom śmierć!!! Bo byliśmy z mężem wymęczeni podróżą chociaż zaraz kolejna jak przyszła mi do głowy to była moja ulubiona piosenka Grażyny Łobaszewskiej "Czas nas uczy pogody" - nie mogąc się zdecydować którą wpisać, wpisałam dwie!!! Ankiete wypełniłam dośc szybki i jak zawsze obserwowałam to całe zamieszanie na eliminacjach. To jest piękne zajęcie - obserwacja! Ludzie opowiadają ile raz już byli a musieli znowu przyjechać na eliminacje bo kiedyś to juz nie trzeba było jeździć a teraz przepisy sie zmieniły. W kolejce po ankiety i w pis na listę stała jakaś dziwna pani i strasznie się przechwalała co ona to w tej tv nie widziała... jakis chłopak biegał z aparatem i wszystkich fotografował a ja cichutko czekałam w swoim konciku trzymając męża za rękę. Wywiłuja tym razem nową dziesiątke ludzi do wejścia. Zasiadam mniejwięcej po środku - ostatnio siedziałam prawie z brzega i sie mna nie zainteresowali... zaczynamy od odgadywania i głośnego mówienia tytułów jesli ktoś zna dany tytuł... spodziewałam się churalnego okrzyku przy każdej piosence... znowu się nie przebije! Skupienie  - pierwszy dźwięk - ciach głośno tytuł - uf chyba byłam pierwsza, drugi tytuł - ha znowu byłam pierwsza - trzeci tytuł - razem z kolega i koleżnką w tym samym czasie. Kolejna znowu wiem i mówię pierwsza, koleją też wiem (bo fragmenty były melodyjne wię dużo łatwiej) jeszcze dwoje, troje ludzi próbuje cos powiedzieć ale są zawsze po mnie... komisja stwierdza że kolejną odgadują "bez pani w czerwonej opasce" - zostałam wykluczona a po sekundzie rozpoznaje tytuł którego nie mogę powiedzieć chociaz jak się okazuje z naszej 10-tki nik go nie zna i w końcu pytają mnie - - a pani wie?
- Tak to Norah Jones - Don't Know Why
Ta piosenka była wtedy nowością i świeżo jej się uczyłam. Do tej pory się zastanawia skąd ja miałam tyle wiedzy i  Don't Know Why  nie wiem dlaczego leciały właśnie takie piosenki, które znałam... 

Norah Jones - "Don't Know Why" 


 I waited 'til I saw the sun
I don't know why I didn't come
I left you by the house of fun
I don't know why I didn't come
I don't know why I didn't come

When I saw the break of day

I wished that I could fly away
Instead of kneeling in the sand
Catching teardrops in my hand

My heart is drenched in wine

But you'll be on my mind
Forever

Out across the endless sea

I would die in ecstasy
But I'll be a bag of bones
Driving down the road alone

My heart is drenched in wine

But you'll be on my mind
Forever

Something has to make you run

I don't know why I didn't come
I feel as empty as a drum
I don't know why I didn't come
I don't know why I didn't come
I don't know why I didn't come 

Tłumaczenie:
Czekałam aż zobaczę słońce
Nie wiem czemu nie przyszłam
Zostawiłam Cię obok domu zabawy
Nie wiem czemu nie przyszłam
Nie wiem czemu nie przyszłem

Kiedy zobaczyłam koniec dnia

Miałam ochotę odlecieć daleko
Zamiast klęczeć w piasku
Łapiąc krople łez w moje ręce

Moje serce jest zamoczone w winie

Ale Ty będziesz w moich myślach
Na zawsze

Bo drugie stronie niekończącego się morza

Chciałabym umrzeć w ekstazie
Ale będę walizką kości
Jadącą w dół drogi samotnie

Moje serce jest zamoczone w winie

Ale Ty będziesz w moich myślach
Na zawsze

Coś musiało sprawić że pobiegłeś

Nie wiem czemu nie przyszłam
Czuję się pusta jak beczka
Nie wiem czemu nie przyszłam
Nie wiem czemu nie przyszłam 

znałam wszystkie bez wyjątku i to po kilku sekundach ale żeby jeszcze znać wykonawce to już do mnie niepodobne. Poklepałam się tylko po kieszeni w której drzemał "Mój nowy Toruński" słonik. Kolekcjonuje słonie - ale nie tak na ilość, ani na jakoś ale raczej tak - słoń z fajnego miejsca lub z ważnej okazji... lub prezent...i nie wierzę w ich moc ale ten ewidentnie działa!!! Choć dziś ma urwaną główkę - przez moja Elizkę - ale to da się skleić i trochę oberwane uszko - czyli jest po przejściach - w końcu dziś mija równe 5 lat i jeden miesiąc, więc miał prawo trochę się popsuć, tym bardziej że ja mojej chrześniaczce nie potrafię odmówić nawet swojej kolekcji słoni...
W końcu proszą nas o nam o przedstawienie się i oddanie ankiet. Nie pamiętam która z kolei się przedstawiałam ale pamiętam reakcię nowej Pani psycholog czyli Naszej Oli.
- Dziewczyno gdzieś ty była. Ja cię tyle miesięcy szukałam. Nikt nie pamiętał kiedy ty grałaś...
- ale ja byłam na eliminacjach w Warszawie na ul. Mryli
- No tak ale my szukaliśmy blondynki a tu czarna!
Po krótkiej rozmowie i przedstawieniu się już wszystkich osób, podziękowano nam i kazano czekać na telefon... tym razem nie miałam 100% pewności, że się dostałam ale czułam że na 200% "Mam TO". Słoń w kieszeni przyniósł szczęście do tego czerwona bielizna jak na maturę i czerwona bluzka z opaską, że by wyróżnić sie w tłumie! Jenak każdy detal ma znaczenie! Wyszłam prze szczęśliwa! Pozwiedzaliśmy z mężem Toruń

poszliśmy na zapiekanki i popołudniu był powrót do Lubnowy - nie mówiąc nic nikomu skąd wracamy! Dla wszystkich przyjechaliśmy z Gdańska! Teraz czekam na telefon!!!

niedziela, 4 listopada 2012

"Twój cały świat" - Ira

Nie zdążyłam opisać jeszcze nawet dokładnie mojego debiutu w "Jak To Melodia" a już kolejna niespodzianka czekała na mnie dziś w TV - co prawda nie oglądałam na żywo programu i kulisów programu bo właśnie wracałam z świątecznego weekendu z Lubnowych do Gdańska i właściwie nie byłam nawet świadoma, że wystąpię dziś w jednych z głównych ról w kulisach JTM tylko strasznie zadziwił mnie pierwszy sms wujka Grześka D. który zapytał bezpośrednio:
- kiedy emisja mojego nowego odcinka???
Ja na to że nie mam pojęcia bo przecież jeszcze nie minęło pół roku od maja więc nawet nie mogę się zgłosić, chociaż bardzo bym chciała, bo jakoś tak dziwnie od maja nie odpuszczam sobie nauki i na ile mam czas to każda wolną chwile poświęcam melodii i w sumie fajnie by było teraz wystąpić bo potem to, odbieram w grudniu moje własne M4 i będę miała tam pełne ręce roboty bo to stan deweloperski i pewnie zabraknie mi czasu na melodie a mózg ma swoja pojemność i w którymś momencie już się tam zaczyna nie mieścić a stare dane się kasują... no ale nie wiem dlaczego o to właśnie teraz pytasz???
Potem to już ruszyła lawina: dowiedziałam się że były kulisy z moim udziałem z których wynika jakobym nagrała jakiś nowy odcinek i na pewno coś wygrała. Co nie miało miejsca - ale jak zawsze ukrywałam swoje występy w JTM i pewnie teraz też ich oszukuję. Na Facebooku rodzinka "melodowiczów" już miała filmik wstawiony i skomentowany więc i ja w końcu gdy włączyłam komputer wszystkiego się dowiedziałam:

http://www.youtube.com/watch?v=5hsiPO5m68w&feature=youtu.be 

(ewentualna powtórka jutro na TVP1 o 13:45 przed lub po odcinku JTM.)
ale i tak nie bardzo potrafię wytłumaczyć nikomu, iż nie byłam na nagraniu bo to były urywki ze starych odcinków i starych wywiadów - chociaż wciąż aktualne. Nawet nie wiedziałam, że właśnie dziś zostanie to puszczone - ale Oni lubią robić ludziom miłe niespodzianki. Mnie każdy chociażby epizod w melodii bardzo cieszy. Pamiętam kiedyś w odcinku specjalnym przeczytali list ode mnie - też nie wiedziałam o tym ale bardzo się wzruszyłam i jednocześnie ucieszyłam - bo "Jak To Melodia" jest naprawdę moim całym światem do którego wpuszczam tylko prawdziwych przyjaciół i nic już tego nie zmieni! 

To moja najukochańsza piosenka:

"Twój cały świat" - Ira
 Srebrną igłą znaczysz swoje małe sny
W kieliszku marzeń topisz dni
Twoich gniewnych bogów dawno pokrył kurz
Ogień w Twym sercu nie płonie już

Jeszcze jedna pusta noc
Jeszcze jeden w lustro gest

Twój cały świat - mała popiołu garść
Twój cały świat - trochę dat
Twój cały świat - kilka fałszywych prawd
Twój cały świat

I jak tu dziś usnąć! Chyba nie dam rady! Wujek Grzesiek polecił mi "Przygotowania" bo może już niedługo dostane ponowne "powołanie"! Tyle że ja od maja nie odpuszczam nawet chwili wolnego czasu i uczę się ciągle - i ciągle mi się wydaje jak zawsze, że nie jestem wstanie nauczyć się już więcej i że nie wiele się właściwie nauczyłam! Teraz gdy pomyślę, że miała bym znowu jechać za kilka dni na nagranie - kolana od razu drżą - bo nigdy nie czuje się do końca na siłach. A do tego obgryzłam tydzień temu paznokcie - gdy miałam "pasowanie na przedszkolaka" mojej grupy trzylatków "Krasnoludków" a długie paznokcie które miałam raz w życiu przyniosły mi sukces w dwóch odcinkach z przed 4-ech lat... głupota! Wiem! Ale i tak pewnie wcale nie zadzwonią tak szybko więc nie ma się o co martwić!
Ola to jednak jest kochana - jestem jedną z lepszych "przedszkolanek" w Gdańsku! Ciekawe co powie na to dyrekcja mojego przedszkola - powinna być dumna, że ma taki skarb w swoim przedszkolu! He , he!!!

środa, 17 października 2012

"To były piękne dni" - Halina Kunicka

Nie wiem jak bym dokończyła ten list z poprzedniego posta - ale wiem że wtedy miałam dużo jeszcze do napisania... szkoda że wtedy tego nie zrobiłam - bo to inne emocje. Teraz mogę opisać to co pamiętam. Wiem iż przed samym wejściem na nagranie podeszła do mnie jeszcze pani z komisji i poklepała po ramieniu i powiedziała - będzie dobrze! Nie denerwuj się! To była ówczesna pani psycholog, wtedy jeszcze nie znana szerszej publiczności ale w tej chwili rozpoznawana przez większość telemaniaków - Pani Dorota Zawadzka słynna "Super - Niania". To ona była pierwszą osobą, która mnie zauważyła podczas eliminacji i zainteresował się moją historią. Gdy zmieniła posadę "Pani psycholog" W Jaka To Melodia na "Super - Nianię"- ja musiałam walczyć o ponowne zaistnienie w programie - ale o tym potem...
Z Panem który był w komisji rekrutacyjnej do programu.
Teraz jeden głęboki oddech i wchodzimy z mężem przez te drzwi do studia... a tu kolejne drzwi...nogi trzęsą się jak z galarety... otwieramy ciężkie  mosiężne" drzwi i naszym oczom ukazuje się piękne... o nie! wcale nie takie piękne... raczej szare i smutne studio melodyjne...niewielkie pomieszczenie... trochę przypominające stodołę... dziwnie bo tak ciemno i głucho... po prawej stronie widzimy niby lekko oświetlona scenę a po lewej krzesełka w ciemności... kierujemy się do krzesełek, bo widzimy siedzące tam osoby towarzyszące innych uczestników...już mnie wywołują, daje tylko małego buziaka mężowi i lecę chociaż czuje jak bym miała zaraz zemdleć a pikawka podchodzi do gardła - chyba nie dam rady!!! Patrzę na swój cel- pulpit- Boże jak do niego daleko a nogi odmawiają posłuszeństwa - aby dojść i jakoś tam stanąć - w gardle sucho jak na Saharze - próbuję przełknąć ślinę. Kolega i koleżanka mnie wyprzedzają - dla mnie zostaje stanowisko nr 3 brzegowe - no i dobrze krótsza droga do ucieczki. Stoję za pulpitem, światło razi prosto w twarz a jedno co próbuje zrobić to odnaleźć w ciemności sylwetkę męża - słabo widoczna i oddalona jego postać siedzi na krzesłach w otchłani - czuje jak dostaje zawrotów - normalnie nie wierze, że tu stoję, trzymam się jedną ręka pulpitu drugą głowy. Słysze głos z góry
 - pani na stanowisku nr 3 dobrze się czuję??? nie skojarzyła, że to o mnie może chodzić...ale słyszeć ponowny głos z góry
- może wody?
Słysze wody, wody, wody i w końcu odpowiadam - tak, - bo nic więcej nie mogę powiedzieć. Jednak woda nie przychodzi tylko pani z komisji woła mnie abym przyszła się napić - masakra znowu muszę zejść i wejść - to trwa wieczność! Napiłam się ale w głowie mam tylko jedną myśl - jak stąd uciec! może zemdleje to mnie wyniosą i tyle będzie z moje występu. Co ja wymyśliłam, po co mi te nerwy. to trzeba być chyba nienormalnym fundować sobie taki zastrzyk adrenaliny!!! Wracam wbrew sobie za pulpit. Poznana przed wejściem przeciwniczka pociesza mnie - będzie dobrze nie stresuj się! Na korytarzu gdy opowiadałam jej, że nigdy więcej tu nie przyjadę, bo ten stres jest przekraczający wszelkie granice moich wyobrażeń na temat stresu, odpowiedziała mi ze śmiechem - przejdzie ci i to szybko! I wrócisz tu nie raz i nie dwa. To jak narkotyk! Zobaczysz - ja tez tak mówiłam i jestem tu już (nie pamiętam jaką liczbę podała ale chyba dość dużą, bo moje oczy zrobiły się ogromne). Stojąc już przy pulpicie myślałam sobie, że dobrze iż gram z tak sympatyczną osobą jaką okazała się być Joasia... O rany zaraz się zacznie - obym wcisnęła chociaż jedną piosenkę a będę najszczęśliwsza osobą pod słońcem potem mogę jechać do domu!!!
Słyszymy instrukcje - kto do jakiej kamery ma się przywitać. Zaczyna się piosenka na telebimie przed nami - "chałupy welcome to" - Zbigniewa Wodeckiego ale śpiewana przez Roberta Janowskiego - gdy piosenka się kończy - stojący poza sceną Pan Robert wskakuje na scenę i udaję iż właśnie zawstydził się dziewczyn tańczących w płaszczach które pokazały swoje wdzięki pod płaszczami. Strasznie śmiesznie to wygląda - że teledysk leci na pulpicie a Robert stoi obok i popija wodę a potem wskakuje na scenę jak by właśnie skończył śpiewać. Wita uczestników - ja witam się "dziwnym" pomachaniem, które umówiłam wcześniej z młodszymi siostrami i kuzynkami - taka wygięta dłoń do tyłu to miał być znak, że ich pozdrawiam, bo wiedziałam, że nie będę w stanie nikogo inaczej pozdrowić - i tak się dziwie, że pamiętałam o tej "rączce". Zgłaszam się do wyboru hasła - puszczają - kurcze! znam piosenkę i jej tytuł ale nie wciskam bo boje się że to nie to a jeśli nawet to, to pewnie zaraz coś przekręcę po angielski i wyjdzie z tego kicha!
Nie wiem czy jest sens opisywania całego przebiegu programu - może lepiej sobie to zobaczcie:

Gdy odgadłam pierwszą nutkę, byłam w niebo wzięta i tylko machałam do męża że jestem zadowolona a gdy uzbierałam 700 zł to już wiedziałam, że zwróciły mi się wszystkie koszty przyjazdu tu jak również eliminacji i to mi w pełni wystarczyło - trzecia runda to wiedziałam, że będzie porażka. Zresztą rano gdy wyjeżdżaliśmy z domu i tata życzył mi powodzenia to tylko mu powiedziałam, że myślę że w dwóch pierwszych rundach to sobie poradzę ale w trzeciej już nie! - po melodii umiem sporo ale po hasłach nic mi nie wchodzi - żadne hasło nie kojarzy mi się z tytułami piosenek. No i tak było. Chociaż Pink Floyd skojarzył mi się z piosenką ale jak się okazało nie o ten tytuł chodziło - gdybym może słuchała podpowiedzi... he, he, he - właśnie! Ja już oczami wyobraźni byłam poza studiem, już jechałam do domu! W ogóle nie słuchałam co mówi prowadzący - chciałam tylko żeby jak najszybciej był koniec. Gdy skończyły się dwie pierwsze rundy i miał się zacząć to najgorsza trzecia - to powiedziałam głośno
- Ja już mogę jechać do domu! Mi już wystarczy!
O to, że odpuściłam duży żal potem maił do mnie Pan Robert. Nawet bym się nie spodziewała, że nawet jemu może zależeć aby zawodnicy tam wygrywali. Poświęcił mi nawet dość długa chwilę po nagraniu.
Dostałam autograf w swoim pamiętniku,
Z Panem Robertem Janowskim prowadzącym program "Jaka To Melodia" - po nagraniu mojego pierwszego odcinka 22.04.2006r - Mój debiut
 zrobiłam sobie z Nim wymarzone zdjęcie - dla mnie było to jak bajka. Spełnione marzenia ubrane w rzeczywistość w którą nadal nie mogę uwierzyć! Czułam się jak na haju. Pan Robert bardzo niezadowolonym głosem karci moje poczynania!
- Oj Donatka, nie potrzebnie odpuściłaś tą trzecią rundę! Miałaś szanse! tu się gra o prawdziwe pieniądze a ty tak łatwo z nich zrezygnowałaś!
Ja odpowiadałam tylko - tak wiem, ale co tam starczy to co mam, ja i tak przyjechałam tu już tylko po przygodę i po to aby Pana spotkać! Nic więcej mi nie trzeba!
Ja tak naprawdę czułam. byłam tak podekscytowana, tak szczęśliwa że nigdy w życiu nie była jeszcze tak szczęśliwa. mogła bym fruwać ze szczęścia!
Z mężem Pawłem na senie "Jaka TO Melodia" - 22.04.2006r.
 Żal było wychodzić z budynku TV ale już nie mogłam się doczekać pochwalenia się czekającym na parkingu Sylwkowi i "Kaśce - moją magiczną wygrana "700" zł które były dla mnie wartością nie do przecenienia - myślałam, że jak już je dostane to włożę chyba w ramkę na pamiątkę!!! Gdy ruszyliśmy w drogę powrotną to trochę objazdy pokomplikowały nam wyjazd i poprowadziły w prost pod stadion ukochanej drużyny Pawła - Legię Warszawa - mało tego właśnie za godzinkę miał się tam odbyć mecz. Normalnie to się nazywa szczęście - a Paweł tak przeżywał, że nie może go zobaczyć w TV a tu proszę zobaczy go na żywo. O ile będą jeszcze bilety! bilety były - tylko Sylwek nie chciał iść bo Kaśka sobie wkręciła, że boi się burd kiboli - ale my nie odpuściliśmy! Poszliśmy na meczyk i na piękny stadion - strasznie nam się podobało! To już druga bajka w ciągu jednego dnia! W podróży powrotnej, za Warszawa zatrzymała nas policja na rutynowa kontrolę. Od lat nie byliśmy nigdy zatrzymywani, a ty proszę. Panowie policjanci byli bardzo mili. Po rejestracjach poznali, że nie jesteśmy "tutejsi" - zaczęli oglądać samochód - słaby bieżnik na oponach... a skąd jedziecie? - na takie pytanie czekałam! Podbiegłam do bagażnika i nie myśląc o tym, że to mogłoby być potraktowane jak łapówka - proponuje poczęstunek czekoladkami z "Jakiej To Melodii" - opowiadam jak tam było fantastycznie. Pytają ja poszło - a ja nie zdradzam tylko zapraszam przed TV i podaje datę kiedy mogą to obejrzeć - więc jedno co wpisali w swój notatnik to właśnie datę emisji mojego programu 13. czerwiec 2006r. - pogratulowali! Czekoladkami się nie poczęstowali ale już nic nie przeglądali w naszym samochodzie tylko pożyczyli nam szerokiej drogi bo pewnie Pani jest zmęczona po takich przeżyciach! Pani, czyli ja była pod wpływem takich emocji, że o zmęczeni nie było mowy. Około północy dojechaliśmy do naszej wioseczki ale pojechaliśmy prosto do pobliskiej dyskoteki w miejscowości Obrzynowo gdzie bawił się właśnie mój brat Artur! Skakałam z radości do piątej rano! Ciągle byłam w szoku! I gdyby nie kuferek w bagażniku to chyba już bym nie mogła uwierzyć, że to zdarzyło się naprawdę! Zjedliśmy z dwie bombonierki na dyskotece! Reszta musiała zostać na poczęstunek reszty rodziny! Nie mogłam spać więc o 7 rano już chwaliłam się rodzicom i opowiadałam jak nakręcona, jak było na nagraniu! Mogłam o tym mówić i mówić. Wszystko powtórzyłam młodszym siostrzyczką Natalii i Marcelince. Gdy tylko zrobiła się odpowiednia pora - czyli około 9- tej rano w niedzielę - już z kuferkiem byłam częstować teściów i od nowa opowiadanko. O 11 - pojechałam do dwóch cioć z rodzinami (sióstr mojego taty) i do kuzynek i kuzynów poczęstować "Czekoladkami malodyjnymi" - oczywiście buzia mi się nie zamykała! Na koniec około 13 pojechałam do wujka Grześka i Irka - nikt prócz rodziców nie wiedział wcześniej że jadę na nagranie - więc teraz niespodzianka była naprawdę dość duża!
O 15 wylądowałam z powrotem w domu i dopiero zaczęłam odczuwać opadanie emocji i lekkie zmęczenie! Lecz z tymi emocjami nie rozstałam się do dnia emisji programu. To były piękne dni!!!

"To były piękne dni" - Halina Kunicka
Nie wiesz nawet ile ci zawdzięczam,
Byłam sama - jak ty byłeś sam,
Nie umiałabym odszukać szczęścia,
A ty sprawiłeś,że smak jego znam...


To były piękne dni,
Po prostu piękne dni,
Nie zna już dziś kalendarz takich dat.
Wtedy uczyłeś mnie,
Wymawiać imię swe,
Wtedy rzuciłeś dla mnie cały świat.
La la la la la la la la la la la la
To były dni,
Niezapomniane dni.


Uczuć teraz czas już nie odmierza,
Miłość nie trwa - tak jak dawniej - wiek,
Kilku dniom swe szczęście się powierza,
One mogą nadać życiu sens...


To były piękne dni,
Po prostu piękne dni... Itd.


Jeśli jeszcze kiedyś się spotkamy,
Może w moich oczach będą łzy,
Bo nie łatwo żyć jest wspomnieniami,
Słowem " ja ",zastąpić słowo " my "...


To były piękne dni,
Po prostu piękne dni... Itd.

A gdy już była emisja, zamiast oglądać wspólnie ze wszystkimi to siedziałam na schodach prowadzących do górnej części mieszkania i tylko słuchałam a w momentach gdy ja zaczynałam mówić coś w programie, zatykałam szczelnie uszy aby tego nie słyszeć. To było dla mnie tak dziwne uczucie, że jestem w TV, iz nie potrafiłam popatrzeć na telewizor a o słuchaniu siebie też nie było mowy. Oczywiście program nagrywał się na vhs i zraz po programie obejrzałam go z kasety - tyle że musiało się to odbyć w samotności. Na telefon co chwila przychodziły sms- y z informacjami np:
- oglądam Cie w melodii!
- ale miałaś fajnie, bo widziałaś Dodę na żywo!
- fajnie wyglądasz w TV!
Doda faktycznie grała na koniec programu - tyle że zawodnicy widzą to tylko na telebimie - co właściwie nie ma dla nas większego znaczenia, bo tam i tak jest tyle stresu i emocji, że spotykanie jeszcze jakiś gwiazd nie jest nam konieczne! Zresztą dla mnie osobiście największa gwiazdą i tak był Robert Janowski i to głównie z jego powodu tam się zjawiałam!
Kasetę oglądam z 5 razy pod rząd!
- Boże jak ja beznadziejnie się tam wypowiadam, jakie stroje niekontrolowane miny, jak ja podaje tytuły po angielski!
Nie wiem czy się śmiać czy płakać! Masakra - ja chyba z domu na ulicy się nie pokaże! Dzień emisji nie był wcale już taki wesoły jak dzień nagrania! Dobrze, że jednak opinie były pozytywne a wszyscy którzy mnie oglądali, bardzo mi gratulowali występu! Nie wiem czy szczerze czy nie ale miło było słyszeć pochwały i gratulacje! Podobno w całej naszej wioseczce rozdzwoniły się telefony i pocztą pantoflową rozniosło się migiem że właśnie występuję w "Jaka To Melodia". Bo osobiście nikomu z poza rodziny nie chwaliłam się moimi poczynaniami, ale w dobie telefonii komórkowej, wieści rozniosły się lotem ptaka. Potem kogo nie spotkałam na ulicy, w sklepie czy gdziekolwiek to przeważnie opowiadał mi jak szybko i do kogo dzwonił aby powiedzieć, że "Donata jest w melodii". Dzwonili nawet do ludzi którzy mnie nie znali ale chcieli się pochwalić, że ktoś z naszej małej wsi jest właśnie w telewizji. To było coś co mnie cieszyło, że Pan Robert przedstawił mnie i powiedział, iż przyjechałam z miejscowości Lubnowy... mieszkałam już w tedy w Gdańsku, ale bardzo chciałam abym była kojarzone z moja ukochaną wsią a nie z wielkim miastem w którym mieszkam bo muszę a nie dlatego że chcę!
Wiecie - właśnie obejrzałam sobie cały ten odcinek i to same uczucia nadal mi towarzyszą i nadal nie mogę siebie słuchać! Chociaż mam ogromny sentyment do tego "mojego pierwszego razu w melodii" to jednak denerwuje mnie oglądanie tego odcinka, chociaż z drugiej strony fajnie na siebie popatrzyć w wersji minus 15 kg - i pomyśleć, że już wtedy uważałam, że jestem gruba, więc co mam powiedzieć teraz! He, he!!! Ale jak to mówią "telewizja pogrubia"!


niedziela, 7 października 2012

"Stepowanie kota w mroku" - Kobranocka



Dziś zacytuje Wam list który napisałam po udanych eliminacjach w Warszawie w 2006 roku i pierwszym moim występie w "Jakiej To Melodii". Listu tego nigdy nie dokończyłam i nie wysłałam nikomu związanemu z Melodiom ale wciąż jego teks znajduje się w niezmienionym  stanie w moim komputerze i lubię go czytać choć są tam opisane nie tylko łatwe i miłe chwile - ale życie już takie jest zmienne i zaskakujące!

"Szanowni Państwo!

                   Właściwie nie wiem do kogo skierować ten list. Może do Państwa z komisji rekrutacyjnej, może do producentów programu, może do …? Naprawdę nie wiem. A może do wszystkich tych którzy w jakikolwiek sposób przyczyniają się do istnienia tak ( i tu bez wazeliny) pięknego, pod każdym względem programu „Jaka To Melodia”!
                   Była bym szczęśliwa jak by ktokolwiek przeczytał niniejszy list. Postanowiłam go napisać bo mam Wam tak wiele do opowiedzenia, a na eliminacjach jest tak mało czasu, a jeszcze mniej jest go na nagraniach!
                  Chciałam Wam serdecznie podziękować za możliwość uczestniczenia, już prawie rok temu w Waszym programie! Myślę, że Wy robiąc ten program nie macie  zielonego pojęcia jak wiele dobrego robicie! Jak zmieniacie ludzkie losy uczestników wybieranych do programu. Jakie towarzyszą nam ”wybrańcom” (bo tak na pewno wielu z nas się czuje, a na pewno ja!) uczucia. Uczucia, które właściwie są nie do opisania, ale ja chciała bym chodź trochę, swoje Wam przybliżyć. Mam nadzieje, że ten list nie zdyskredytuje mnie Waszych oczach!
                Gdy w kwietniu (chyba 10. kwiecień 2006)  2006r postanowiłam wybrać się na eliminacje do Warszawy, po raz drugi po porażce w Poznaniu w 2001r, żywiłam tyko nadzieje że może tym razem się uda. Strasznie się bałam! Tyko mąż i siostra podtrzymywali mnie na duchu. Słuchałam opowieści ludzi, którzy już kiedyś wystąpili, przyglądałam im się jak by byli jakimś cudem i myślałam – Ci to mieli szczęście! A mi pewnie znowu się nie uda! Nie umiem nawet angielskiego, jak ja napisze te tytuły! Siedziałam cichutko w koncie, wypełniałam ankietę w której wspomniałam o tym, że udało mi się napisać pamiętnik gdy byłam na bezrobociu, który został (co było dla mnie wielkim zaskoczeniem) wydany w III tomie razem z innymi pracami, w którym opisałam moje nieudane eliminacje w Poznaniu podziękowałam „Melodii”  za pomoc w ciężkich chwilach mojego życia. Gdy przyszła moja kolej na wejście, okazało się, że Panie i Pan (bo był jeden, młody, przystojny rodzynek) bardzo zainteresowali się moim pamiętnikiem. Nakazano mi go przynieść. Strasznie się wstydziłam, że będziecie go czytać (wydaje mi się zbyt prywatny, na pewno napisała bym go inaczej gdybym wzięła pod uwagę że może zostać kiedykolwiek wydany), ale cóż, stało się, i nic już tego nie zmieni! Czekałam na korytarzu, aż trochę go poczytacie. Byłam sparaliżowana! W końcu, znowu moja kolej, zostałam sama z Wami. Usiadłam usłyszałam, że pamiętnik się podoba, że mam wymyślić w domu co powiem ładnego Robertowi w programie na temat niniejszego programu, i kiedy wolę przyjechać na nagranie programu  w sobotę czy w niedziele za 2 tyg. Nie bardzo rozumiałam potoku tych słów, czułam że oczy robią mi się coraz większe i większe ze zdziwienia. Myśli kłębiły się w mojej głowie – to nie możliwe dostałam się, nie to nie możliwe. W końcu spytałam głośno – Czy to znaczy, że ja na żywo zobaczę Pana Roberta? Usłyszawszy odpowiedź twierdzącą pytałam dalej – Czy naprawdę? Znowu usłyszałam TAK, nie wytrzymałam, buchnęłam płaczem! Zapewniam Was, że były to łzy szczęścia! Zaraz otrzymałam od Was chusteczki, widziałam że moja reakcja dokleiła Wam uśmiech na ustach, ale w ogóle się tym już wtedy nie przejmowałam. Byłam taka szczęśliwa. Nawet tera pisząc to, przywołując wspomnienia, na policzkach mam wypieki a łezka też mi się kręci w oku! Wtedy wybiegłam od Was jak na skrzydłach, wybiegając na parking przed budynkiem TV machałam swoim pamiętnikiem, pędziłam do samochodu w którym czekał mój mąż Paweł, siostra Marcelina .
- Słuchajcie dostałam się, naprawdę dostałam się!!!
Nie wierzyli, bardzo długo nie wierzyli. Gdy w końcu wyjaśniłam, udowodniłam karteczką datą i godzina mojego nagrania mąż powiedział tylko tyle
– Ale jaja, moja żona będzie w telewizji!!!
                     2 tygodnie dzielące mnie od nagrania wspominam jak sen, przyznam że trochę koszmarny ale z perspektywy czasu, wiem , że takie koszmary chciałam bym przeżywać dużo częściej! Prawie wcale nie spałam, ciągle słuchałam melodii z nagranych wcześniej kaset video, nikt nie mógł się ze mną dogadać. Gdy nieraz z wyczerpania udało mi się już usnąć śniła mi się tyko melodia, eliminacje. Po kilku dniach to już nie wiedziałam czy to wydarzyło się naprawdę i zaczęłam strasznie się bać że to moje nagranie w ogóle się nie odbędzie, a jeśli się odbędzie to dam ze strachu takiej plamy, że będę wstydziła się wrócić do rodzinnej wsi!
                Teraz napisze Wam coś strasznego, wprost makabrycznego co przytrafiło mi się w piątkowe popołudnie dzień przed nagraniem 21.04.2006r. o godzinie chyba punkt 15. Przyjechałam  z bratem Arturem do Iławy, chciałam kupić sobie nowe spodnie na występ. O 15 tej mieliśmy odebrać mojego męża z pracy a jego zakład znajdował się zaraz za przejazdem kolejowym. Niestety szlabany zamknęły nam się przed samą maską naszego samochodu. Za chwile miał przejechać expres. Obserwowałam nadchodzących ludzi, niecierpliwych, spieszących się, jak to zwykle. Ale moją szczególną uwagę przykuł pewien pan, który stał na drodze po lewej stronie naszego samochodu. Wszyscy ludzie stali na chodniku, on jako jedyny na drodze. Był niewysoki, bardzo szczupły ubrany w jakiś taki dziwny dresik. Właściwie nie wiem dlaczego mu się przyglądałam. Pewnie ze względu na ten nietypowy ubiór ale też zachowanie. Był zgarbiony, chodź wcale nie taki stary, dreptał nerwowo koło szlabanu, co chwile wyglądał czy nadjeżdża już pociąg (ale w sumie tak robiła większość). My siedzieliśmy w samochodzie w którym grało radio, nie byliśmy w stanie usłyszeć że pociąg już nadjeżdża a nie było go jeszcze widać. Nagle ten „dziwny” pan schylił się i przeszedł pod szlabanem, zaczął truchtać coraz szybciej w miejscu jak by przygotowywał się do biegu. Myślę sobie – pewnie mu się spieszy i chce przejść a pociągu nigdzie nie widać, bo jak zwykle dużo za szybko zamknęli szlaban. Zakłada na głowę kaptur, wbiega na tory, na środku rozkłada ręce, w tym momencie (nie mogę nawet tego napisać, to jest straszne, mam nerwowe drgawki , boję się jak by to miało zdarzyć się jeszcze raz!) a więc w tym momencie moim oczom ukazuje się wyjeżdżający zza zakrętu pociąg. Mam świadomość że ten człowiek nie zdąży stamtąd uciec (i chyba nie chce) i zaraz stanie się nieszczęście i w czasie zderzenia pędzącego pociągu z tym biedakiem, zasłaniam oczy rękoma jednocześnie krzycząc (tu użyje niecenzuralnych słów) – Kurwa, co on robi!!! W tym momencie dopiero, mój brat podniósł głowę i (jak później opowiadał) widział już tego człowieka pod, właściwie jego nogi pod pociągiem i widział jak te nogi odleciały na bok! Coś okropnego! Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Przyjechała karetka i sanitariusz zapytali się właśnie mnie (bo stałam zaryczana na chodniku, nie mogliśmy przejechać szlabany były cały czas zamknięte) – Gdzie ten potrącony człowiek? Podobno odbiło go gdzieś na bok? Ja wywaliłam na nich gały i parsknęłam szyderczym śmiechem – Kto wam tak powiedział, jak coś odleciało na bok to na pewno nie był to cały człowiek. Te walizki już do niczego wam się nie przydadzą, nie macie już po co się spieszyć bo po tym biedaku już tam na pewno nie wiele zostało!- A Pani widziała ten wypadek! – Niestety tak! Poszli w skazanym przeze mnie kierunku. Ja wsiadłam do samochodu otworzyli dla karetki szlabany, my też się wcisneliśmi. W trakcie opowiadam bratu rozmowę z sanitariuszami i przez sekundę odżywa w nas nadzieja, że może faktycznie tylko go potrącił, może leży tyko poturbowany gdzieś na boku. Chcieliśmy jak nigdy w życiu żeby to co widzieliśmy nie było prawdą! Żeby ten facet to przeżył! Niestety wszystkie nadzieje prysły jak bańka mydlana gdy zobaczyliśmy jak policja chodzi po torach z czarnym workiem! Znowu psycha mi siadła, przeklinałam tą chwilę i chciałam tylko żeby mąż wyszedł jak najprędzej z pracy i jechać jak najdalej z tego miejsca! Dopiero po drodze do domu uświadomiłam sobie, że nie kupiłam spodni i że jutro mam nagranie! Jak po takim czymś wziąć się w garść! Mówię do męża, że chyba nie pojadę nie dam rady! Spodnie jednak kupiłam w Suszu ale z decyzją czy jadę czy nie czekałam do ostatniej chwili! Miałam wiele za i przeciw! W końcu to moje największe marzenie i ma z tego zrezygnować ale jak się skupić kiedy przed oczyma mam tylko tamtego człowieka i całe te zdarzenie! Nie mogę być tak nieodpowiedzialna bo pewnie to że się tam nie wstawię zdezorganizuje Wam pracę. Targały mną prze różniste uczucia, w takim stanie to chyba nie byłam jeszcze nigdy! Nie spałam całą noc, odsłuchiwałam kasety video z „Melodią”. 
Pojechaliśmy samochodem (22.04.2006. sobota) a  w porannych wiadomościach w radiu Zet usłyszeliśmy o pożarze w Iławskim oddziale psychiatrycznym, który miał miejsce wczoraj i chociaż o samobójcy nic nie mówili to jednak od razu wiedziałam że to musi się jakoś łączyć!
Droga nie była łatwa. Cały czas byłam sparaliżowana. Kręgosłup już bolał mnie z bólu. W trasę zabraliśmy ze sobą brata mojego męża Sylwka i jego dziewczynę Kasię, chociaż wiedzieliśmy że i tak nie będą mogli wejść nawet do budynku TV.
Dobra trzeba się wziąć w garść! Jesteśmy przed budynkiem TV POLSKIEJ! Nogi jak z waty! Ale cóż trzeba iść! Mnóstwo ludzi, jest znajoma twarz, pan który był w komisji. Zaprowadził mnie do przebieralni, gdzie zostawiłam swoje rzeczy. Mieliśmy jeszcze trochę czasu więc czekałam z mężem przed studiem na kanapie. Nie mogłam uwierzyć, że tu jestem! Stres był okropny! Serce to myślałam że mi wyskoczy z piersi. Nic nie wiem… kiedy wejdę i co dalej… Nie chciałam pytać, bo wszyscy o coś pytali więc nie chciałam wprowadzać jeszcze więcej chaosu zresztą pan powiedział „ Na wszystko przyjdzie czas i pora proszę czekać na swoją kolej” Więc czekałam i słuchałam co mówią inni! W końcu dostałam karteczkę do wypełnienia z kątem bankowym, a że wszystkie dane były w torbie w przebieralni to poszłam tam z mężem, siedziała tam już jakaś dziewczyna wypełniała to samo co ja zapoznałyśmy się ale nie bardzo garnęła się do rozmowy myślę sobie - pewnie wstydliwa. Mąż wyją mi dokumenty bo ja to nic nie byłam w stanie znaleźć, wypełnialiśmy w tym momencie weszła z kuferkiem Agnieszka. Poznałyśmy się na eliminacjach, byłyśmy w jednej dziesiątce. Coś fantastycznego zobaczyć kuferek z „Melodii”. Opowiadała że udało jej się dotrzeć do finału ale go niestety nie wygrała! Nagle ściągnęła bluzkę i przebrała na inną a tam przecież był mój mąż, który całą tą sytuacją czuł się nieco zażenowany. A ona nic, zero reakcji to są takie emocje, że nie zwraca się uwagi na szczegóły, spytała tyko czy ta bluzka pasuje? Mój mąż natychmiast wyszedł, w gruncie rzeczy to nasza wina bo była to damska przebieralnia, przeprosiłam Agnieszkę, ale ona naprawdę wcale się nie gniewała. Ja dokończyłam wypełnianie świstka i wyszłam zaraz za nim, gdy nagle na korytarzu, ku mojemu dużemu zaskoczeniu, ukazał się kto? No kto? ROBERT JANOWSKI!!! To naprawdę jak zjawa, jak bym ducha zobaczyła a przynajmniej istotę nadprzyrodzoną! Nie wiedziałam co zrobić. Nie chciałam żeby widział moją dziwną reakcje, stanęłam jak wryta, złapałam się ręką za serce i odskoczyłam w bok do pierwszego lepszego pomieszczenia, gdzie było dużo ciuchów i siedział jakiś pan. Domyśliłam się że to pewnie garderoba. Pan powiedział – słucham pani do którego odcinka! Ja na to – nie, nie, nie ja na razie nie! Ja po prostu chyba pana Roberta zobaczyłam i weszłam tu odetchnąć. Pan zaczął się śmiać. Wtedy wyszłam i poszłam na górę. A tam jeszcze większe zamieszenie i dużo więcej ludzi. Oddałam karteczkę z numerem konta. Usiadłam koło męża na kanapie, i mówię że widziałam Roberta i że omal nie zemdlałam, on że też widział i wyjaśnił mi że właśnie skończyło się nagranie jakiegoś odcinka, i że to chyba publiczność wyszła, że tak dużo ludzi jest. Siedzieliśmy oboje strasznie zestresowani i  szeptaliśmy że mamy już dość tego wszystkiego i nigdy więcej czegoś takiego już nie chcemy przeżywać aby tylko to jakoś przetrwać! Niektórzy zdawali się być całkowicie na luzie ale to chyba pozory. Wrócił Robert, usiadł przy stoliku tak, że był odwrócony do nas twarzą. Wtedy nic już do szczęścia mi nie brakowało oparłam głowę na ramieniu męża i zachłannie patrzyłam się na Pana Roberta, nie spuszczałam z niego oka nawet na sekundę! Chciałam się napatrzeć na całe swoje życie, bo może już nigdy nie będę miała takiej okazji! Pana Roberta uwielbiałam dużo przed powstaniem „Jakiej To Melodii”, jako nastolatka zakochałam się nie tak w nim samym jak w jego głosie i jego piosence „Mury Jerycha” nie mogłam uwierzyć że teraz go widzę na żywo! Widzę jak pali te śmieszne cienkie papieroski, jak się śmieje, jak rozmawia tak zwyczajnie tak normalnie tak jak zawsze sobie wyobrażałam. Jest tyko nieco niższy i drobniejszy niż wydaje się w telewizji. Miałam ochotę pstrykać mu zdjęcia chodź wiedziałam że nie wypada. Dziwiłam się wszystkim tym którzy nie zwracali na niego uwagi. A dla mnie on był cudem!
Myślę że bardzo się rozpisuję, nikt tego nie przeczyta a tu długo i jeszcze dłużej mógł by pisać. O ludziach tam poznanych, o tej atmosferze i w ogóle! "   

Zawsze uwielbiałam tę piosenkę choć jej tekst nie jest optymistyczny ale słucham ją od lat:
    
  "Stepowanie kota w mroku" - Kobranocka

wiem, ludzie się wieszają
rzucają się pod pociąg
świat stał się poligonem raju
gdzie strzela się dobrocią
hałasem w czoło się pukania
najgłębszą ciszę nam uśmiercą
a to jest odgłos włosów rwania
albo niemrawy przytup serca

Łagodny petting Twoich powiek

jak stepowanie kota w mroku
łagodny petting Twoich powiek
kroplami futra kapie spokój

szukasz po pustych swych kieszeniach

klepanie biedy tak podnieca
świat to klepisko pocieszenia
gdzie klepie się po plecach
tak trwamy jak na płótnach Goy`i
obłęd nas wybrał, nie my jego
nasz świat to wynik paranoi
a od niej nie ma nic piękniejszego

łagodny...


wiem, ludzie się wieszają

rzucają się pod pociąg
świat stał się poligonem raju
gdzie strzela się dobrocią

łagodny...

poniedziałek, 24 września 2012

"Windą do nieba" Dwa Plus Jeden

Po nieudanych  eliminacjach 2001r. w Poznaniu i drobnym sukcesie w programie "Dozwolone od lat 40" jeszcze w kilku innych konkursach udawało mi się wygrać drobne muzyczne upominki. O melodii jednak nigdy nie zapomniałam chociaż jakoś przestałam już wierzyć, że kiedykolwiek tam wystąpię. (To co w nawiasie dopisałam gdy skończyłam już pisać post bo wcześniej nawet nie zorientowałam się, ze dziś jest właśnie 24, dziwne jest to że to właśnie dziś miałam ochotę coś napisać! Dziś mija miesiąc od śmierci babci Broni http://mojajakatomelodia.blogspot.com/2012/09/atwopalni-maryla-rodowicz.html która odeszła od nas w 10-tą rocznice naszego ślubu, chociaż cały dzień mieliśmy informacje od lekarza, że stan się poprawia co pozwoliło nam na rocznicowy wypad w Bory Tucholskie nad jezioro do miejscowości Wdzydze Kiszewskie i pozwiedzanie pięknych okolic nad trzema jeziorami Gołuń, Wdzydze i Jelenie i popstrykania ślicznych zdjęć z wieży widokowej a na polu biwakowym  mieliśmy spędzić noc pod namiotem i  okazało się że.... zapomnieliśmy namiotu... prawie nie możliwe ale jednak, a żaden domek które oglądaliśmy nie spełniał naszych wymagań i w drodze powrotnej do Gdańska o godzinie 20 : 10 - właśnie jest ta godzina na moim komputerze i to jest przypadek czy... - dostaliśmy tą przykrą wiadomość. Jeszcze tydzień temu w niedziel grillowaliśmy z babcia i miałam takie fajne zdjęcia, które zginęły bezpowrotnie jak również te z wypadu rocznicowego bo zaraz po pogrzebie zgubiłam aparat - to chyba nie mógł być przypadek. Żal i złość jeszcze bardziej podsyciła strata tych ostatnich zdjęć z babcią!!! Cóż zostaje nam pamięć!!! )
 "Koń do taktu zamiata ogonem
"Mendellsohnem" stukają kopyta"
Moje odwieczne marzenie o ślubie i wielkim wiejskim weselu w końcu się ziściło! Pojechałam "Windą do nieba" 24. 08. 2002r., kiedy to postanowiliśmy z Pawłem zawrzeć związek małżeński, bo w końcu od roku mieszkaliśmy w Gdańsku i mieliśmy pracę o którą tak długo walczyliśmy w naszym regionie.
O naszej walce z bezrobociem mogła bym długo pisać, ale że raz już to zrobiłam w pamiętniku bezrobotnych-  nie che się powtarzać, bo zajęło by to kilkanaście postów. Linki do książki można znaleźć w poście: http://mojajakatomelodia.blogspot.com/2012/08/tak-moje-zycie-upywao-przy-dobrej-muzyce.html . Za uzbierane weselne pieniądze pierwszą rzeczą jaką wiedziałam, że kupie sobie na pewno było video!!! Ach jaki teraz miałam raj!!! W końcu mogłam nagrywać na video i odtwarzać sobie odcinki melodii, do tego pilot był imitacją guzika do zatrzymywania muzyki i odgadywania tytułów. Znowu zaczęłam intensywniej przygotowywać się do eliminacji. Jednak jakoś ciągle brakowało mi ... no właśnie... już nie pieniędzy na podróż na eliminacje... ale brakowało mi odwagi i wymyślałam przeróżne powody aby jednak nie jechać na te eliminacje. Najlepsza wymówka to taka, że czekam, aż zrobią eliminacje w Gdańsku, a nie ciągle w Warszawie , Krakowie, Poznaniu... niestety w Gdańsku eliminacji ciągle nie było... Przestałam o tym myśleć. Przez 3 lata zmienialiśmy stancje w różnych miejscach w trójmieście - mieszkaliśmy w różnych dzielnicach Gdyni i Sopotu. Ja zaczęłam od pracy jako opiekunka do małej Kingi ale po ślubie gdy stwierdziliśmy, że będziemy wkrótce chcieli mieć pewnie dzieci, muszę szukać pracy na etacie. Bardzo, żal było mi się rozstać z małą Kingą, ale dostałam prace na 3/4 etatu w "Biedronce" w czasach kiedy było tam bardzo ciężko i chociaż nieraz po wielu niezapłaconych nadgodzinach szłam do pracy ze łzami w oczach zmęczona i przepracowana - nigdy nie narzekałam - bo praca była dla mnie najważniejsza! Przyszedł trudny czas dla stoczni w Gdyni w której pracował mój mąż - przestali płacić wypłaty i nikogo nie obchodziło jak utrzymasz rodzinę w mieście gdzie nikt nie poczeka na zapłatę za mieszkanie. Ja zmieniłam pracę na inną sieć tym razem był to "Lewiatan" gdzie była dużo lepsza atmosfera a  pracownik był bardziej szanowany. Nie było łatwo przeżyć z jednej wypłaty i małych, nieregularnych zaliczek ze stoczni. Mąż też chętnie zmienił by prace ale stocznia skutecznie utrudniała zwolnienie się z pracy - chociaż nie wypłacała pensji.  Ciągle nie mogliśmy pogodzić się z tym, że musimy mieszkać w mieście, chociaż pochodzimy ze wsi i ciągle za tą Naszą wsią niestety tęsknimy - bo czujemy, że tam jest nasze miejsce tyle, że tam nie ma pracy i jak to mówią przyszłości! Stwierdziliśmy jednak, że skoro tak bardzo tęsknimy a w mieście wcale nie jest tak różowo to jednak podejmiemy próbę powrotu. Paweł zwolniła się ze stoczni bez wypowiedzenia co skutkowało dyscyplinarką - ale 3 miesięczne wypowiedzenie nie wchodziło tu w rachubę, bo zwyczajnie nie mieli byśmy za co żyć i tak już były dni w których aby mieć na chleb musieliśmy rozpakować woreczek drobnych grosików które zebraliśmy pod kościołem w dniu ślubu, rzucanych prze gości razem z ryżem na szczęście.
Po latach dowiedzieliśmy się, że w sumie mogliśmy iść do sądu pracy i wygrać jeszcze odszkodowanie od stoczni za utrudnianie zwolnienia się z pracy i niewypłacanie pensji na czas - ale kto o tym wiedział wtedy??? Chociaż z jednej strony był żal, że znowu się nie udało to jednak perspektywa kolejnego powrotu w rodzinne strony była tak kusząca, że o niczym innym nie myślałam. W rodzinnym domu mieliśmy dość miejsca aby się urządzić z powrotem. mieliśmy jeden pokoik i kuchnie. Była wiosna 2005r. Paweł  w miarę szybko znalazł prace jako spawacz w Iławie. Chociaż nie płacili zbyt wiele a dojazdy do Iławy kosztowały trochę bo to było 30 km, to jednak wypłacane tygodniówki starczały na wszystko. Odetchnęliśmy po długich miesiącach borykania się z brakiem kasy w trójmieście. Ja oczywiście znowu szukałam pracy - ale praca dla kobiety w naszej gminie nadal była szczytem marzeń. Szybko darowałam sobie jeżdżenie i wydawanie pieniędzy na dojazdy w poszukiwaniu pracy - znałam to z przed lat z autopsji i wiedziałam, że to jest bez sensu. Skupiłam się na zbieraniu ziółek - i sprzedaży ich - zwłaszcza zbiór lipy był dochodowy. Tyle, że czułam jakbym cofnęła się w czasie a jednocześnie w rozwoju i wróciła do czasów mojego bezrobocia z przed lat. Matko!!! I tak ma wyglądać nasze życie na wsi! Fajnie!!?? - jest ogródek i dużo świeżego powietrza, jest rodzina i jest miło bo Pawła tygodniówki wystarczają na chleb i dobre zakupy. Tylko co ze mną. Przecież znowu zaczynam odczuwać to co kiedyś "bezsens" życia.
I znowu z ratunkiem przyszła do mnie melodia... No tak może jednak czas pomyśleć o niej poważniej. Tylko co ja im tam opowiem gdy pojadę na kolejne eliminacje - przecież wiem już, że trzeba być "ciekawym" człowiekiem aby chcieli Cię pokazać w TV i nie ważne co umiesz, chociaż wiedza jest atutem ale nie jest najważniejsza. Studiów żadnych nadal nie mam, nie mam ciekawej pracy a jedyne moje podróże to te za szukaniem pracy... Nie mam nawet prawa jazy, które tu na wsi przydało by się bo aby dojechać do jakiejkolwiek pracy to na autobusy nie ma co liczyć. Tyle, że ja boje się jeździć samochodem - tak mi się przynajmniej wydaje. Jako pasażer - nie ma problemu! W końcu wile lat przejeździłam atostopem do szkół w Olsztynie i Kwidzynie. Kierowanie samochodem było dla mnie czarną magią - niemożliwą do zrozumienia i do opanowania! Przepisy to właściwie znam - uczyła się gdy przed laty Paweł zdawał na prawko i pomagałam mu to zrozumieć i się nauczyć, ale sama jazda... nie, nie dam rady!!! Jak nie dam rady?! To jak ja chcę dać radę dostać się do Jakiej To Melodii, kiedy ja tak prostej rzeczy nie potrafię zrobić jak prawo jazdy!!! Myślę sobie "-nie rób z siebie ciamajdy!!! - takich ludzi w TV nie potrzebują - musisz pokazać, że coś potrafisz osiągnąć a wtedy może i tam się uda!" Po konsultacji z mężem, czy stać nas na to abym zrobiła prawko - zapisałam się na kurs przy okazji namawiając ciocie, która od lat bała się też zrobić prawka a bardzo by jej sie przydało bo pracowała w Prabutach 10 km od Lubnowy i codziennie do pracy musiał ją wozić mąż. Jedna drugą podtrzymywała na duchu. To była jazda bez trzymanki - takich "mało kumatych" kursantek pan instruktor to chyba nie maiła od lat! Strach paraliżował wszystkie nasze ruchy i gdyby nie praca i cierpliwość mojego męża, który poświęcał nam godziny nauki po lesie i na placu manewrowym to chyba w życiu byśmy się nie nauczyły jeździć. Nasz instruktor składał właśnie papiery do Wyższej Szkoły im. Pawła Włodkowica w  Płocku Filia w Iławie - bo chciał zostać egzaminatorem a bez wyższego wykształcenia nie było takich możliwości. Pomyślałam, że też taki już właściwie, "starszy człowiek" nie boi się studiować, ja tam chyba po latach przerwy od średniej szkoły nie dała bym rady w życiu, chociaż jak zrobię to prawko.... nie to za proste bo już jestem prawie na mecie- może jak dostanę się do melodii to pomyśle o studiach.

(Wedle życzenia kasuje to co wydaje się komuś niebezpieczne - chociaż moim skromnym zdaniem takiego bloga nie przeczyta i raczej nie zainteresuje się nikt "zagrażający" - ale może faktycznie lepiej dmuchać na zimne -jeśli napędziłam stracha to przepraszam za zbytnią szczerość - nie umiem pisać inaczej niż jest naprawdę ale z drugiej strony gdybym miała komuś zaszkodzić nie tylko sobie a komuś innemu to wole skasować pewne zdania...więc ciach i nie ma! Pozdrawiam)

Ja gdy odebrałam prawko od razu wybrałam się z Iławy do Olsztyna aby udowodnić sobie, że zasłużyłam na to prawko. Mam prawko od 6 lat i nie miałam żadnej stłuczki i żadnej kolizji - pomijając wąską bramę u kolegi Pawła i tegoroczne wycofywanie na własnym podwórku i stuknięcie w drzwi nowego samochodu kuzynki - ale to już chyba rutyna mnie zgubiła - jak mówi mój tata! Od początku jeździłam dużo - chociaż walczyłam ze sobą bo to nie było moje ulubione zajęcie - wiedziałam, że tylko doświadczenie i praktyka da mi przyjemność w jeżdżeniu! W końcu to mam - teraz mogę jechać na koniec świata!  Gdy jeden cel został osiągnięty swoje kroki pokierowałam do Urzędu Pracy w Suszu, by nie tracić czasu zapisałam się na "kurs księgowości komputerowej". Komputer był dla mnie czarną magią podobnie jak jazda samochodem ale we współczesnych czasach nie ma możliwości istnienia dla kogoś kto chce coś osiągnąć, bez umiejętności obsługi komputera. Mi chodziło raczej o kurs obsługi tylko komputera, ale że w urzędzie mieli z komputerem tylko księgowość, stwierdziła, że biorę co dają! Chociaż jak się potem okazało wcale tak chętnie nie chcieli dać bo trzeba było być do tego kursu po szkole ekonomicznej a ja miała tylko ogólniak i umieć podstawy obsługi komputera a u mnie było to "zero" to i tak wywalczyłam sobie swoją "nieustępliwością" miejsce na kursie i byłam bardzo z tego dumna chociażby dlatego iż wartość kursu była dość wysoka (gdyby ktoś chciał go robić prywatnie to kosztował około 3 tyś) więc wiedziałam, że na pewno wiedza zdobyta na nim przyda mi się w przyszłości. Jednak kurs miał się zacząć dopiero w czerwcu 2006 roku. Ojej co tu teraz robić przez te właściwie pół roku. No cóż może powalczymy o melodie!!! Nagrane kasety poszły w ruch! Założyłam kolejny zeszycik z wykonawcami i tytułami piosenek, skrupulatnie od nowa je spisując. Ten sposób wydawał mi się najwłaściwszy - czym więcej wertuje zeszyt i pisze - tym więcej zapamiętuję a to jest niezbędne do trzeciej rundy, chociaż nadal wolę zapamiętywać po dźwięku - jest to dal mnie o wiele łatwiejsze. Codziennie oglądam program i czekam z niecierpliwością na informacje o eliminacjach, które mogą być tym razem obojętnie w jakim mieście, bo ja i tak wiem że na nie pojadę... chociaż koniec stycznia 2006 eliminacje w Zakopanem przerosły moje zapały ale co tam! Wiosna już niedługo a eliminacje są średnio co 3 miesiące to na pewno coś się trafi i mam pewność, że nie będzie dalej niż do Zakopanego. Początek kwietnia 2006 - eliminacje w Warszawie ! Jadę - będzie co ma być!!!

Ostatnia piosenkę w konkursie http://mojajakatomelodia.blogspot.com/2012/08/moja-muzyka-to-ja-zdzisawa-sosnicka.html "Dozwolone od lat 40-tu" wybrana do "Mojego programu na małym ekranie" była właśnie piosenka Dwa Plus Jeden "Winda do nieba" i chociaż tekst nie do końca mówi o szczęśliwej miłości to jednak piosenka zawsze kojarzyła mi się z wymarzonym wiejskim weselem z końmi i bryczką! ( prawie na końcu filmiku):

"Windą do nieba"-  Dwa Plus Jeden


Mój piękny panie raz zobaczony w "Technicolorze"
Piszę do pana ostatni list
Już mi lusterko z tym pana zdjęciem też nie pomoże
Pora mi dzisiaj do ślubu iść
Mój piękny panie ja go nie kocham, taka jest prawda
Pan główną rolę gra w każdym śnie
Ale dziewczyna przez świat nie może iść całkiem sama
Życie jest życiem pan przecież wie

Już mi niosą suknię z welonem

Już Cyganie czekają z muzyką
Koń do taktu zamiata ogonem
"Mendellsohnem" stukają kopyta

Jeszcze ryżem sypną na szczęście

Gości tłum coś fałszywie odśpiewa
Złoty krążek mi wcisną na rękę
i powiozą mnie windą do nieba [x3]

Mój piękny panie z tego wszystkiego nie mogłam zasnąć

Więc nie mógł mi się pan przyśnić dziś
I tak odchodzę bez pożegnania jakby znienacka
Ktoś między nami zatrzasnął drzwi

Już mi niosą suknię z welonem...

sobota, 15 września 2012

"Łatwopalni" Maryla Rodowicz

Wena to jest coś co jest potrzebne do wszystkiego co próbujemy stworzyć więc do pisania na blogu również - a mi ostatnio jej brakuje... 
W ostatnim czasie straciłam swoją chyba największa fankę... swoją jak i samego programu "Jaka To Melodia". Babcia Bronia miała 92 lata ale nikt tak jak ona nie potrafił przeżywać porażek zawodników w JTM. Krytykować jeśli ktoś słabo wciskał lub mylił się w odpowiedziach - mi samej nieźle się też dostało jak słabo mi poszło. Panu Robertowi tez nieraz się oberwało jak nie uznał komuś tytułu. Nikt tak jak ona nie potrafił cieszyć się ze zwycięstw zwykłych, nieznanych jej ludzi. Chociaż na co dzień słuchała tylko radia "Maryja", w TV oglądała tylko wiadomości i "Mode na sukces" to potrafiła docenić tak rozrywkowy program jak "Jaka To Melodia" i zawsze mówiła:
- Idę na melodyjkę.
Nie opuszczała żadnego odcinka i nawet jak gościliśmy się czy grillowaliśmy razem, patrzała na zegarek i o odpowiedniej porze wstawała i mówiła:
- Idę na melodyjkę.
A teraz... myślę, że w niebie pierwszym jej życzeniem od Pana Boga był telewizor z antena ściągającą Jak To Melodia... mam nadzieje, że jeszcze kiedyś mnie poogląda.
Najbardziej żałuję, że nie zdążyłam Jej zawieźć do kościoła wygranym samochodem z Melodii - ale pewnie musiała by na to czekać następne 92 lata... Do tego nigdy jej nie pozdrowiłam na antenie choć wciąż o tym myślałam - a na miejscu zawsze zapominała...
"Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą" a nawet jeśli żyją niby długo to wciąż jest to za mało dla tych co pozostają ... 

Czułam, ze najpierw muszę to napisać bo inaczej ruszę z miejsca...


"Łatwopalni" -Maryla Rodowicz



Znam ludzi z kamienia,
Co będą wiecznie trwać
Znam ludzi z papieru,
Co rzucają się na wiatr

Refren:

A my tak łatwopalni
Biegniemy w ogień,
By mocniej żyć
A my tak łatwopalni
Tak śmiesznie mali
Dosłowni zbyt

Wiem, że można inaczej żyć
Oszukać, okpić czas
Wiem jak zimno potrafi być
Gdy wszystko jest ze szkła

Ref.

Świat między wierszami
Największy ukrył skarb
Wiesz - w to miejsce czasami
Odchodzi któryś z nas
Odchodzi któryś z nas
Odchodzi któryś z nas




wtorek, 21 sierpnia 2012

"Moja muzyka to ja" - Zdzisława Sośnicka

Do "Melodii" się wtedy nie dostałam ale to nie zmieniło mojego podejścia ani do tego programu ani do innych programów muzycznych. Właśnie w maju 2001. w programie "Dozwolone od lat 40-tu" z serii "Przeboje Starszych Nastolatków" 
ogłoszono konkurs na "Mój program na małym ekranie"

 - zadaniem uczestnika było podać listę 20-tu ulubionych piosenek i uzasadnić ich wybór. Nagrodą miała być emisja 10-ciu wybranych z tej listy tytułów i stworzenie z tego jednego tygodniowego odcinka wakacyjnego "Dozwolone od lat 40-tu" - więc laureatów miało być tylko ośmiu. Jak tylko usłyszałam o konkursie - to stwierdziłam, że w "melodii" się nie udało ale może tu spróbuje zaistnieć. Od razu chciałam wziąć się za pisanie ... ale jak to zrobić? Które piosenki umieścić na jakim miejscu, chociaż kolejność nie miała znaczenia to jednak u mnie na kartce widniała by jakaś kolejność i zawsze któraś z tych piosenek była by pokrzywdzona. Gdy zaczęłam wymieniać piosenki w myślach, nie zapisując tylko wyliczając - wychodziła mi magiczna liczba ulubionych piosenek chyba ze 100 albo więcej. Jeden dzień myślałam i ni w ząb nie wiedziałam jak to ugryźć - żal mi było każdej piosenki która miała by się nie znaleźć na tej liście. Żal był tak okrutny że aż -może to trochę dziwne - ale płakałam... Nie mogłam powstrzymać łez ze złości i bezradności - że nie potrafię wybrać 20-tu piosenek a tak bardzo chciałbym ułożyć "Swój program na małym ekranie"!!! Zrezygnowałam!!!Co tydzień powtarzali i przypominali o konkursie i wypominali, że otrzymują bardzo dużą ilość nowych propozycji ale konkurs nadal trwa i wybiorą tylko te najciekawsze. Ja nadal maiłam, żal do siebie, że nie potrafię zrobić tak prostej rzeczy - ale odpuściłam na dobre!
Zaczęły sie wakacje 2001 i puszczono pierwszy program ułożony z listy propozycji wybranej przez twórców programu, osoby uczestniczącej w konkursie. W związku z dużym zainteresowaniem, ogłoszono, że jednak jeden program będzie składał się z dwóch propozycji dwóch osób i do programu będzie wybrane 6 piosenek z 20-tu propozycji danego uczestnika. Puszczono tabliczkę z napisem np.
"Piosenki wybraliśmy z listy propozycji nadesłanej przez pana Jana Kowalskiego z Olsztyna. Pozdrawiamy!"
Żal mi się zrobiło, że na pewno nie będzie to żadna moja propozycja, bo zwyczajnie stchórzyłam a konkurs już zakończony. Jak oglądałam program, to myślałam że mi pikawka wyskoczy a krew napływała mi gwałtownie do głowy - jak bym miała wybuchnąć i wybuchłam... takim przerażającym płaczem, że chyba w życiu tak nie płakałam. Jak teraz to wspominam to wydaje mi się to nie możliwe, aby tak ktoś mógł się przejąć tym, że nie wziął udziału w jakimś konkursie. Dla mnie to nie był "jakiś" konkurs - to miały być piosenki "mojego życia" i czułam że dałam plamy! W tym płaczu, nie wile myśląc wyjęłam kartki które trzymałam w barku starego segmentu, powyrywane ze strych zeszytów jeśli zostawało w nich coś czystego, które używałam do pisania listów, których pisałam wtedy tony po wiele, wiele stron, krateczka pod krateczką, bo zawsze miałam duuuuużo do napisania np na 6 stron podaniowych... więc kartki były mi ciągle potrzebne. Wyjęłam 20 kartek - ale stwierdziłam, że to będzie za dużo do małej koperty którą w tej chwili dysponuje i będę musiała wtedy jechać specjalnie na pocztę aby wysłać ten list, po kopertę i po znaczek bo koszt znaczka zależny jest od ciężaru, a strasznie zależy mi aby list wysłać, jeśli już go napisze to jak najprędzej, chociaż konkurs już zakończony ale to mnie wtedy nie interesowało - ważne aby doszedł mój list. Więc aby ograniczyć ciężar listu wzięłam  10 kartek z małego zeszytu i przecięłam na pół. Wyszło więc 20 małych karteczek. Cały czas płacząc zaczęłam pisać na osobnej kartce, próbując się streszczać jak najbardziej i najszybciej - jak to było z udziałem w tym konkursie - mniej więcej to co wam opisałam wyżej - zakończyłam list tym, iż z powodu niemożliwości wyboru 20 najbardziej ulubionych piosenek wyśle im 20 kartek z tyłami piosenek które w tej chwili przyjdą mi jako pierwsze do głowy i wiążą się z jakimiś wspomnieniami z mojego życia, a kartki pomieszam przed wrzuceniem do koperty tak aby żadna z tych piosenek nie była na liście ani pierwsze ani ostania, że wszystkie są na "Pierwszym miejscu w moim sercu" i że wiem, iż konkurs już się zakończył ale czuję, że teraz muszę to napisać- i zaczęłam! Ograniczone miejsce na małej karetce zapobiegało zbyt długiemu opisowi sytuacji związanej z daną piosenką, do czego zawsze mam i miałam skłonności - jak zresztą być może zdarzyliście zauważyć, że pisze zbyt dużo!? Pisałam krateczka po krateczce, tak jak zawsze to robiłam i z obu stron kartki - pierwszą piosenką jaką opisałam na pewno było "Piechota do Lata" - Bajm  z czym ona się wiąże opisywałam wam już w poście: http://mojajakatomelodia.blogspot.com/2012/05/piechota-do-lata-bajm.html 
Nie pamiętam całej listy 20 piosenek - pisałam tak szybko i w pośpiechu pakowałam do koperty i w prost biegłam do skrzynki przy sklepie aby wysłać ten list, chociaż to bodajże była niedziel i listonosz nie pracowała, najważniejsze było jednak dla mnie aby wrzucić ten list i uznać go za wysłany! Jak już to zrobiłam odetchnęłam z ulgą jak bym zrobiła coś co było najtrudniejsze a zarazem najważniejsze na świecie! Byłam dumna z siebie - chociaż chyba wypłakałam się za wszech czasy! Wtedy stwierdziła, że płacz ma magiczna moc i potrafi być mobilizujący. Więc nie należy się powstrzymywać od łez. Od tego momentu płacz zaczęłam traktować jako terapie szokową! Dział do dziś!
Miną lipiec i chyba połowa sierpnia - oglądałam co tydzień programy innych uczestników, licząc, że może ktoś choć jedną dwie piosenki z mojej listy również wybrał do swojej listy i zdarzały się a cała reszta i tak przeważnie należała do listy setek moich ulubionych więc tym chętniej oglądałam ten program! Aż tu nagle w jakimś kolejny programie ukazała się tabliczka:
W tym momencie nie czytałam ani początku ani końca bo znałam to na pamięć, myślałam że jest standardowy. Wpatrywałam się tylko w swoje imię i nazwisko (jeszcze panieńskie): Donata Krępic - taka byłam dumna, że było ono na antenie a jeszcze bardziej byłam dumna, że dopisali "z miejscowości Lubnowy" - przecież nikt nie ma pojęcia gdzie leży taka wieś -ale może w końcu ktoś się dowie! Zawsze denerwowało mnie jak ktoś pytał skąd jestem a gdy mówiłam z Lubnowy to nikt nie wiedział o czym mówię nawet ludzie z pobliskich okolic - wszyscy znali np Obrzynowo 5 km od Lubnowy czy Kamieniec ale Lubnowy nikt!!! Zawsze - chociaż nie wiem dlaczego zależało mi na promocji mojej wsi - i nigdy nie wstydziłam się jak niektórzy że pochodzę właśnie z niej, np na fladze na przystanek Woodstock miałam napisane właśnie LUBNOWY: ale o tym już pisałam w poście: http://mojajakatomelodia.blogspot.com/2012/07/marzenia-sie-speniaja-majka-jezowska.html - za chwile wstawię tez filmik z "Moim Programem na małym ekranie" i na końcu tego filmu będzie tez fragment nagrany z TV2 z koncertu Przystanku Woodstock z 1999 r w Żarach - gdzie bardzo wyraźnie widać nasza flagę LUBNOWY.
Zaczęto puszczać piosenki, rytm mojego serca przyspieszał, a na policzki wyszły rumieńce. Po mojej głowie szwędały się myśli - jak to się stało, że jednak pomimo zakończenia konkursu wybrali moją listę? Jakich 5 piosenek zostanie puszczonych? Jest pierwsza najważniejsza czyli "Piechota do Lata" Bajm - a dalej to juz sami sobie zobaczcie: 

 Po emisji programu pobiegłam szybko na boisko gdzie w tej chwili grał w piłkę mój chłopak Paweł, mój brat Artur i mój wujek Grzesiek, któremu zawdzięczam  między innymi  to, że w dojrzalszym życiu zaczęłam słuchać muzyki Rockowej a nie jakiegoś disko czy popu ( o tym może kiedyś opowiem) w każdym razie pobiegłam się od razu im się pochwalić moim małym sukcesem i jednocześnie poprosić Grześka aby nagrał mi powtórkę programu na kasetę VHS bo w przeciwieństwie ode mnie on posiadał video, które było moim marzenie, bo ułatwiło by mi naukę do Jakie To Melodii i może umiałabym więcej i więcej mogła bym się wykazać na kwietniowych eliminacjach, o czym była mowa w przednim poście. A tak byłam skazana na nagrywanie na kasety magnetofonowe. Magnetofon stawiałam przy głośniku telewizora i podczas emisji programu JTM nagrywałam go na te zwykłe kasetki. Jakoś dźwięku był okropna. Nie raz nie rozumiałam nawet tytułu gdy próbowałam to spisać do jakiegoś zeszyciku, ale nauczone w tym czasie piosenki znam na pamięć do tej pory chociaż większość z nich leci w melodii już teraz bardzo rzadko, nad czym ubolewam bo zastąpiły je popularne melodyjki dyskotekowych przebojów - czego nie mogę zdzierżyć - bo nie dość że tego nie lubię to jeszcze muszę się tego nauczyć i łamać sobie język tytułami po angielsku!!! A jak czegoś się nie lubi to i ciężko się nauczyć!
Wybrane do programu piosenki to:
2. "Jedziemy autostopem"- Karin Stanek
3. "Córka rybaka " - Wały Jagielońskie
4. "Zegarmistrz światła" - Tadeusz Woźniak
5. "Czas nas uczy pogody" - Grażyna Łobaszewska
6. "Windą do nieba" - Dwa Plus Jeden
Myślę, że będzie okazja kiedyś opisać dlaczego miedzy innymi te piosenki wtedy wybrałam i z czym wiążą się one.
Dopiero podczas oglądania powtórki programu, doczytała się na tabliczce pod moim imieniem i nazwiskiem, iż przyznano mi nagrodę za najciekawszy list, która wyślą pocztą. To był kolejny dzień radości. Jak również dzień w którym listonosz przyniósł mi nagrodę z TV Gdańsk... były to dwie płyty CD jedna z przebojami Czesława Nimena, którego uwielbiam a druga to podwójna składanka "czarno - biała" pt. "... BEZ NAS ANI RUSZ..." z rożnymi przebojami, różnych artystów z którymi współpracował zespół ALIBABKI. Była to płyta, która była zapisana na mojej liście "Płyty do kupienie gdy będę miała na to kasę..." ależ byłam szczęśliwa, że mam ją już teraz 04. października 2001r. - taka datę wpisałam sobie na okładce płyty aby pamiętać!!!
Czwarta piosenka na "białej płycie" to:
"Moja muzyka to ja" - Zdzisławy Sośnickiej

 Kłopotów nie miewam wcale
Nocami śpię głębokim snem
Nie myślę nigdy, co dalej
Bo życie za krótkie jest
Chociaż raz, słuchaj
Jeżeli słów mi brakuje, to śpiewam
Szkoda dnia, szkoda nas
Tańczę w rytm dni i tego mi trzeba

Moja muzyka - to ja, moja muzyka - to ja
Moja muzyka - to ja...

A kiedy staję na scenie
By ludziom od siebie coś dać
Tego nigdy nie zmienię
Że kocham te dni
Tak, jak kocham Was
Chociaż raz, słuchaj
Jeżeli słów mi brakuje, to śpiewam
Szkoda dnia, szkoda nas
Tańczę w rytm dni i tego mi trzeba

Moja muzyka - to ja, moja muzyka - to ja
Moja muzyka - to ja...

Chcesz funky, czy bluesa
Coś Ci powiem
O, słuchaj - zatańcz raz
Przestań marzyć i śnić
Pokochaj ten rytm, zacznij żyć
Słuchaj, słuchaj
Jeśli słów mi brakuje, to śpiewam
Szkoda dnia, szkoda nas
Tańczę w rytm dni i tego mi trzeba

Moja muzyka - to ja, moja muzyka - to ja
Moja muzyka - to ja...

Moja muzyka, moja muzyka
Moja muzyka - to ja...
Dla wszystkich ludzi, obcych ludzi
Muzyka moja...
Czasami jednak waham się...

Moja muzyka - to ja, moja muzyka - to ja...

Słyszałam ją tu po raz pierwszy ale utkwił mi refren tego utworu w głowie do dziś, bo jakoś dziwnie się z nim identyfikuje chociaż nie śpiewam piosenek na scenie to jednak "Moja muzyka to JA!!!"